Rejsy po wielkich rzekach Europy - Wołdze, Dunaju, Renie czy Dnieprze - są coraz bardziej popularne, często połączone ze zwiedzaniem historycznych miast albo wypoczynkiem na luksusowych pokładach statków. Czysty relaks? Wielkie rzeki, a zwłaszcza wielkie jeziora zaporowe, potrafią być równie niebezpieczne jak otwarte morze.
Wisła to nie Wołga, a kilkaset metrów szerokości polskiej rzeki to nie kilka-kilkanaście kilometrów szerokości zbiornika Kujbyszewskiego, gdzie doszło w niedzielę do tragedii.
Jedyne co można porównać, to pojemność statków i to, jak zachowują się na wodzie. Polski "Wars" jest tramwajem wodnym, zabiera 150 osób. Na Rosyjskiej "Bułgarii" powinno być 120-140 pasażerów. Z wygodnych dolnych kajut mieli taki widok jak z niższego pokładu "Warsa". Ta bliskość lustra wody to właśnie groźne podobieństwo.
Fala czasem wchodzi na pokład, a to nie są morskie statki żeby w jakiś ekstremalnych warunkach chodziły Wojciech Falkowski, kapitan statku "Wars"
"Ciężka sprawa"
- Fala czasem wchodzi na pokład, a to nie są morskie statki żeby w jakichś ekstremalnych warunkach chodziły - tłumaczy Wojciech Falkowski, kapitan statku "Wars" w Warszawie.
Tylko że Wołga czasami przypomina morze. - Wtedy robimy zwrot dziobem pod wiatr i trzymamy bezpieczne obroty - mówi Falkowski. Wie o tym każdy kapitan, jak i o tym że bez sprawnych silników statek obraca się bokiem do fali. - To są sekundy minuty, kabiny są zalane, statek się przechyla na jedną stronę. Ja to przeżyłem, to jest bardzo ciężka sprawa - mówi kapitan Falkowski.
Podobieństwa są drobne
W Polsce takiego scenariusza nikt sobie nie wyobraża. Nie chodzi tylko o surowo egzekwowane bezpieczeństwo, a o to że nasza żegluga śródlądowa jest o wiele mniejsza i pływa po mniejszych wodach. Podobieństwa są drobne.
- Powiedzmy sobie szczerze. Większość statków jest stara ich koszty utrzymania są bardzo duże - mówi kapitan Tadeusz Wolski statku "Dziewanna" w Szczecinie. - Trudno kupić nowy, bo krótkie rejsy wycieczkowe to niezbyt dochodowy interes - dodaje.
Co innego takie jak te w Rosji. Z Sankt Petersburga do Moskwy w 11 dni, lub dalej juz bardziej malowniczo przez Jarosław, Kazań, zbiornik Kujbyszewski, Samarę do Astrachania w 14 dni. Takie rejsy Niemcy kupują z rocznym wyprzedzeniem, chętni są też w Polsce.
Za minimum 6 tys. zł solidny kapitan na pewno zadba o pasażera. Z usług armatora który w trosce o zyski zapomniał o naprawach i zabrał zbyt wielu pasażerów nikt w Polsce nie korzystał.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24