Nie butla z gazem, ale konstruowanie fajerwerków własnej produkcji było przyczyną wybuchu, do jakiego doszło w czwartek w Jeleniej Górze (woj. dolnośląskie). Okazało się, że 31-letni Marcin O. zgromadził w domu kilkanaście kilogramów materiałów pirotechnicznych i wybuchowych. Usłyszał już zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty zdrowia lub życia sąsiadów.
Do tej pory policja informowała jedynie o "nieustalonych okolicznościach" czwartkowego wybuchu. Według sąsiadów silny huk przypominał eksplozję butli z gazem.
Po incydencie i sprowadzeniu saperów okazało się, że jednak, że w mieszkaniu znajdowało się 10 kilogramów materiałów pirotechnicznych, 2,5 kg wybuchowych i 100 litrów kwasu siarkowego - dowiedziało się RMF FM.
Na czas ich zabezpieczenia policja musiała ewakuować kilkadziesiąt osób zamieszkujących okolicę.
"To był po prostu zwykły proszek"
Materiały gromadził 31-latek, pracujący na co dzień w firmie transportowej. W wyniku eksplozji doznał on niegroźnego urazu ręki.
W rozmowie z TVN24 matka mężczyzny przekonuje, że w zbieraniu wspomnianych materiałów i samodzielnym konstruowaniu sztucznych ogni nie było nic niebezpiecznego. Jej zdaniem syn miał po prostu "nietypowe hobby".
- To był zwykły proszek na fajerwerki. Każdemu coś w życiu może nie wyjść. Sam chciał sobie coś zrobić, no i po prostu to wybuchło mu w rękach. I tyle - mówi matka Marcina O. - Dobrze, że takie niewinne eksperymenty nie skończyły się gorszą tragedią - dodaje.
Prokuratura postawiła już mężczyźnie zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty zdrowia lub życia przez jego sąsiadów. 31-latek przyznał się do winy, złożył też wyjaśnienia.
Za gromadzenie materiałów pirotechnicznych i wybuchowych grozi mu nawet do ośmiu lat więzienia.
Autor: ts//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24