|

Paragraf 23. Ojciec Rydzyk i publiczny grosz

GettyImages-1051894730
GettyImages-1051894730
Źródło: Mateusz Wlodarczyk/NurPhoto via Getty Images

"Na co wydaliście pieniądze podatników?". Wydawać by się mogło, że na tak postawione pytanie każda instytucja, która dysponuje publicznym groszem, powinna odpowiedzieć z marszu i w szczegółach. W dodatku o każdej żądanej porze. Pięcioletnia batalia o ujawnienie wydatków fundacji ojca Tadeusza Rydzyka pokazuje, że prawo obywateli do informacji o ich własnych (choć oddanych państwu) pieniądzach to figura dosyć teoretyczna.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Za komuny była taka wywrotowa piosenka, z następującą treścią: podmiot liryczny domaga się od dygnitarzy średniego szczebla ujawnienia, na co wydali pieniądze pochodzące ze składek. Ale nic z tego. Nie dowiaduje się. Za to władza uznaje go za wroga ustroju i tym samym wprawia go w osłupienie.

Zmieniły się czasy, zmienił się świat przedstawiony. Ale mechanizm pozostał. Stowarzyszenie, które domaga się ujawnienia wydatków fundacji ojca Tadeusza Rydzyka, jest odsądzane od czci i wiary. Przedstawiciele władzy zarzucają mu szkodnictwo społeczne.

Oczywista oczywistość (o podatkach)

Żeby zrozumieć, dlaczego ta sprawa musi wprawiać w osłupienie, trzeba zacząć od samego początku. A nawet od, być może przesadnego, dydaktyzmu.

Każdy obywatel część swoich pieniędzy oddaje państwu. Gdy coś zarobi, oddaje część zarobku w postaci podatku dochodowego. Niektórych państwo zwolniło z podatku od dochodów, ale na zakupach część ceny praktycznie każdego towaru to podatek.

Najczęściej to VAT (Value Added Tax, czyli podatek od wartości dodanej), dla niepoznaki oznaczany na paragonach literami PTU (podatek od towarów i usług). Na niektóre towary (prąd, benzyna, papierosy, alkohol, samochody) również akcyza. Są jeszcze inne podatki, ale nie czas i miejsce, żeby nad wszystkimi szczegółowo się rozwodzić. Ważne jest, że nie ma ucieczki przed podatkami. Kto próbuje uciekać, temu grozi kara - począwszy od mandatu, a skończywszy na więzieniu.

Warto czasami powtarzać rzeczy oczywiste. Gdy w 2017 roku Związek Przedsiębiorców i Pracodawców zlecił sondaż na temat świadomości obywateli o podatkach, okazało się, że co piątemu ankietowanemu wydaje się, iż nie płaci żadnego podatku, a prawie połowa zapewniała ankieterów, że nie płaci VAT. A przecież płacą wszyscy. Bo chyba każdy przynajmniej raz w życiu zrobił zakupy na paragon.

Pieniądze z podatków obywateli wydaje rząd i samorządy lokalne. Skoro są to pieniądze wypracowane przez obywateli, obywatele mają prawo wiedzieć, na co władza je wydaje. Nawet jeżeli władza dofinansowuje instytucje niepubliczne, to cały czas są to pieniądze podatników. I podatnicy mają prawo wiedzieć, jakie są dalsze losy ich pieniędzy.

To nie są publicystyczne postulaty. Takie w Polsce obowiązuje prawo.

Jak rząd dotuje ojca Rydzyka? Materiał magazynu "Polska i Świat" z lutego 2021 roku
Źródło: TVN24

Reguły gry (uproszczone)

Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji nie tylko o działalności organów władzy publicznej. Prawo to obejmuje również uzyskiwanie informacji o działalności innych osób, w tym osób prawnych na przykład w zakresie, w jakim gospodarują one majątkiem Skarbu Państwa. Tak stanowi Konstytucja RP.

Prawo do informacji przysługuje każdemu bez wyjątku. Nie ma wymogu działania z czyjegoś upoważnienia, nie ma wymogu pełnoletności. Nie ma też potrzeby uzasadniania, po co komuś jakaś informacja. Jawność to jawność. I nikt nie musi się nikomu tłumaczyć, jak zamierza z tej jawności korzystać. Do tego sprowadza się przepis ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Gospodarowanie pieniędzmi podatników, oficjalnie i podniośle zwanymi "środkami publicznymi", też jest jawne. To z kolei mówi ustawa o finansach publicznych.

Z drugiej strony, jak to w życiu, są tajemnice. Każdy ma prawo do prywatności. Obowiązuje też dość restrykcyjna zasada ochrony danych osobowych.

Co się dzieje, gdy prawo do informacji staje w konflikcie np. z prawem do prywatności? Generalnie jawność powinna być zasadą, a tajemnica wyjątkiem. Co ważne, przekonująco uzasadnionym wyjątkiem. Ale za każdym razem sporne sprawy rozstrzygają sądy.

Tak w uproszczeniu wyglądają reguły gry. Teraz przedstawmy przypadek fundacji ojca Rydzyka.

Prośba jakich wiele

Pięć lat temu Stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska, działające "na rzecz zwiększenia przejrzystości i uczciwości życia publicznego" oraz "na rzecz swobodnego dostępu do informacji publicznej" zażądało od Fundacji Lux Veritatis informacji.

To standardowe działanie. Takie instytucje jak Watchdog pytają różne instytucje o różne sprawy.

Tu Watchdog Polska pytało Lux Veritatis o to, jakie przedsięwzięcia z wykorzystaniem pieniędzy publicznych prowadziła fundacja od 2008 roku; wraz z wykazem, od kogo, ile pieniędzy publicznych i na co dostała. Stowarzyszenie żądało też informacji o konkretnych wydatkach, jakie poczyniła fundacja ojca Rydzyka z otrzymanych pieniędzy publicznych, na przykład komu i za co zapłaciła. Te informacje miały dotyczyć tylko 2016 roku.

Fundacja Lux Veritatis nie odpowiedziała w przewidzianym przez prawo terminie. Watchdog Polska złożyło więc skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Tak zaczął się prawny bój o informację, który trwa do dziś i końca nie widać.

Spór ten przeszedł przez sądy administracyjne, prokuraturę, a obecnie odbywa się przed sądem karnym, gdzie trwa proces Tadeusza Rydzyka i dwojga pozostałych członków zarządu Lux Veritatis. W tle zaś całej sprawy pojawił się Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny oraz... zdumiewające publiczne wystąpienia prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, do czego tu jeszcze wrócimy.

Sprawy administracyjne (dwie instancje) i sprawy prokuratorskie (wraz z kontrolą sądową) trwały latami i przeplatały się ze sobą w czasie. Przez lata obrosły tyloma skargami, odpowiedziami, wyrokami, postanowieniami i odwołaniami, że aby były zrozumiałe, trzeba przedstawić tylko ich skutki. I to zarówno w skrócie, jak i w uproszczeniu.

0107N333XR PIS DNZ SOBSKA RYDZYK
Ojciec Rydzyk przed sądem
Źródło: TVN24

Informacja udzielona nie w pełni

Po interwencji Watchdoga w sądzie Fundacja Lux Veritatis udostępniła zestawienie swoich przychodów pochodzących z publicznych pieniędzy za lata 2008-2017. Znajduje się tam prawie pięćdziesiąt dotacji od instytucji państwowych, samorządowych oraz Fundacji Nasza Przyszłość (w radzie której również zasiada ojciec Rydzyk) najczęściej na przedsięwzięcia związane z popularyzacją wydarzeń i postaci historycznych, produkcje telewizyjne, projekty związane z edukacją medialną i inne. Najmniejsza dotacja - 4 tysiące złotych, od władz miejskich Piotrkowa Trybunalskiego, przeznaczona była na "wykonanie 15-minutowego materiału filmowego na podstawie widowiska historycznego 'Kmicic Europy, czyli sąd nad Krzysztofem Arciszewskim'". Najwyższa - 400 tysięcy złotych, od Fundacji Nasza Przyszłość, na wyposażenie studia telewizyjnego w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej.

Jednak informacji o szczegółowych wydatkach związanych z przedsięwzięciami dotowanymi z publicznych pieniędzy (przypomnijmy Watchdog żądał informacji o tych wydatkach tylko za 2016 rok) Fundacja Lux Veritatis już nie udostępniła. Stwierdziła, że gdyby udostępniła, "mogłoby to łączyć się z naruszeniem przepisów o ochronie tajemnicy przedsiębiorcy bądź przepisów o ochronie danych osobowych".

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł jednak, że fundacja Rydzyka powinna rozpatrzyć wniosek również o udostępnienie wydatków. I nie może zasłaniać się tajemnicą ani ochroną danych osobowych. "Dane osobowe osób, z którymi zawarto umowy, umożliwiają bowiem obywatelską ocenę tego, czy realizację umowy organ powierzył osobom posiadającym odpowiednią wiedzę i umiejętności pozwalające na jej wykonanie, a sama umowa nie była w istocie zakamuflowanym sposobem nieuprawnionego przepływu środków publicznych do osób prywatnych" - napisał sąd w uzasadnieniu. WSA w Warszawie wymierzył fundacji grzywnę - tysiąc złotych. Jednak informacji o poszczególnych wydatkach na realizację dotowanych publicznymi pieniędzmi projektów Fundacja Lux Veritatis nie ujawniła do dziś.

W międzyczasie fundacja powołała się jeszcze na formalną kwestię związaną z udostępnianiem tzw. informacji przetworzonej, ale to już bardzo skomplikowane zagadnienie dla koneserów procedur.

Prokurator niczym adwokat

Watchdog Polska zawiadomiło więc prokuraturę, że zarząd Fundacji Lux Veritatis nie udostępnia informacji publicznej. Za takie zaniechanie prawo (a dokładnie ustawa o dostępie do informacji publicznej w artykule 23 - warto zapamiętać ten numer do końca tekstu) przewiduje karę nawet do roku więzienia.

Prokuratura jednak albo umarzała, albo odmawiała wszczęcia postępowań w tej sprawie. Stowarzyszenie Watchdog Polska, po wyczerpaniu drogi odwoławczej, samodzielnie oskarżyło przed sądem karnym troje członków zarządu Fundacji Lux Veritatis: Tadeusza Rydzyka, Jana Króla i Lidię Kochanowicz-Mańk. Przewód sądowy został otwarty w czerwcu tego roku. W czerwcu minęło również pięć lat od wystosowania przez Watchdog Polska pierwszego wniosku o informację do Fundacji Lux Veritatis.

Podkreślmy, oskarżycielem w sprawie jest samo Stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Prokurator nie oskarża w tym procesie. Prokuratura nie przygotowała aktu oskarżenia, bo uznała, że zarządu fundacji oskarżać nie ma o co.

Nieoczekiwanie jednak, gdy sprawa zawisła na wokandzie, prokuratura włączyła się do tego postępowania.

Ma do tego prawo. Prokurator może uczestniczyć w każdym postępowaniu. Nie tylko w sądach, ale i w urzędach. Jednak w sprawie, gdzie na ławie oskarżonych zasiada ojciec Rydzyk wraz ze swoimi zastępcami z zarządu fundacji, prokurator występuje w dość niecodziennej roli. Zachowuje się tak samo jak obrońca, czyli wnosi o umorzenie postępowania i usprawiedliwia ojca Rydzyka oraz zarząd fundacji, która nie w pełni udzieliła informacji publicznej. Konkretnie to powołuje się na przepis Kodeksu karnego, wedle którego nie popełnia przestępstwa ten, "kto pozostaje w usprawiedliwionym błędzie co do okoliczności stanowiącej znamię czynu zabronionego".

Wbrew wnioskom prokuratury i obrony sąd postępowania nie umorzył. Proces trwa, przesłuchiwani są świadkowie. Jednak przystąpienie prokuratury do procesu zarządu Fundacji Lux Veritatis to niejedyne zaskakujące wydarzenie w tej sprawie. W nim ważne są daty.

"Zupełnie nieistniejąca okoliczność"

Prawnicy Watchdog Polska sporządzili akt oskarżenia przeciwko ojcom Rydzykowi i Królowi oraz Lidii Kochanowicz-Mańk 19 czerwca 2020 roku. Po prawie dziewięciu miesiącach - 12 marca 2021 roku sąd zawiadomił oskarżyciela o terminie pierwszej rozprawy. Pomiędzy tymi datami - 16 lutego 2021 roku pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek. Trzeba trafu, że dotyczy on przepisu, z którego oskarżony jest ojciec Rydzyk i pozostali członkowie zarządu Lux Veritatis.

Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska
Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska
Źródło: TVN24

Sędzia Manowska chce, aby Trybunał uznał za niezgodny z konstytucją artykuł przewidujący karanie za nieudostępnienie informacji publicznej. Jej zdaniem przepis ten jest nieprecyzyjny - "nie pozwala na ustalenie, jakie działania polegające na niewykonaniu obowiązku udostępnienia informacji publicznej skutkują zagrożeniem sankcją". Trzydziestodwustronicowy wniosek Manowskiej dotyczy również innych przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. I już wzbudził falę krytyki jako mogący doprowadzić do ograniczenia jawności działania władz ze szkodą dla obywateli. Ale w tym jednostkowym przypadku na wyeliminowaniu z ustawy przepisu karnego (czyli artykułu 23) w pierwszej kolejności skorzystałby zarząd Lux Veritatis z Tadeuszem Rydzykiem na czele.

Na temat tego, kto skorzysta na jej wniosku, prezes Manowska milczy. Rzecznik Sądu Najwyższego Aleksander Stępkowski, pytany przez reportera "Czarno na białym" TVN24 Rafała Stangreciaka, zapewnia, że obu spraw nie łączy żaden związek.

- To nie ma żadnego znaczenia. Ważne jest, aby w przestrzeni publicznej nie funkcjonowały przepisy, które są niekonstytucyjne. To jest zupełnie nieistniejąca okoliczność w perspektywie samego wniosku pierwszego prezesa Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego - utrzymuje rzecznik Stępkowski.

Sprawa z wniosku prezes Manowskiej nie trafiła jak dotąd na wokandę Trybunału. Uprawnione urzędy zajęły jednak stanowiska w tej sprawie. Rzecznik praw obywatelskich uważa, że dostęp do informacji publicznej jest jak najbardziej zgodny z konstytucją. Natomiast wniosek pierwszej prezes, aby karanie za nieudostępnienie informacji publicznej uznać za niezgodne z konstytucją, poparł prokurator generalny.

Rozprawa Ziobry o metodzie

Stanowisko prokuratora generalnego w sprawie przed Trybunałem podpisał zastępca, Robert Hernand. Jednak sam prokurator generalny Zbigniew Ziobro nie odżegnuje się od publicznego zabierania głosu w tej sprawie. I wbrew temu, co twierdzi rzecznik Sądu Najwyższego, prokurator generalny widzi związek między sprawą w Trybunale a sprawą ojca Rydzyka.

- Kilka podmiotów skierowało do Trybunału Konstytucyjnego wnioski o to, aby TK rozpoznał sprawy, czy nie mamy tutaj do czynienia z deliktem konstytucyjnym, który sprawia, że obowiązujący przepis ustawy karnej daje podstawy do nadużyć. Ofiarą takich nadużyć pada między innymi Fundacja Lux Veritatis i osoby nią zarządzające - mówił Ziobro na antenie Radia Maryja, którego szefem jest oskarżony ojciec Tadeusz Rydzyk.

Ziobro, w czasie występów na antenie rozgłośni redemptorystów, nie krył oburzenia z powodu skierowania przez Watchdog Polska aktu oskarżenia przeciwko zarządowi Fundacji Lux Veritatis.

0105N235X F16 SKALSKA NEWS
Ziobro o sądowym procesie fundacji ojca Rydzyka: w sposób oczywisty i jasny widać, że to naciągana sprawa
Źródło: TVN24

- Tutaj nie chodzi o sprawiedliwość i prawo, lecz o nękanie i inwigilację. To są metody wzięte rodem z reżimu Łukaszenki - takich słów prokurator generalny użył w odniesieniu do wniosku Watchdog Polska, aby na potrzeby procesu karnego zarządu fundacji Rydzyka sąd zabezpieczył dowody, czyli zatrzymał lub odebrał fundacji nośniki danych lub korespondencję.

Zarówno ojciec Rydzyk, jak i Zbigniew Ziobro w publicznych wypowiedziach próbują dezawuować wiarygodność i podstawy działania Stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Padają zarzuty o finansowanie z zagranicy, choć Watchdog wcale nie ukrywa swoich źródeł finansowania. Ojciec Rydzyk w kontekście tej sprawy podnosi larum, jakoby jego fundacji odbierano dobre imię metodami właściwymi dla zbrodniczych reżimów totalitarnych.

Gorliwość reprezentantów władzy

Choć sprawa, której rozstrzygnięciem jest zainteresowany oskarżony Tadeusz Rydzyk, jest zarejestrowana w Trybunale, publicznie zabrała głos wybrana na sędziego tegoż Trybunału, była posłanka Prawa i Sprawiedliwości Krystyna Pawłowicz. Napisała: "WSPIERAM Fundację LUX VERITATIS i NIE ŻYCZĘ sobie udostępniania informacji na ten temat lewackiej, antychrześcijańskiej sieci WATCHDOG Polska nękającej sądownie tę katolicką Fundację" [pisownia oryginalna - red.].

W rejestrze spraw, które wpłynęły do Trybunału, nie ma na razie informacji, kto będzie osądzał konstytucyjność wspomnianego artykułu 23, na podstawie którego przed sądem karnym odpowiada zarząd Fundacji Lux Veritatis. Ale od 25 kwietnia wiadomo, że zasiadająca w Trybunale Krystyna Pawłowicz "wspiera Fundację Lux Veritatis". Rozpatrując rzecz logicznie i semantycznie: wspieranie wyklucza bezstronność wspierającego wobec wspieranego. A sędzia Trybunału powinien cechować się bezstronnością, nawet w sprawach, w których nie orzeka.

Pytania o bezstronność i o potencjalny konflikt interesów muszą się rodzić również wobec prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Wprawdzie on sam deklaruje, że stoi wyłącznie po stronie prawa. "Jako prokurator generalny mam ogląd tej sprawy i mogę powiedzieć, że skierowanie oskarżeń wobec przedstawicieli fundacji bez żadnego aktu oskarżenia jest skrajnym nadużyciem prawa" - wyrokował na antenie Radia Maryja. Ale jednocześnie wyraża osobisty stosunek do oskarżonych i ich zwolenników: "Chciałbym wyrazić słowa solidarności z ojcem dyrektorem i całą rodziną Radia Maryja. Wszyscy jesteśmy z państwem, bo to, co się dzieje, jest szykanowaniem, które nie mieści się w głowie".

Zbigniew Ziobro gości nie tylko na antenie Radia Maryja. Bywa również gościem na okolicznościowych uroczystościach organizowanych przez ojca Rydzyka, np. na urodzinach rozgłośni. Jakkolwiek by to nie brzmiało, faktem jest, że oskarżony gościł u siebie prokuratora generalnego.

Jest jeszcze trzeci wymiar dwuznacznej sytuacji Zbigniewa Ziobry w tej sprawie. Łączy on unią personalną funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Po prawdzie to nie jest jego wina ani zasługa, bo te dwie instytucje trwale zszyło ze sobą polskie prawo. Fakt jest jednak faktem. Minister sprawiedliwości jest dysponentem Funduszu Sprawiedliwości. Z tego funduszu finansowane są m.in. przedsięwzięcia instytucji związanych z Tadeuszem Rydzykiem, np. Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej oraz... Fundacji Lux Veritatis, której zarząd siedzi obecnie na ławie oskarżonych w procesie, w którym prokuratura, podległa Zbigniewowi Ziobrze, występuje ramię w ramię z obroną.

Zbigniew Ziobro łączy unią personalną funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego
Zbigniew Ziobro łączy unią personalną funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego
Źródło: TVN24

Natrętne déjà vu

Sprawa zarządu Fundacji Lux Veritatis zabrnęła więc bardzo daleko, zaangażowała prokuratora generalnego, wywołała reakcję sędzi Trybunału Konstytucyjnego oraz reakcje części polityków Zjednoczonej Prawicy (m.in.: Jana Marii Jackowskiego, Zdzisława Pupy, Bartłomieja Wróblewskiego, Beaty Kempy), którzy odpowiadając na wezwanie ojca dyrektora również publicznie opowiedzieli się po jego stronie. Sprawy nie byłoby, gdyby Fundacja Lux Veritatis udzieliła informacji w takim zakresie, w jakim zażyczyła jej sobie Sieć Obywatelska Watchdog Polska.

Nie przesądzając rozstrzygnięcia, można założyć, że nawet gdyby w czasie trwania procesu karnego fundacja ojca Rydzyka udzieliła tej informacji, to wydając orzeczenie sąd musiałby wziąć ten fakt pod uwagę. Takie są zasady procesu karnego.

Sprawa zarządu Fundacji Lux Veritatis przypomina inną sprawę sprzed lat, w której niezwykle ważną rolę dla jawności wydatków z pieniędzy podatników odegrał obecny poseł Prawa i Sprawiedliwości.

Jarosław Krajewski, gdy był jeszcze radnym Warszawy z PiS, domagał się, aby ówczesna prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz ujawniła, z kim miasto stołeczne zawiera umowy cywilnoprawne. Szefem klubu radnych PiS w Warszawie był wówczas Maciej Wąsik, który popierał działania Krajewskiego. Prezydent umów ujawnić jednak nie chciała. Używała zresztą niemal identycznych argumentów jak Fundacja Lux Veritatis w sporze z Watchdogiem - ochrona danych osobowych, tajemnica, prywatność etc.

W tamtym czasie Krajewski, nie mogąc uzyskać interesujących go informacji, zawiadomił prokuraturę. Tak, tak. Dokładnie na podstawie tego samego przepisu (art. 23 ustawy o dostępie do informacji publicznej), który dziś prokurator generalny uznaje za niezgodny z konstytucją. Sprawa dotarła aż do Sądu Najwyższego, który w listopadzie 2012 roku orzekł na korzyść Krajewskiego, a warszawski ratusz ostatecznie ujawnił - po nazwisku i po nazwie firmy, z kim, za ile i na co zawierał umowy cywilnoprawne.

Radny Krajewski domagał się ujawnienia umów Biura Edukacji, lipiec 2012 roku
Radny Krajewski domagał się ujawnienia umów Biura Edukacji, lipiec 2012 roku
Źródło: Archiwum TVN

Standardy i punkt siedzenia

Porównanie tamtych działań Jarosława Krajewskiego, podejmowanych przy poparciu Macieja Wąsika, z obecną postawą Zbigniewa Ziobry oraz popierających fundację Rydzyka polityków władzy, musi rodzić pytania o spójność poglądów obozu Zjednoczonej Prawicy co do jawności wydawania pieniędzy podatników. Zwłaszcza, że nie tylko sama fundacja opiera się obowiązkowi udzielenia informacji o tym, jak gospodaruje powierzonym jej publicznym groszem. Opiera się również część ministrów, gdy pytani są o to, na ile ich resorty wspierają dzieła ojca dyrektora. Obserwując w dłuższym okresie ich odpowiedzi na interpelacje posłów opozycji, widać jak na dłoni, że opracowali już sposoby, jak tych informacji nie udzielić. Poniżej typologia sposobów na unikanie odpowiedzi.

"Na gapę"

To najczęściej stosowany sposób. Pytani ministrowie twierdzą, że nie rozumieją pytania.

"Należałoby przez autora doprecyzować jakimi konkretnymi podmiotami jest zainteresowany" [składnia oryginalna - red.]" - uzasadnił brak odpowiedzi w lutym 2018 roku ówczesny szef gabinetu politycznego premiera Marek Suski po tym, jak poseł Artur Dunin pytał o "podmioty powiązane z działalnością ojca Tadeusza Rydzyka".

- Ja nie rozumiem pytania o finansowanie projektów Tadeusza Rydzyka, ponieważ nie rozumiem tego pojęcia, co znaczy "projekty Tadeusza Rydzyka" - to z kolei słowa wiceministra kultury Jarosława Sellina wygłoszone w Sejmie w czerwcu 2018 roku w reakcji na pytanie posła Adama Szłapki.

To przykłady z poprzedniej kadencji, ale metoda ta tak utrwaliła się w ekipie rządzącej, że zasłaniając się niewiedzą, o jakie podmioty chodzi, odpowiedzi na pytania o publiczne pieniądze dla przedsięwzięć ojca Rydzyka nie udzielali - już w tej kadencji - kolejni członkowie rządu, m.in.: Błażej Poboży, Waldemar Buda, Marcin Romanowski czy Piotr Wawrzyk.

Ojciec Tadeusz Rydzyk
Ojciec Tadeusz Rydzyk
Źródło: Mateusz Wlodarczyk/NurPhoto via Getty Images

Ale nie wszyscy ministrowie utrzymują, że nie wiedzą, o co chodzi, gdy czytają kłopotliwe pytania. Na przykład Waldemar Kraska czy Andrzej Bittel odpowiadają bez zbędnych zastrzeżeń. A są też tacy, którzy wyprzedzają myśli opozycyjnych posłów. Na przykład wiceminister finansów Piotr Patkowski, w odpowiedzi na jedno z poselskich wystąpień, wprawdzie też utyskiwał, że jest niejednoznaczne, ale... sporządził listę czternastu podmiotów, które uznał, że mogą być objęte treścią tego poselskiego pytania. Nie tylko wymienił ich nazwy oraz formę prawną. Podał też numery, pod którymi figurują w Krajowym Rejestrze Sądowym. Po czym zapewnił, że Ministerstwo Finansów ich nie finansuje.

"Na brak kontekstu"

Gdy posłanka Iwona Kozłowska pytała, ile pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości otrzymała Fundacja Lux Veritatis, wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski udzielił zaskakującej odpowiedzi. Przytoczył wartości procentowe, ale nie podał, od jakiej kwoty te procenty należy liczyć. "Podane wartości i dane, są zupełnie bezużyteczne" - zauważyła oburzona posłanka. Wytknęła przy tym resortowi Zbigniewa Ziobry, że przygotowywane przez ministerstwo odpowiedzi na jej pytania "są jak zwykle mocno wymijające, a odpowiadający, co do zasady, wybiórczo odnoszą się do wszystkich zadawanych pytań, tak, iż wiele z nich pozostaje po prostu bez odpowiedzi i jakichkolwiek wyjaśnień".

Oceniła przy tym działanie wiceministra Romanowskiego "jako unikanie podania konkretnej odpowiedzi na pytanie", po czym stanowczo i precyzyjnie zażądała informacji o kwotach "wyrażonych w złotych polskich".

W ten sposób resort sprawiedliwości zyskał dodatkowe trzy tygodnie na przygotowanie kolejnej odpowiedzi.

Wiceminister Romanowski odpowiedział po trzech miesiącach. Wskazał, że procenty odnoszą się do wartości podanych w załączniku nr 13 do ustawy budżetowej. Kwot "wyrażonych w złotych polskich" znów nie podał.

"Na dyskredytację źródeł"

Gdy natomiast ktoś pyta o publiczne pieniądze na przedsięwzięcia ojca Rydzyka, powołując się na informacje z mediów, musi liczyć się z tym, że spotka się z reprymendą przedstawiciela władzy np. w kwestii wiarygodności źródeł lub jej braku.

"Nie będę odpowiadał na pytania oparte na informacjach pochodzących z niewiarygodnych źródeł" - oświadczył minister kultury Piotr Gliński, gdy poseł Adam Szłapka zapytał go, powołując się na tygodnik "NIE", o publiczne pieniądze wydane na jedno z dzieł ojca dyrektora - Muzeum Pamięć i Tożsamość.

Tego sposobu minister Gliński używa również w innych sprawach, gdy idzie o publiczne dofinansowania - np. na zapytanie o dotację dla fundacji urzędującej w dworze Daniela Obajtka.

Sieć obywatelska Watchdog przeciwko fundacji ojca Tadeusza Rydzyka
Sieć obywatelska Watchdog przeciwko fundacji ojca Tadeusza Rydzyka
Źródło: TVN24

"Na tajemnicę prawnie chronioną"

Zdarzają się poselskie pytania o to, czy państwo w ogóle panuje nad pieniędzmi, które przekazuje na przedsięwzięcia związane z toruńskim redemptorystą. Na przykład Joanna Senyszyn dociekała, "czy prowadzono kontrole Fundacji Lux Veritatis i innych interesów tzw. ojca dyrektora Rydzyka" [składnia i tytulatura oryginalna - red].

Otrzymała odpowiedź od szefowej Krajowej Administracji Skarbowej Magdaleny Rzeczkowskiej, że wiąże ją... tajemnica skarbowa. "Mając to na uwadze, nie jest możliwe udzielenie informacji odnośnie kontroli przeprowadzonych w fundacji Lux Veritatis i innych interesów tzw. ojca dyrektora Rydzyka" - skonstatowała Rzeczkowska.

"Na przeczekanie"

Niektóre poselskie interpelacje w sprawie publicznych pieniędzy na dzieła ojca dyrektora bardzo długo czekają na odpowiedź. Rekordzistą jest tu minister sprawiedliwości, który - jak wynika z oficjalnego serwisu internetowego Sejmu - od 150 dni uchyla się od odpowiedzi na pytanie posła Mariusza Witczaka "w sprawie przekazanych środków publicznych na rzecz podmiotów związanych pośrednio i bezpośrednio z ojcem Tadeuszem Rydzykiem oraz Fundacją Lux Veritatis". Na liście przekroczonych terminów (w sprawie publicznych pieniędzy na dzieła redemptorysty) są premier i znów minister sprawiedliwości (stan na 24 września).

Zdarza się, że praktyka brania kłopotliwych pytań na przeczekanie jest skuteczna i uchodzi na sucho. Do ostatniego dnia poprzedniej kadencji premier Morawiecki zwlekał z odpowiedzią na pytania posła Pawła Pudłowskiego o "uzasadnienie przekazania na cele 'imperium' ojca Rydzyka kwoty 214 mln zł". Poseł nigdy nie doczekał się odpowiedzi.

Informacja (nie)publiczna
Informacja (nie)publiczna, materiał magazynu "Czarno na białym" z 2017 roku
Źródło: TVN24

Przeciąganie furty dostępu do informacji

Czy odpowiedzi na swoje pytanie, dotyczące tylko roku 2016, doczeka się Watchdog Polska? Doprawdy trudno w obecnym stanie przewidywać. Warto jednak zwrócić uwagę, że gdyby wymiarowi sprawiedliwości udało się w jakiś sposób przymusić Fundację Lux Veritatis do ujawnienia listy wydatków dokonanych z publicznych pieniędzy, otworzyłoby to drogę do domagania się w przyszłości ujawnienia wydatków z następnych lat, nie tylko Fundacji Lux Veritatis, ale też innych podmiotów związanych z toruńskim redemptorystą, hojnie dofinansowywanych przez instytucje publiczne.

Czytaj także: