Sześć śrucin w ciele i sześć lat tułaczki. Ośmioletnia kotka Toffi zgubiła się w Szepietowie (województwo podlaskie) i w tym samym Szepietowie po sześciu latach się znalazła. Umierała w samotności, bo ktoś zrobił sobie z niej tarczę strzelniczą. Kotkę udało się jednak uratować i wróciła do swojej dawnej właścicielki.
Wycieńczona, poraniona, głodna i odwodniona - leżała bez sił. Kilkukrotnie postrzeloną kotkę znalazła anonimowa osoba i przyniosła do lecznicy weterynaryjnej. Została uratowana w ostatniej chwili. Trzy odłamki śrutu weterynarz usunął z jej brzucha, ale sześć nadal pozostaje w ciele – w głowie i gałce ocznej. Zwierzę czuje się coraz lepiej i czeka na operację.
Kotce pomogli też pracownicy fundacji Kotkowo z Białegostoku. Odkryli, że zwierzę ma zaburzenia neurologiczne, głównie problemy z poruszaniem się. Po konsultacji z chirurgiem okazało się, że musi przejść kolejną operację.
Pracownicy fundacji zebrali też pieniądze na zabieg, około 800 złotych i upublicznili zdjęcia Toffi w sieci. Post zobaczyła Anna Ciwiś, która rozpoznała na fotografiach swoją Toffi, której szukała od kilku lat.
- Zgubiła się, kiedy miała dwa lata. Przez czas jej nieobecności urosła, przytyła, a w ustaleniu pomógł czip i fakt, że była wysterylizowana – tłumaczy właścicielka.
W 2013 roku pani Anna podróżowała z kotką pociągiem. Wysiadła na stacji w Szepietowie, uchyliła drzwi transportera, w którym znajdowała się Toffi, by kotka mogła złapać trochę świeżego powietrza. Przejeżdżające samochody i hałas wystraszyły zwierzę i spłoszone uciekło.
- Szukaliśmy jej przez cały nasz urlop w Polsce. Wszędzie zostawialiśmy ogłoszenia. Miałam nadzieję, że się odnajdzie, ale z roku na rok ta nadzieja była coraz mniejsza – wspomina Anna Ciwiś.
Jak dodaje, kotka zawsze była silna i waleczna. Okazało się, że poraniona kotka jest tą zaginioną Toffi. Zwierzę trafiło do domu swojej dawnej właścicielki i tam wraca do zdrowia.
Rokowania są dosyć dobre. Śruciny są pod skórą, kości nie zostały znacznie uszkodzone. Operację zaplanowano na najbliższą niedzielę. Prawdopodobnie będzie miała usunięte oko, ale musi to jeszcze ocenić lekarz.
Tego, kto strzelał do kotki na razie nie udało się ustalić.
- Mamy nadzieję, że osoba, która to zrobiła nie pozostanie bezkarna, bo do zwierząt, do istot żywych nie można strzelać. Ponieważ dzisiaj jest kot, jutro pies, a pojutrze może być człowiek – przestrzega Agata Kilon, prezes fundacji Kotkowo.
Prezes Kotkowa ma nadzieję, że po nagłośnieniu sprawy w mediach, ktoś wskaże oprawcę. Właścicielka kotki planuje zgłosić sprawę policji.
Autor: nina/gp / Źródło: TVN24 Białystok
Źródło zdjęcia głównego: Gabinet weterynaryjny Dogwet