Lekarze ze Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu od roku wykorzystują kartonowe pudła, by na nich ćwiczyć operacje jedynym w Polsce, najnowoczesniejszym robotem chirurgicznym Da Vinci. I chociaż mogliby przeprowadzać nawet dwa, teoretycznie bardzo skomplikowane zabiegi dziennie, w dużo prostszy sposób, ministerstwo zdrowia i NFZ nie przewidują finansowania operacji z wykorzystywaniem robotów chirurgicznych.
Da Vinci ratuje życie ludziom i skraca ich cierpienia w wielu krajach świata. Skomplikowane operacje z jego udziałem stają się dużo prostsze dla lekarzy i dużo mniej uciążliwe dla pacjentów, którzy zamiast po dwóch tygodniach, do domu mogą wyjść po dwóch dniach.
Biorąc pod uwagę, że może wykonywać nawet dwie operacje dziennie, to w ciągu ostatniego roku, kiedy to trafił do Wrocławia, podobną ulgę mógłby przynieść kilkudziesięciu chorym w Polsce. Przyniósł zaledwie kilku. I kilkunastu pudłom, na których lekarze ćwiczą, by nie wyjść z wprawy.
Nie ma klasyfikacji, nie ma pieniędzy
Problem od kilku miesięcy jest wciąż ten sam: brak kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. - Pacjenci są i chcą się operować tą metodą, ale oczywiście główny problem to w tej chwili problem finansowy - wyjaśnia prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. - W tej chwili na wszystkie pisma, które kierowaliśmy do ministerstwa zdrowia i do Narodowego Funduszu Zdrowia, dostaliśmy odmowę, a odmowa polega na tym, że w koszyku świadczeń w polskim tłumaczeniu tej klasyfikacji, czyli procedury robotowej, nie ma - dodaje.
Rafał Jurkowlaniec, marszałek województwa Dolnośląskiego rozkłada ręce. - Zdajemy sobie sprawę, że konieczne jest rozwiązanie systemowe. Na funkcjonowanie tego urządzenia muszą być pieniądze z NFZ. Inaczej tego utrzymać się nie da - mówi.
Na własną rękę
Dyrekcja szpitala na własną rękę szuka dla wielu chorych sponsorów na przeprowadzenie operacji. Milion złotych dał również marszałek województwa, ale te pieniądze można przeznaczyć jedynie na amortyzację sprzętu, która jest droga.
Wiesław Tyszkiewicz za swoją operację zapłacił więc sam, ale i to nie było proste, ponieważ szpital pieniędzy przyjąć nie może. Mężczyzna musiał więc zasilić konto fundacji. - Pewnych rzeczy musieliśmy się wyzbyć, sprzedać, ale miałem nóż na gardle i po prostu musiałem - opowiada.
Więcej szczęścia miał Tadeusz Chołówka, dla którego udało się znaleźć sponsora. - Była propozycja, a ja się zgodziłem od razu - mówi.
Problem (nie) do rozwiązania?
Jeśli już dojdzie do operacji, to do Wrocławia zjeżdżają chirurdzy z całej Polski, aby chociaż przez chwilę zobaczyć Da Vinciego w akcji. Takich okazji jest jednak niewiele, bo jak na razie wszystkie prośby szpitala o refundację metody, która na świecie staje sie już normą, lądują w próżni.
- Wykonujący dane świadczenie może to rozliczać, ale według tych stawek i tych świadczeń zdrowotnych, które są rozpisane, a przede wszystkim według tych wycen, które są dzisiaj ustalone - mówi Joanna Mierzwińska, rzecznik dolnośląskiego oddziału NFZ.
Jak się jednak okazuje, przepisów do technologii nie udało się dostosować od roku. Pracownik działu prasowego w ministerstwie zdrowia przez kilka dni nie potrafił reporterowi programu "Prosto z Polski" wskazać nawet osoby, która mogłaby się odnieść do całej kwestii.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24