W 18 mieszkaniach nowo wybudowanego bloku przy Bosmańskiej w Koszalinie ludziom pospadały na głowy sufity. O wielkim szczęściu może mówić kobieta w 7 miesiącu ciąży, która w ostatniej chwili odskoczyła przez upadającym sufitem. Co na to deweloper i wykonawca mieszkań? Sprawdzają, analizują, ustalają kolejne terminy ekspertyz, ale jak na razie niewiele z tego wynika.
Waldemar Hołowczyk, mieszkaniec bloku przy Bosmańskiej 21 w Koszalinie, który pokazuje reporterowi "Prosto z Polski" miejsce skąd odpadł sufit, mówi, że pierwsza jego część spadała pod koniec sierpnia, kolejna kilka dni później - wprost na plecy jego żony.
- Tylko usłyszałam, że coś trzeszczy, pęka, nawet się nie spojrzałam. Tym bardziej, że dwa tygodnie wcześniej spadł sufit w przedpokoju. Akurat w tym czasie z mężem jeszcze spaliśmy, jak to się stało. Zaczęłam więc uciekać - relacjonuje Izabela Hołowczyk.
W jednym z mieszkań lokatorzy leżeli jeszcze w łóżku, kiedy zaczęło trzeszczeć. Na prześcieradło udało im się złapać gruz, cieszą się, bo nie mają żadnych uszkodzeń mebli.
Na naszej klatce, w której mieszkam, sufity poleciały jeszcze przed wprowadzeniem. Została załatana dziura. Niby wszystko było ok, ale po wprowadzeniu, u mojego sąsiada z klatki poleciał jeden sufit, dwa metry kwadratowe może, i zostało to załatane. My byliśmy, szczęście w nieszczęściu, drugim mieszkaniem z kolei, w którym poleciały sufity. Roman Żekieć, mieszkaniec bloku przy Bosmańskiej 21 w Koszalinie
Zniszczone meble
Inni mieszkańcy bloku przy Bosmańskiej 21 w Koszalinie nie mieli tyle szczęścia. Oderwany z sufitu tynk zostawił ślady na meblach i podłodze. W ciągu dwóch lat od oddania bloku do użytku, sufity runęły w 18 mieszkaniach.
- Na naszej klatce, w której mieszkam, sufity poleciały jeszcze przed wprowadzeniem. Została załatana dziura. Niby wszystko było ok, ale po wprowadzeniu, u mojego sąsiada z klatki poleciał jeden sufit, dwa metry kwadratowe może, i zostało to załatane. My byliśmy, szczęście w nieszczęściu, drugim mieszkaniem z kolei, w którym poleciały sufity - mówi Roman Żekieć, mieszkaniec bloku przy Bosmańskiej 21 w Koszalinie.
Ci lokatorzy, którym tynk na głowy już runął, doczekali się sufitów podwieszanych. Reszta żyje w strachu i kilka razy w tygodniu, wymyśloną przez siebie metodą sprawdza, jak mocno tynk trzyma się stropu. - Cały problem jest w tym, że do dzisiaj ani spółdzielnia "Na skarpie", ani firma Flens nie poczuwa się do odpowiedzialności. Oprócz tego, że przyjdą, popukają młotkiem, co mówią? Mówią, że trzyma się, jakoś to będzie. Musicie wytrzymać. A tu i tak leci - skarży się Roman Żekieć.
Czekają na ekspertyzę
Dlaczego tynki spadają nie wiedzą ani generalny wykonawca budynku, ani spółdzielnia, która wybudowała blok. - Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jest zlecona ekspertyza, 20 września będzie dostępna. Ma być przedłożona dla głównego wykonawcy i dopiero odpowiemy na to pytanie - mówi Władysław Omański, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej "Na Skarpie" w Koszalinie.
Generalny wykonawca odpowiedzialnością obarcza firmę, która kładła tynki. Po zamieszaniu ze spadającym tynkiem, firma przestała istnieć. - Staramy się jeszcze w jakiś sposób porozumieć, dogadać. Na dzień dzisiejszy podwykonawca, nie mając środków finansowych na dalsze pokrywanie kosztów usuwania szkody, scedował to bezpośrednio na nas, czyli my, jako generalny wykonawca ponosimy odpowiedzialność za wszystkie zdarzenia - mówi Tomasz Świetlik z firmy Flens.
"Żyjemy jak na bombie"
Spółdzielnia jesienią przeprowadzi kolejny przegląd sufitów. Potem część mieszkań czeka remont.
Według władz spółdzielni zagrożenia dla życia i zdrowia mieszkańców nie ma! Nawet jeśli tynk spadnie komuś na głowę. - Żyjemy troszeczkę na bombie cykającej i tak na prawdę to nie wiemy, w którym momencie nas ta klątwa dopadnie i to spadnie. Ten sufit - mówi Piotr Kondraciuk, mieszkaniec bloku przy Bosmańskiej 21 w Koszalinie.
Dlatego mieszkańcy feralnego bloku wysłali już zawiadomienie do prokuratury.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24