Sprawa zomowca oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka nie wróci już na sądową wokandę. Sąd Najwyższy odrzucił kasację ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego od prawomocnego wyroku, w którym uznano sprawę zomowca Irenusza K. za przedawnioną. - To porażka wymiaru sprawiedliwości - ocenił SN.
Minister Kwiatkowski wnosił, by umorzenie uchylono i skierowano sprawę na powrót do sądu II instancji. Byłby to szósty już proces o śmiertelne pobicie Przemyka.
W ocenie ministra czyn, który popełnił K., nie przedawnia się. Sąd nie przychylił się do takiej argumentacji. Zgadzali się z nią natomiast pełnomocnicy oskarżyciela posiłkowego - Leopolda Przemyka, ojca Grzegorza.
"Prawda wyszła na jaw"
Po ogłoszeniu wyroku Kwiatkowski stwierdził, że powód nieukarania winnych leży jeszcze w czasach sprzed 1989 roku. - W tej sprawie dochodziło do mataczenia w czasach komunistycznych i to mataczenie wpłynęło, że po roku 1989 wymiar sprawiedliwości nie potrafił osądzić i ukarać winnych tego bestialskiego zdarzenia - powiedział minister.
Leopold Przemyk nie chciał komentować orzeczenia SN. Jego pełnomocniczka mec. Ewa Milewska-Celińska podkreśliła, że pomimo oddalenia kasacji "prawda historyczna i tak wyszła na jaw". - Tak się złożyło, że umorzenie z powodu przedawnienia jest po wyroku skazującym, a nie po poprzednich uniewinniających. To dla mnie ma znaczenie symboliczne, prowadziłam tę sprawę 17 lat - powiedziała Milewska-Celińska.
Z kolei obrońca z urzędu Ireneusza K. Jan Brzykcy oświadczył podczas środowej rozprawy, że Kwiatkowski wniósł kasację z powodów politycznych. Podkreślał, że świadczy o tym fakt, iż minister sprawiedliwości ogłosił swoją decyzję w mediach w dniu orzeczenia sądu apelacyjnego, nie znając jego uzasadnienia.
"To świadczy o słabości demokracji"
Zdaniem dr Jana Żaryna, brak kary dla zabójców Grzegorza Przemyka to porażka wymiaru sprawiedliwości. – Historykom – lepiej niż wymiarowi sprawiedliwości – idzie rozliczenie komunistów, którzy stosowali szerokie represje i stworzyli warunki dla bezkarności dla oprawców, jak to było w przypadku Grzegorza Przemyka – powiedział tvn24.pl Żaryn.
I podkreślił, że jednym z warunków demokracji jest rozliczenie z przeszłością - Jeśli do niej nie dochodzi, świadczy to o słabości systemu demokratycznego i pokazuje, jak silna jest wciąż patologia PRL-u – ocenił.
Jego zdaniem, można się zastanawiać nad tym, dlaczego prokurator postanowił nie zakwalifikować śmiertelnego pobicia maturzysty, jako zbrodni komunistycznej (nie ulega przedawnieniu – red.). – Czy była to błędna kwalifikacja czy cyniczny czyn, który miał uchronić Ireneusza K. przed odpowiedzialnością - pyta Żaryn, zastrzegając jednocześnie, że nie chce tego przesądzać.
"Matactwa okazały się skuteczne"
Sąd Najwyższy uznał kasację ministra sprawiedliwości za bezzasadną. Sędzia sprawozdawca Małgorzata Gierszon uzasadniając rozstrzygnięcie stwierdziła, że sąd nie może wchodzić w kompetencje ustawodawcy i tworzyć nowej treści przepisów. Według Sądu Najwyższego skarżący - czyli minister sprawiedliwości - nie respektuje podstawowych reguł wykładni prawa.
Przypomniano, że rozpatrujący poprzednio sprawę Sąd Okręgowy uznał milicjanta Ireneusza K. za winnego, ale jednocześnie nie wskazał znamion istnienia zbrodni komunistycznej. Tego rozstrzygnięcia nie zaskarżyli ani prokurator, ani pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego.
Skoro nie zaskarżyli, to Sąd Apelacyjny nie mógł później uczynić jakichkolwiek rozstrzygnięć na niekorzyść oskarżonego. Ponieważ czyn oskarżonego nie był zbrodnią komunistyczną, uległ przedawnieniu. Skoro sąd uznał, że sprawa jest przedawniona, musiał ją umorzyć.
SN podkreślił, że choć kasacja jest bezzasadna, należy wyrazić ubolewanie, że przez prawie 28 lat, w wolnej Polsce, wymiar sprawiedliwości nie zdołał orzec o merytorycznej zasadności zarzutu postawionego oskarżonemu.
Sąd zwrócił uwagę, że matactwa w tej sprawie z czasów komunistycznych okazały się skuteczne po latach. - Autorytet wymiaru sprawiedliwości, autorytet prawa, buduje się na jego uczciwym respektowaniu i stosowaniu - mówiła sędzia Gierszon.
Wyrok uchylony
W maju 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Ireneusza K. na 8 lat więzienia, zmniejszając karę o połowę na mocy amnestii. Sąd uznał, że w sprawie nie stosuje się ustawy o IPN, lecz przepis kodeksu karnego i ustawy o nieprzedawnianiu przestępstw aparatu władzy sprzed 1989 r., w myśl którego czyn taki jak pobicie skutkujące ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu - nie przedawnia się.
Wyrok ten w grudniu 2009 r. uchylił Sąd Apelacyjny w Warszawie, który uznał, że sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005 r.
Utrudnione śledztwo
Dwa lata temu pion śledczy IPN postawił zarzuty b. milicjantom za utrudnianie śledztwa w sprawie Przemyka. B. szef MSW gen. Czesław Kiszczak jest zaś podejrzany o przekroczenie uprawnień przez utrudnianie i kierowanie na fałszywe tory w latach 1983-84 śledztwa w sprawie tego pobicia.
Sprawa dotyczy jednej z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL. Jej wątek wobec Ireneusza K. przed różnymi instancjami trwa już ponad 27 lat. W maju 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk został zatrzymany w Warszawie przez milicję, w tym przez K. Na komisariacie dostał ponad 40 ciosów pałkami w barki i plecy oraz kilkanaście ciosów w brzuch. Zmarł po dwóch dniach. Pogrzeb Przemyka, syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, stał się wielką manifestacją przeciw władzom.
jaś, mac/sk,tr
Źródło: PAP, Polskie Radio, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24