- Od początku byłem przekonany, że cała sprawa została wykorzystana przez polityków. Jeden chciał się odegrać za ojca, drugi chciał pokazać zasadność powołania CBA, trzeci miał dużo osobistej niechęci do Mirosława Garlickiego – mówi „Gazecie Wyborczej” były dyrektor szpitala MSWiA Marek Durlik.
- Wiem z konferencji prasowych ministra Ziobry, że jego zdaniem lekarze mogli przyczynić się do śmierci ojca. Cała sprawa była wywołana przez ludzi, którzy mieli ogromnie dużo negatywnych emocji – stwierdził dr Durlik, który kierował szpitalem w czasie gdy CBA zatrzymywało szefa kliniki kardiochirurgii. Jego zdaniem cała sprawa została wykorzystana politycznie.
- Panowie z rządu bardzo mnie zaskoczyli takim stosunkiem do szpitala i Garlickiego. Przez wiele lat korzystali bez żadnych zastrzeżeń z usług naszego szpitala. My byliśmy na telefon, na każde życzenie – mówi „GW” lekarz. Według niego politycy PiS także dawali prezenty lekarzom. - Do mojego przyjaciela, który jest profesorem, przyszła rodzina jednego z ministrów PiS i chciała mu wręczyć po operacji kopertę. On powiedział: - Nie chcę. Oni: - Niech się pan nie boi – opowiada.
Jak dodał, domyśla się, kto i dlaczego doniósł na Garlickiego. - Z zawiści. Jeden z lekarzy uważał, że nie mógł się przez Garlickiego rozwijać. A on po prostu nie zdał specjalizacji, bo się nie nauczył. Ludzie Garlickiemu przypisywali swoje osobiste niepowodzenia – uważa były dyrektor kliniki MSWiA.
"Miał syndrom Boga"
Marek Durlik przyznaje, że Garlicki miał trudny charakter, był gwiazdą transplantologii i zdawał sobie z tego sprawę. – Ma syndrom Boga, jak wielu wybitnych chirurgów. Nikt taki nie jest lubiany. To indywidualista, który źle współgra z zespołem i nie potrafi go stworzyć – uważa były dyrektor szpitala. – Prof. Dziadkowiaka, rekomendując mi Garlickiego, mówił, że do małżeństwa to on się nie nadaje, ale do operowania chyba najlepiej w Polsce – dodaje.
Według Durlika kardiochirurg na zespole wymuszał bezwzględne posłuszeństwo i dużo wymagał, na co podlegający mu lekarze skarżyli się, ale oskarżenie o przyjmowanie łapówek przyjął ze zdziwieniem. Całkowicie też odrzuca koronny zarzut o zabójstwo pacjenta. – Nikt nie może wydać telefonicznie polecenia, żeby odłączyć pacjenta od aparatury podtrzymującej życie. Żaden z lekarzy podejmujących tę decyzję nie miał wątpliwości. Dalsze podtrzymywanie terapii byłoby błędem – przekonuje.
Religa rywalizował z Garlickim
Pytany o rywalizacje między Mirosławem Garlickim a Zbigniewem Religą (po którym przejął zespół), były dyrektor stwierdził: - Całe środowisko wiedziało o tej rywalizacji. W tej całej sprawie od początku do końca chodzi o ambicje, o ludzką zawiść. Ja od początku mówiłem, że nie można niszczyć szpitala, Garlickiego, bo cała sprawa polega na ludzkiej zawiści – ocenia.
Nie zaprzeczył, że Garlicki zastał po Relidze rozpity zespół lekarzy. - Nie jest tajemnicą, że w wielu zespołach było normą okazyjne picie alkoholu dostarczanego przez pacjentów. Te butelki były w szpitalach wszędzie. Garlicki zabronił picia, jest abstynentem i fanatycznym wrogiem alkoholu – dodał.
Religa: piło się okazyjnie
Tym słowom zaprzecza w drukowanej także w sobotę rozmowie z "Życiem Warszawy" Zbigniew Religa. - Kategorycznie sprzeciwiam się insynuacjom, że po moim odejściu został rozpity zespół lekarzy. Owszem, w dawnych czasach zdarzało się, że okazyjnie piło się alkohol od pacjentów. Ale nie było to normą na moim oddziale. Tak działo się też w innych klinikach, o czym doc. Durlik, jako dyrektor i ordynator, doskonale wie - zapewnia.
Także zarzuty o konkurowanie z Mirosławem Garlickim są w ocenie byłego ministra zdrowia nieuzasadnione. - Mam wrażenie, że po zamieszaniu wokół Mirosława G., kiedy został zmuszony do odejścia, poczuł się skrzywdzony i teraz próbuje się odegrać. Mówiąc o konkurencji i rzekomej zawiści, zachowuje się jak bardzo rozżalony człowiek. Tylko w taki sposób mogę tłumaczyć jego opinie na temat moich relacji z G. Tylko że tak nie postępują ludzie z klasą. A za takiego go miałem - uważa Religa.
kaw
Źródło: Gazeta Wyborcza, Życie Warszawy
Źródło zdjęcia głównego: TVN24