Trzy lata temu na jej głowę spadł samobójca. On zginął, jej złamał kręgosłup. Dynamiczna i żywiołowa młoda fizjoterapeutka nagle trafiła na wózek inwalidzki. - Dzisiaj pracuję nad tym, żeby całkowicie się usamodzielnić - mówi Beata Jałocha. W rozmowie z "Dzień dobry TVN" opowiedziała o swoim życiu i planach.
W maju 2013 roku samobójca skaczący z 7. piętra warszawskiego wieżowca spadł na głowę idącej chodnikiem Beaty Jałochy. Mężczyzna zginął, kobieta została poważnie ranna. W wyniku nieszczęśliwego wypadku jej rdzeń kręgowy został przerwany, co oznacza, że już nigdy nie wróci do pełnej sprawności.
- Jestem sparaliżowana od pasa w dół, czyli nie mam czucia poniżej linii żeber. Nie mam też kontroli nad tym, co się dzieje poniżej pasa - powiedziała Beata Jałocha.
Wyznała, że krótko po wypadku wstydziła się swojej niepełnosprawności. Teraz też ma momenty bezsilności i irytacji, np. kiedy nie może zrobić normalnie czegoś, co kiedyś robiła bez zastanowienia i musi kogoś poprosić o pomoc lub zrobić to wolniej.
- Byłam dynamiczną osobą, bardzo dużo robiłam, robiłam to szybko. I teraz, patrząc jaki mam charakter, ciężko mi przystosować się do tego, że muszę coś zrobić wolniej, że muszę coś zrobić inaczej - wyjaśniła.
"Tylko cierpliwości muszę się nauczyć"
Jałocha mimo przeciwności losu nigdy się nie poddała. Po wypadku wystartowała w wyborach Miss Polski na wózku 2014, gdzie zdobyła tytuł wicemiss. - Ja w ogóle nie odpuszczam. Jestem takim typem człowieka, który jeżeli nie zrobi czegoś teraz, to zrobi później. Tylko tej cierpliwości muszę się nauczyć - stwierdziła. - Wyznaczyłam sobie cele. Chciałabym wrócić do mojego życia sprzed wypadku. W troszkę w innej formie, bo na wózku - mówiła.
Jałocha powiedziała, że chciałaby wrócić do zawodu fizjoterapeuty. - Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale chciałabym bardzo - dodała.
Autor: pk/gry / Źródło: DD TVN
Źródło zdjęcia głównego: DD TVN