O połowę spadła liczba adopcji niemowląt - alarmuje ośrodek preadopcyjny w Otwocku. Problem narasta od kilku lat, a swoje dołożyła pandemia. Nie chodzi o brak chętnych do adopcji, bo rodziców chętnych do stworzenia prawdziwego domu jest wielu. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Zostały porzucone lub odebrane rodzicom z problemami - najmłodsze ma 10 dni, najstarsze nieco ponad rok i wkrótce będzie musiało opuścić przeznaczoną tylko dla niemowląt placówkę. Ale to, że dziecko opuści ośrodek preadopcyjny w Otwocku, wcale nie znaczy, że trafi do nowej rodziny. Liczba adopcji znacząco tutaj spadła.
Problem narasta od kilku lat, swoje dołożyła pandemia. – To, co zobaczyłam w zeszłym roku, to po prostu mnie załamało. Zajmuję się tym 20 lat i takiego trendu nie widziałam – podkreśla dyrektor Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego w Otwocku Dorota Polańska.
Paraliż adopcji dzieci w Polsce
Jeszcze cztery lata temu w Polsce z pieczy zastępczej do adopcji kwalifikowano mniej niż co dziesiąte dziecko. Nowszych danych nie ma, ale jak przekazuje ośrodek w Otwocku - jeden z dwóch preadopcyjnych w Polsce - sytuacja się pogarsza.
- Praktycznie nastąpił paraliż – uważa wolontariuszka ośrodka w Otwocku Danuta Rydzewska. Wcale nie chodzi o brak chętnych do adopcji, bo kolejka do maluchów stale rośnie. Chodzi o uregulowanie sytuacji prawnej - podjęcie przez sądy decyzji, czy zwrócić dziecko rodzicom biologicznym, czy otworzyć drogę do adopcji. - To trwa czasami miesiącami. Są sytuacje, w których rodzice już mają dziecko, już przychodzą do tego Otwocka naszego, cały dzień je lulają i nadal nie mogą go wziąć do domu – dodaje Danuta Rydzewska.
- Zauważyłyśmy, że piszemy wiele pism do sądów, że rozrósł się mechanizm biurokracji, ale mało za tym idzie konkretnych działań – mówi Polańska.
Sytuacja nie jest taka sama w całym kraju. Są miejsca, gdzie takiego problemu nie ma. - Jest to niestety charakterystyczne dla większych ośrodków dlatego, że tam sądy borykają się z trudnościami dotyczącymi szybkości postępowań – uważa wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce Maja Jabłońska.
Ale chodzi nie tylko o przeciążone sprawami sądy, ale też przepisy, które nie mówią jasno, ile czasu biologiczni rodzice mają na odzyskanie dziecka. - Faktycznie ta procedura mocno się przeciąga i kiedy rodzice biologiczni co jakiś czas przypominają sobie o tej sytuacji, chcą odzyskać dziecko, to tak naprawdę przepisy pozwalają im to przeciągać w nieskończoność – przyznaje specjalizująca się w prawie rodzinnym adwokat Karolina Karlińska-Markiewicz.
Pytania o działania rządu w sprawie adopcji dzieci
O sytuację przeciągających się spraw dziennikarze chcieli zapytać Ministerstwo Sprawiedliwości, które wielokrotnie przekonywało, że reforma wymiaru sprawiedliwości usprawni działania sądów, ale odpowiedź nie nadeszła.
Także Ministerstwo Rodziny nie zdecydowało się porozmawiać na temat szykowanej nowelizacji ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, która ma usprawnić proces adopcyjny, ale w praktyce ograniczy adopcję z zagranicy. - Nie ma powodu, żeby dzieci miesiącami leżały i czekały na zmiłowanie – uważa Rydzewska.
A problem jest palący, bo im dłużej dziecko czeka na rozwiązanie sytuacji prawnej, tym trudniej nie tylko o adopcję, ale też jego prawidłowy rozwój. - Dziecko potrzebuje dwojga rodziców, tych samych, przez cały czas. My się zmieniamy i jednak dziecko to czuje, pomimo tego, że my się bardzo staramy – podkreśla pielęgniarka Alicja Rafał.
Ośrodek robi, co może nie tylko w kwestii opieki nad dziećmi. Placówka w Otwocku jest dotowana przez samorząd, ale co najmniej 20 procent wydatków musi pokryć sama – między innymi na rehabilitacje, leki czy operacje nierefundowane przez NFZ. Rocznie to od 600 tysięcy do miliona złotych.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24