Nie żyje mężczyzna, porwany w sobotę w Tatrach przez lawinę.
Mężczyzna wraz z grupą czterech innych taterników, jest kolejną ofiarą cieszącego się złą sławą żlebu - "maszynki do mięsa" w rejonie Wielkiego Kotła Mięguszowieckiego w Tatrach Wysokich. Do wypadku doszło około godziny 11.00. Taternik, spadł w dół żlebu, do podstawy ściany po tym jak oberwała się półka śnieżna. TOPR wezwali współtowarzysze taternika.
Tuż po otrzymaniu wezwania, na miejsce wypadku poleciał śmigłowiec z ratownikami TOPR i lekarzem na pokładzie.
Mimo blisko godzinnej reanimacji, około 30-letni taternik z Bielska Białej zmarł. - Z informacji uzyskanych od pozostałej czwórki turystów wynika, że od momentu zasypania do wydobycia na powierzchnię poszkodowany był około pół godziny pod śniegiem. Mężczyzna spadł też ze sporej wysokości i miał urazy w obrębie klatki piersiowej -
powiedział doktor Sylweriusz Kosiński z oddziału ratunkowego szpitala w Zakopanem, który razem z ratownikami TOPR poleciał śmigłowcem na miejsce wypadku.
W Tatrach obowiązuje wprawdzie tylko lawinowa "dwójka", jednak w wielu miejscach, zwłaszcza na graniach, wiatr utworzył dużych rozmiarów nawisy. Śnieg leży na zalodzonym podłożu, a to już przy niewielkim obciążeniu może spowodować jego osunięcie i sporych rozmiarów lawinę.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24