Trzy osoby zginęły, a jedna została ranna podczas montażu kabla energetycznego w kopalni należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego KWK Mysłowice-Wesoła. Do wypadku doszło 320 m pod ziemią. Akcja ratownicza trwała pięć godzin
- Wszyscy poszkodowani pracownicy zostali wydobyci na powierzchnię. Jeden przebywa w szpitalu im. Św. Barbary w Sosnowcu, w stanie stabilnym. U pozostałych stwierdzono zgon - mówi Eugeniusz Małobędzki, dyrektor KWK Mysłowice-Wesoła.
Jak poinformował Wojciech Jaros z Katowickiego Holdingu Węglowego, jednego z zabitych mężczyzn znaleziono zawieszonego "na szelkach". Pozostałych trzech ratownicy odnaleźli na dachu klatki windy. Spadło na nich ponad 300 metrów kabla.
320 metrów pod ziemią
Do wypadku doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek. Czterech mężczyzn uwięzionych zostało 320 metrów pod ziemią. Nad ranem na powierzchnię udało się wyciągnąć jednego z nich. Górnicy wykonywali prace na głowicy klatki windy przedziału zachodniego szybu Piotr.
- Około godziny 4.20 dyspozytor kopalni otrzymał informację o wpadnięciu do szybu kabla energetycznego, który mężczyźni tam mocowali. Zdarzenie miało miejsce w przedziale szybu, dlatego nie można było uruchomić windy. Mężczyźni zostali uwięzieni - mówił Jaros.
Co się działo pod ziemią wyjaśni specjalna komisja.
Akcja utrudniona
Jaros opisał przebieg akcji. - Akcja była nietypowa jak na kopalnię, ponieważ dwie klatki są na przeciwwadze. Udało się odpiąć jedną klatkę z przeciwwagi i podpiąć ją inaczej - tak, żeby dało się zjechać. Ratownicy wycieli otwór w przegrodach dzielących obudowy klatek i tamtędy weszli, w związku z tym było bardzo mało miejsca. To powodowało, że nie dało się przyspieszyć akcji zwiększając ilość ratowników- relacjonuje akcję ratowniczą.
"Połamany, ale żyje"
Przed godziną 7.00 wywieziono na powierzchnię pierwszego z poszkodowanych. Połamany, ale żywy - mówił Jaros.
Więcej na temat stanu mężczyzny podał Czesław Kijonka ordynator szpitala w Sosnowcu, gdzie trafił poszkodowany. Według niego, górnik jest przytomny, stabilny oddechowo i poważnie wychłodzony. - Niewiele pamięta. Przekazał nam szczątkowe informacje. Z tego co udało nam się ustalić, to nie był wybuch, był to uraz typu zmiażdżeniowego - oznajmił na antenie TVN24 Kijonka.
Mężczyźni to pracownicy firmy Kopex-PBS.
Dlaczego doszło do wypadku i co zawiodło - sprzęt czy człowiek – to będzie badać komisja z Wyższego Urzędu Górniczego. Teraz służby kopalni przystępują do przygotowana i zabezpieczenia miejsca wypadku tak, aby specjaliści z komisji mogli bezpiecznie zjechać na dół i przeprowadzić wizję lokalną.
- Dochodzenie będzie prowadzone w dwóch kierunkach. Ustalane będzie, czy roboty montażowe były prowadzone zgodnie z przepisami i technologią. Konieczne będą badania laboratoryjne, m.in. uchwytów i zaczepów do mocowania kabla pod kątem właściwości materiałów, z których zostały wykonane. Ocenie zostanie poddana również technologia zabudowy kabli energetycznych w szybie Piotr - poinformowała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego Jolanta Talarczyk.
Jednym z elementów postępowania wyjaśniającego będzie też sprawdzenie, skąd wzięła się różnica w powiadomieniu dyspozytora (ok. godz. 4.20) a "faktyczną godziną wypadku - godz. 2.53". - Godzinę wypadku ustalili nasi inspektorzy - komentuje rzeczniczka WUG.
- Wcześniejsza w stosunku do tego zawiadomienia godzina zdarzenia podana przez WUG została określona przez komisję na podstawie zebranych informacji - komentuje tę różnicę Wojciech Jaros. - Kopalnia, jako zakład górniczy została powiadomiona o godz. 4.17 - dodaje.
Autor: jsy/iga / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24