Warszawska syrenka ma już swoją następczynię. Tym razem w pół kobietę, w pół rybę przemieniła się dziennikarka Monika Olejnik. By znaleźć się na okładce "Machiny" trzeba było pokonać dziewięć innych kandydatek i zdobyć uznanie czytelników magazynu. Póżniej była wyczerpująca, wielogodzinna sesja, ale za to nie byle gdzie, bo w budynku, w którym siedzibę ma PiS.
Wśród kandydatek do miana syrenki były: Kora Jackowska, Irena Szewińska, Małgorzata Foremniak, Kayah, Maria Peszek, Maryla Rodowicz, Omenaa Mensah, Katarzyna Piekarska i Hanna Lis. W wyniku głosowania wygrała dziennikarka Radia Zet i TVN24.
I choć patronat nad konkursem objął stołeczny ratusz, to jej wizerunek nie ozdobi materiałów reklamowych miasta. - Tego mi nie zaproponowano. Wypiłam tylko kawę z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz - mówi.
Były problemy z założeniem ogona, a całość trwała kilka godzin. Męczących. Jednak wszystko rekompensowało miejsce tej wyjątkowej sesji. Za ścianą prawie miałam prezesa PiS-u. Monika Olejnik
Prawdziwa warszawska
Olejnik zapewnia, że jest prawdziwą warszawianką. - Urodziłam się na ulicy Karowej. To blisko Pałacu Prezydenckiego. Wszystko się wiąże z braćmi Kaczyńskimi - dodaje z uśmiechem. I szybko nawiązuje do sesji zdjęciowej.
- To nie był najłatwiejszy dzień zdjęciowy. Były problemy z założeniem ogona, a całość trwała kilka godzin. Męczących. Jednak wszystko rekompensowało miejsce tej wyjątkowej sesji. Otóż była robiona w budynku, gdzie siedzibę ma Prawo i Sprawiedliwość przy Nowogrodzkiej - mówi Olejnik. I żartuje: – Za ścianą prawie miałam prezesa PiS-u.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24