Rzecznik rządu i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego odpierają zarzuty, jakoby ABW podsłuchiwała dziennikarzy "Rzeczpospolitej" i TVN. - Na polecenie prokuratury i za zgodą sądu, podsłuchiwano tylko osoby podejrzewane w sprawie korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI - stwierdził Paweł Graś. A ABW w kolejnym już komunikacie zapewnia: - Nie podsłuchiwaliśmy redaktorów Bogdana Rymanowskiego i Cezarego Gmyza.
To reakcja na doniesienia "Rzeczpospolitej" i "Polski", które podały, że ABW nagrała rozmowy Cezarego Gmyza z "Rz" i Bogdana Rymanowskiego z TVN z Wojciechem Sumlińskim, w związku z jego głośną próbą samobójczą (jako podejrzany w sprawie domniemanego handlu aneksem do raportu z likwidacji WSI miał założony podsłuch na zlecenie prokuratury).
Skandalem - według gazet - miało być to, iż ABW zarejestrowała też prywatne rozmowy Gmyza i Rymanowskiego z Sumlińskim i - wbrew prawu - nie zniszczyła stenogramów, które nie odnosiły się do sprawy domniemanej korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI (zostały odtajnione i wykorzystanie w procesie cywilnym między wiceszefem ABW Jackiem Mąką a "Rz").
Podsłuch operacyjny - realizowany przez uprawnione służby, np. ABW, Policję, CBA, za zgodą prokuratora i sądu. W takim przypadku służby selekcjonują materiał z podsłuchu i niszczą to, co nie jest związane z przestępstwem. Podsłuch procesowy - realizowany na podstawie art. 237 kpk przez prokuratora, za zgodą sądu. Wtedy prokurator selekcjonuje materiał pod kątem dowodowym. Inne, niezwiązane ze sprawą materiały, sąd nakazuje zniszczyć ABW o podsłuchach
Czyj telefon był na podsłuchu?
Zarówno ABW, jak i rzecznik rządu Paweł Graś zaprzeczają, by podsłuchiwano Rymanowskiego i Gmyza. - Techniki operacyjne stosowano wobec osób podejrzanych przez prokuraturę w sprawie korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI. I były one stosowane na polecenie prokuratury - powiedział Graś.
I podkreślił: - Jeśli więc pojawiły się jakieś nagrania dziennikarzy to nie dlatego, żeby byli oni podsłuchiwani, tylko musieli widocznie dzwonić do którejś z osób podejrzanych w tamtej sprawie. A jeśli stenogramy ich rozmów znalazły się w aktach sprawy, to znaczy, że prokuratura uznała, że są one istotne i znaczące, i w związku z tym powinny stanowić część materiału dowodowego. To jest też odpowiedź na pytanie, które się pojawia od rana: dlaczego nie zostały zniszczone.
W lipcu ub. roku Sumliński przekazał zaprzyjaźnionym dziennikarzom list, w którym znalazły się wzmianki o samobójstwie. Jako jeden z pierwszych dotarł do niego Gmyz (Sumliński był na terenie parafii św. Stanisława Kostki). Dzwoniąc z telefonu Sumlińskiego konsultował się z Rymanowskim, innym adresatem listu zdesperowanego dziennikarza.
Ten radził Gmyzowi m.in., jakich argumentów ma używać, by odwieść Sumlińskiego od samobójstwa (ich konsultacje pochodzą z dnia 29 i 30 lipca 2008 r.). "Słuchaj. Ja nie mogę dotrzeć, ale ja uważam, że jeśli Wojtek chce zrobić to, co mi sugerował, to popełni błąd. Ja wiem, w jakiej on jest sytuacji. Domyślam się, nie chcę tego mówić wprost, ale wiesz, że to jest skazanie się, kuźwa, na banicję tak naprawdę" – można przeczytać w stenogramie z podsłuchów, opublikowanym przez "Rz".
ABW wydaje komunikaty i zaprzecza
Podsłuchy miały także objąć rozmowy prywatne dziennikarzy - Rymanowskiego i Gmyza z Sumlińskim - i zostać odtajnione wbrew prawu. Zaprzecza temu ABW, w drugim komunikacie wydanym w sobotę po publikacji "Rz" i "Polski".
- Nie jest prawdą, że cytowany materiał został odtajniony bezprawnie na żądanie funkcjonariuszy ABW. Odtajniony on został, zgodnie z prawem, z urzędu przez prokuratora. Cytowane rozmowy zaliczone zostały przez prokuratora w poczet dowodów sprawy karnej nr ApVDs17/09, prowadzonej przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie (domniemana korupcja w komisji weryfikacyjnej WSI - red.) - czytamy w komunikacie ABW.
Agencja przypomina, że w tej sprawie zarzuty korupcyjne usłyszał m.in. "dziennikarz Wojciech S.", stąd podsłuchy jego rozmów. - Część czynności w tym śledztwie, nadzorowanym przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie, wykonywała ABW. W rozpoznaniu zjawiska korupcji przy weryfikacji WSI stosowane były różne, przewidziane prawem działania, m.in. przeszukania, przesłuchania, kontrola operacyjna, zatrzymania oraz podsłuch procesowy - oświadcza ABW.
I przerzuca całą odpowiedzialność na sąd i prokuraturę. - O wadze tego dowodu zdecyduje niezawisły sąd. O zniszczeniu materiałów z podsłuchu procesowego decyduje sąd na wniosek prokuratora prowadzącego śledztwo, a nie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
"Działanie Mąki wątpliwe moralnie, ale zgodne z prawem"
Na razie nikt nie zajął stanowiska ws. wykorzystania stenogramów z podsłuchów w procesie cywilnym między wiceszefem ABW a "Rzeczpospolitą". Zrobi to zapewne Prokuratura Apelacyjna w Warszawie, która na sobotę po południu zapowiedziała swoją konferencję prasową.
Jak poinformował rzecznik rządu, minister sprawiedliwości już nakazał prokuraturze krajowej, by "zbadała sprawę".
Zdaniem Ryszarda Kalisza z SLD działanie Jacka Mąki jest wątpliwe moralnie, ale nie sprzeczne z prawem. - Mogę się domyślać, że pełnomocnik tego wysokiego funkcjonariusza ABW wiedząc, że w tej sprawie karnej (domniemanej korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI - red.) są podsłuchy, zawnioskował o przekazanie ich do sprawy cywilnej. Miał do tego prawo - powiedział Kalisz, z wykształcenia prawnik.
I jednocześnie podkreślił: - Prawo jest siłą rzeczy ułomne, bo normalny obywatel takiej wiedzy by nie miał. Ale ten wniosek nie jest niezgodny z prawem.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24