Ponad 200 działających w szarej strefie prywatnych domów opieki społecznej odkryli inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli. W swoim najnowszym raporcie alarmują, że często dramatyczna sytuacja mieszkańców tych ośrodków to w dużej mierze wina nieskutecznych działań i zaniedbań wojewodów. Raport stanowi także alarm w kontekście epidemii COVID-19, która szczególnie dotyka podopiecznych domów opieki.
Tytuł najnowszego raportu Izby brzmi: "Działania podejmowane przez wojewodów wobec placówek udzielających całodobowej opieki bez wymaganego zezwolenia". Inspektorzy wzięli pod uwagę tylko prywatne ośrodki, które zajmują się osobami starszymi, niepełnosprawnymi, wymagającymi opieki. Kontrola obejmowała lata 2015-2018.
Iluzoryczny nadzór
Prywatne ośrodki mogą - zgodnie z prawem - powstawać od 2004 roku. Według NIK sama idea jest słuszna, szczególnie że Polacy są szybko starzejącym się społeczeństwem – już w 2050 roku przynajmniej 60-letnich Polaków będzie niemal 14 milionów. Dlatego tylko od 2015 do 2018 roku liczba takich prywatnych placówek wzrosła z 416 do 562.
Główny wniosek z pracy inspektorów jednak brzmi: "wojewodowie zaniedbują nadzór nad placówkami. Ich kontrole podejmowane były rzadko, najczęściej w reakcji na napływające skargi, niemal nigdy prewencyjnie. Tym samym nadzór państwa wykonywany (…) przez wojewodów (…) jest iluzoryczny".
W szarej strefie
Inspektorzy odkryli, że Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki nawet w tak prostej sprawie jak liczba ośrodków całodobowych miało "niespójne i nierzetelne dane". Podobnie oceniono rejestry, które prowadzili wojewodowie, jako "mało przejrzyste, nie zawsze aktualne, trudno dostępne". W efekcie rodziny, które chcą umieścić kogoś w domu opieki, nie potrafią zweryfikować, czy ośrodek działa legalnie, czyli czy jego właściciel uzyskał zgodę wojewody po spełnieniu szeregu wymogów.
"Dom Schronienia Samotnych, Starszych i Potrzebujących oraz Samotnej Matki w Zgierzu był zarejestrowany jako noclegownia, a funkcjonował jako dom pomocy społecznej, udzielając opieki w nieodpowiednim standardzie, bez wymaganego zezwolenia", piszą NIK-owcy, omawiając jeden z przypadków. Pięciu pensjonariuszy tego ośrodka zmarło. O dramacie mieszkańców placówki wielokrotnie informowaliśmy na łamach tvn24.pl.
Według inspektorów NIK przy unikaniu zdobywania zezwoleń właściciele takich domów kierują się chęcią maksymalizowania zysków. Głównie chodzi o koszty inwestycji w dostosowanie nieruchomości do potrzeb osób starszych, niepełnosprawnych. Nie mają one np. wind, odpowiednich łazienek. W efekcie stanowią także nieuczciwą konkurencję dla tych ośrodków, które chcą działać legalnie.
- Budynków nie modernizowano, ponieważ koszty takich działań byłyby dużo wyższe niż kary pieniężne nakładane za prowadzenie placówek bez zezwolenia. W dodatku większość posesji była wynajmowana i właściciele musieliby się zgodzić na przebudowę, a niektórzy nawet nie wiedzieli, że prowadzona jest tam taka działalność – informuje NIK.
W jednym ze skontrolowanych domów posiłki przygotowywali sobie sami pensjonariusze. Również zakupy robił jeden z nich, mający auto i prawo jazdy. Leki zaś były wydawane na podstawie wypisów ze szpitali na przykład sprzed dwóch lat.
Mazowsze króluje
Kontrolerzy NIK-u odkryli, że najwięcej nielegalnych placówek - według stanu na koniec 2018 r. - działało w województwie mazowieckim (74), wielkopolskim (osiem) i pomorskim (siedem).
- Tak duże różnice dotyczące liczby nielegalnych placówek mogą wynikać ze zróżnicowanego w poszczególnych regionach popytu na usługi, jak również z różnej skuteczności urzędów wojewódzkich w odnajdywaniu takich placówek – brzmi wniosek z informacji NIK.
Jak sprawdzili inspektorzy, przez trzy lata tylko 3 proc. takich placówek poddano kontroli w województwie łódzkim, na Mazowszu 19 proc., a na Śląsku nieco ponad połowę. Wojewodowie mają obowiązek przeprowadzić inspekcję co najmniej raz na trzy lata.
Zaniechania właścicieli ośrodków są tak poważne, że np. zawierano umowy na przyjęcie pensjonariusza, choć on sam nie wyrażał na to zgody, a nie był zarazem osobą ubezwłasnowolnioną.
Bezkarność
Według informacji z raportu, wojewodowie przeprowadzili 306 kontroli w takich placówkach. Aż do 40 z nich urzędnicy - nawet jeśli byli w asyście policjantów - nie zostali wpuszczeni przez właścicieli.
Inspektorzy sprawdzili także, jak długo od rozpoczęcia działalności ośrodka funkcjonował on, nim pierwszy sygnał docierał do wojewody: od siedmiu miesięcy do roku i ośmiu miesięcy. Kolejna kontrola pojawiała się po upływie nawet kolejnego roku i sześciu miesięcy.
"Zdaniem NIK u osób prowadzących placówki bez zezwolenia taka sytuacja mogła utrwalać poczucie bezkarności i zachęcać do samowoli. W efekcie (...) nałożono kary na 142 placówki, ale 96 proc. z nich nadal prowadziło działalność, nawet przez kilka lat", brzmi fragment raportu.
Za nielegalne prowadzenie placówki, w której przebywa więcej niż 10 osób, kara wynosiła 20 tysięcy. Zysk właścicieli był jednak wystarczający, by pokryć ryzyko kary. Co więcej, tylko 1/3 z nałożonych kar udało się ostatecznie wyegzekwować. Właściciele zmieniali działalność, przenosili ją lub zmieniali jej profil.
"Braku skuteczności (...) sprzyjała również linia orzecznictwa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Wynika z niej, że nie można nałożyć kary na placówkę, która w momencie orzekania nie prowadzi już działalności" – brzmi jeden z alarmujących wniosków NIK. Stąd też jedna z propozycji zmian, sugerowanych przez Izbę, dotyczy zmienienia odpowiedzialności za prowadzenie placówki bez odpowiednich zgód z cywilnej na karną.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Cristian Newman, Unsplash