- Przychodzi żal, że tyle miałem planów, tyle chciałem zobaczyć na świecie, ale chyba nie będzie mi to dane - mówił w grudniu ksiądz Krzysztof Syrek, który od 2013 r. chorował na raka. - Nie możemy nic zrobić, nie ma możliwości buntu. Jedyne, co zostaje, to cieszyć się każdym dniem - podkreślał z uśmiechem. ("Czarno na białym")
Zaczęło się od gigantycznego guza w brzuchu, który okazał się jednym z najbardziej agresywnych nowotworów. Lekarze dawali mu trzy miesiące życia. Rak atakował kolejne narządy, ale organizm walczył. Były przerzuty, operacje i cykle chemioterapii. Po roku polscy lekarze się poddali, ale on walczył dalej. Od lekarzy w Monachium dostał – jak sam mówił – drugie życie. Leczenie zostało zakończone, pozostało oczekiwanie na cud.
"Nie ma możliwości buntu"
W sierpniu usłyszał, że jest wolny od nowotworu. - To była wielka radość. Zwłaszcza, że lekarz przyszedł, przywitał się z moją siostrą i powiedział: jest pan wolny od raka. Jak gdyby nigdy nic, a potem wyszedł. Było to niesamowite, ale piękne. W listopadzie przyszedł jednak inny werdykt. - mówił.
- Nie możemy nic zrobić, nie ma możliwości buntu, jedyne to cieszyć się każdym dniem, który zostaje. Być z bliskimi - opowiadał.
Plany na przyszłość
Chciał zwolnić tempo, ale zapewniał, że ma plany na nadchodzący rok. - To będzie długi czas powrotu do sił, ale życie jest normalne, jakby miało trwać dalej - podkreślał.
- Przychodzi żal, że tyle miałem planów, tyle chciałem zobaczyć na świecie, ale chyba nie będzie mi to dane. Zawsze było coś ważniejszego i teraz człowiek żałuje - przyznał. - Człowiek jest wobec tego zawsze sam, więc na to, jak podchodzimy do tego momentu, składa się całe nasze życie - mówił o chorobie. - Jesteśmy pielgrzymami na tym świecie. Jeżeli nie będę mógł służyć Bogu tutaj, to będę z góry wspierał współbraci - dodał.
- To, co jest najgorsze to samotność. Dla mnie najważniejsza jest więc bliskość ludzi, których cenię, kocham i którzy mnie kochają. Samotność powoduje, że człowiek zaczyna czuć lęk. A lęk to jest najpopularniejsza broń szatana - zaznaczał.
- Bez wiary, w którą stronę byśmy szli? - pytał. - Wtedy byłaby cała ta tragedia, że człowiek byłby sam, upokorzony przez chorobę, zdruzgotany i z wielkim żalem do wszystkich: dlaczego ja? To pytanie się rodzi często: dlaczego ja? Jest tylu ludzi, którzy piją, palą, prowadzą bardzo niezdrowy tryb życia, a ja nawet chipsów nie jadłem. A raka mam - mówił.
Ksiądz Krzysztof Syrek zmarł 13 dni po tej rozmowie, 22 grudnia 2015 r. Miał 52 lata.
Autor: kg,mw/tr / Źródło: tvn24