- Można było ten konflikt zażegnać w pięć minut - stwierdził w "Faktach po Faktach" były szef polskiej dyplomacji i były marszałek Sejmu Radosław Sikorski. Odniósł się w ten sposób do protestów opozycji i kryzysu sejmowego, który rozpoczął się w ubiegłym tygodniu.
- To, co marszałek Kuchciński zrobił, wykluczając bezpodstawnie posła Szczerbę, jest zamknięciem ust posłom - skomentował Radosław Sikorski. Jak dodał, "większość parlamentarna ma prawo przegłosować, co chce, ale jednak regulamin Sejmu obowiązuje".
- Posłowie powinni mieć prawo zadawania pytań, zgłaszania wniosków formalnych - mówił. - Jeśli się ich (posłów - red.) nie tylko przegłosowuje, ale i knebluje, to już przestaje być prawdziwy parlamentaryzm - ocenił Sikorski.
"Drastyczna akcja"
Pytany, czy akceptuje i popiera radykalną formę protestu opozycji, która od kilku dni okupuje salę plenarną, Sikorski odpowiedział, że jest to drastyczna akcja, ale odczuwa solidarność z koleżankami i kolegami. - Władza pewnie liczy na zmęczenie, ale jakie będą skutki społeczne - tego nie wiemy. To jest jakiś wyraz desperacji - powiedział.
Sam Radosław Sikorski, jak mówił, był na protestach przed Sejmem. Jak wyjaśnił, jako były marszałek Sejmu, były poseł musiał wyrazić, co o tym sądzi. - Sądzę, że prezydent, marszałek Sejmu, posłowie partii rządzącej łamią swoje ślubowania poselskie - skomentował.
Podkreślił, że "można było ten konflikt zażegnać w pięć minut". - Z tego, co wiem, marszałek Kuchciński chciał go zażegnać. Mógł wycofać się z wykluczenia posła (Szczerby - red.) z obrad. (...) Ale jak rozumiem siła stojąca ponad marszałkiem Sejmu, ponad premierem i ponad prezydentem zakazała polubownego rozwiązania - stwierdził.
Jak ocenił, "każdego miesiąca śruba jest przyciśnięta trochę mocniej". Dodał, że ostrzegał przed rządami Jarosława Kaczyńskiego. - Okazało się, że te rządy są jeszcze gorsze niż nawet ja się spodziewałem. Trzeba sobie uświadamiać, jakie będą konsekwencje niszczenia trójpodziału władzy - kontynuował.
"Liczyłem na prezydenta"
Dopytywany, czy istnieje jakikolwiek pozytywny scenariusz, aby ten spór zażegnać, odpowiedział, że liczył na prezydenta. - Tworzył wrażenie, że będzie jakaś mediacja, a skończyło się jak zwykle na pozorach - zaznaczył.
Sikorski wyjaśnił, że "jest to bardzo zła sytuacja dla państwa, w której premier nie jest tak naprawdę premierem, prezydent nie jest prezydentem". - Za chwilę Trybunał Konstytucyjny nie będzie wypełniał swojej roli, tzn. rzetelnego oceniania konstytucyjności ustaw. Kolejny bezpiecznik w systemie państwa został usunięty - komentował. Dodał, że Jarosław Kaczyński będzie nadal koncentrować władzę w swoich rękach.
Zapytany, czy zgadza się ze opinią prof. Andrzeja Zolla, który uważa, że "dziś właściwie nie mamy już Trybunału Konstytucyjnego", odpowiedział, że "mamy budynek, mamy sędziów, mamy limuzyny, ale nie mamy jego istoty". - To znaczy niezależnego od władzy ustawodawczej i od władzy wykonawczej oceniania zgodności ustaw z konstytucją - wyjaśnił Sikorski.
- Jarosław Kaczyński uważa, że jego wola stoi ponad Sejmem, Trybunałem i konstytucją - skwitował.
Szef MON chce degradować żołnierzy
Radosław Sikorski w "Faktach po Faktach" odniósł się także do projektu ustawy, w którym minister obrony Antoni Macierewicz chce dać sobie prawo do degradowania żołnierzy. To szef MON miałby decydować, kto może nosić stopień wojskowy.
Jak skomentował Sikorski: "nie udał mi się były zastępca". Ocenił, że w tej kwestii szef MON powinien bardzo uważać.
- Ja byłem całe życie przeciwnikiem gen. Jaruzelskiego, musiałem prosić o azyl polityczny, gdy on narzucił stan wojenny w Polsce - tłumaczył Sikorski.
Ale - jak wyjaśnił - gen. Jaruzelski był żołnierzem frontowym, walczył przeciwko III Rzeszy, a Antoni Macierewicz tego nie robił. - Radziłbym umiar - zasugerował były szef MSZ.
Autor: KB/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24