- Przeżyłem Hitlera i Stalina, to przeżyję jeszcze jakichś rodaków - powiedział we wtorek w Zielonej Górze Władysław Bartoszewski, powtarzając, że nie boi się przychodzących do niego obraźliwych pogróżek. Mimo tego jednak, we wtorkowej wizycie towarzyszą mu funkcjonariusze BOR.
"Gazeta Wyborcza" napisała, że obraźliwe pogróżki zaczęły przychodzić do Władysława Bartoszewskiego po tym, jak poparł kandydaturę Bronisława Komorowskiego na prezydenta. Bartoszewski porównał go wówczas do "ojca rodziny", zaś o jego głównym konkurencie - Jarosławie Kaczyńskim powiedział, że ma "doświadczenie jedynie w hodowli zwierząt futerkowych"
Według gazety, większość z obraźliwych listów jest anonimowa - widnieją pod nimi jedynie podpisy rodzaju "Prawdziwy Polak", "Prawdziwy patriota". "Wyborcza" przytacza kilka przykładów: "Zgiń, przepadnij, ty świnio diabelska, ty żydzie okropny", "Życzę ci, żeby ci kołkiem język stanął, żebyś się udusił", "Ty żydzie parchu, szkoda, że cię Hitler nie załatwił", "Miara się przebrała, konfidencie żydowski, służysz kłamstwu i obłudzie", "Niedługo zdechniesz jak pies", "Twoje dni są policzone".
BOR wkracza do akcji
Bartoszewski powiedział w Zielonej Górze, że anonimowe listy z pogróżkami nie trafiały bezpośrednio do niego. - Odbierali je moi pracownicy i przekazali do odpowiednich władz - wyjaśnił. Dodał, że te władze przeprowadziły "ekspertyzy i badania".
Dokumenty - ponad sto listów - przekazano do Biura Ochrony Rządu. Po analizie uznano, że na jakiś czas należy przydzielić Bartoszewskiemu ochronę BOR-u. O tej decyzji sekretarz stanu w kancelarii premiera dowiedział się na początku czerwca. - Jako pracownik kancelarii premiera musiałem się podporządkować, że będą korzystał ze stałej ochrony osobowej, ponieważ moje życie i zdrowie jest zagrożone. Zapytałem się na czym to polega, i dowiedziałem się, że są wystarczające przesłanki - powiedział Bartoszewski.
"Ani o jotę"
Groźby nie wywierają wielkiego wrażenia na Bartoszewskim. Jak mówi, każdy ma prawo mieć na ten temat własny pogląd. Przyznaje przy tym, że anonimy bez czytania wrzuca do niszczarki. Listy podpisane czyta - czasem na nie odpowiada.
- Przeżyłem Hitlera i Stalina, to przeżyję jeszcze jakichś rodaków - powtórzył w Zielonej Górze Bartoszewski. Zaznaczył, że mimo tych anonimów nie zmieni swojego postępowania "ani o jotę" i nadal będzie wykonywał swój program.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24