W ochronie prezesa PiS pojawia się człowiek z wyrokiem karnym na koncie i po odsiadce. Nie ma pozwolenia na broń ani licencji pracownika ochrony, a dwa lata temu był ścigany listem gończym - pisze "Newsweek".
Chodzi - jak pisze tygodnik - o Artura W., widocznego na części zdjęć ze smoleńskich rocznic i PiS-owskich marszów: niski, łysy, z mikrofonem pod marynarką i wpinką "Grom Group" w klapie, zawsze blisko prezesa PiS. W. latem 2010 r. został skazany wyrokiem karnym za "uporczywe" niepłacenie alimentów. Mimo że miał odpracować społecznie jedynie 90 godzin, nie reagował na wezwania kuratora sądowego i był nieuchwytny dla poszukującej go policji - relacjonuje "Newsweek".
W efekcie sąd wymierzył mu karę zastępczą: 45 dni więzienia z nakazem doprowadzenia go siłą. W październiku 2012 r. wydano za Arturem W. list gończy, a po miesiącu trafił do zakładu karnego na warszawskim Służewcu.
Bez licencji
Agencja Grom Group pracująca dla Jarosława Kaczyńskiego tłumaczy się, że W. chodzi przy prezesie PiS jako wolontariusz, a w firmie zajmuje się robieniem plakatów. - Trafił do nas z polecenia kolegi policjanta - mówi "Newsweekowi" Wojciech Grabowski, wiceprezes Grom Group. Twierdzi też, że nie wiedział o odsiadce podwładnego. Dodaje, że W. nie ma ani pozwolenia na broń, ani licencji pracownika ochrony. Nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ochrania Kaczyńskiego.
- Nie wiem, on u nas robi tylko plakaty, bo zna się na grafice. Do pracy w ochronie nie ma umiejętności - zaznacza Grabowski.
"Newsweek" nie podaje, co o sprawie sądzą politycy Prawa i Sprawiedliwości.
Autor: mac//kdj / Źródło: "Newsweek"
Źródło zdjęcia głównego: tvn24