Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika "Do Rzeczy" zapowiada poważną reformę wymiaru sprawiedliwości po objęciu władzy. - Będziemy chcieli wprowadzić jawność oświadczeń majątkowych sędziów i prokuratorów - mówi były premier. Zdradza szczegóły wyboru kanydatów PiS na prezydenta i premiera. Mówi też o własnych politycznych ambicjach.
Kaczyński w wywiadzie zapowiedział wprowadzenie jawności oświadczeń majątkowych sędziów i prokuratorów. Obowiązkowe ma być także upublicznianie ich oświadczeń lustracyjnych.
- Nikt nie zamierza przeprowadzać zamachów na sędziowską niezawisłość. Jednak trzeba pamiętać, że sędziowie nie stają się po nominacji ludźmi o jakichś nadzwyczajnych cechach. To nie jest tak, że na młodego prawnika po studiach i aplikacji, który otrzymuje nominację sędziowską lub prokuratorską, zstępuje Duch Święty, który czyni go doskonałym. Nie. To tacy sami ludzie jak inni, obciążeni słabościami charakterologicznymi, mający deficyt wiedzy i doświadczenia, podlegający rozmaitym wpływom - stwierdził Jarosław Kaczyński w rozmowie z "Do Rzeczy".
Prezes PiS zapewnił, że pod rządami jego partii prokuratorzy i sędziowie będą skuteczniejsi. - Nie będzie tak, że przestępcy będą unikali kar tylko dlatego, że są politykami. Nie możemy przejść do porządku dziennego nad tym, co usłyszeliśmy na taśmach, i sprawcy tych wszystkich afer zgodnie z prawem powinni ponieść stosowną odpowiedzialność - powiedział.
"Nie porównuję się do Piłsudskiego"
Kaczyński w wywiadzie zapewnia, że nie porównuje się do marszałka Józefa Piłsudskiego. Ten w latach 1923-26 wycofał się z życia publicznego i udał się na "emigrację" do dworku w Sulejówku pod Warszawą. - Warto jednak pamiętać, że dla niego Sulejówek to była niezbyt długa przerwa, a potem było jeszcze dziewięć lat rządów. Ja skończyłem 66 lat, ale nie będę zdradzał swoich planów na polityczną przyszłość – mówi Jarosław Kaczyński. Podkreśla, że nie będzie stawiał własnych politycznych ambicji ponad "dobrą zmianę".
Kaczyński zdradza, że od dawna wiedział, iż nie będzie kandydował w wyborach prezydenckich. - W 2010 r. kandydowałem w specyficznej sytuacji. Rezygnacja z tego zadania oznaczałaby wówczas zagładę partii i wiem, że Leszek (Lech Kaczyński - red.) chciałby, bym kandydował. Pomysłu na nowego kandydata szukałem od dawna. Coraz lepiej poznawałem Andrzeja Dudę i zobaczyłem, że ma on potencjał, że jest bardzo dobrym mówcą. Do tego jest świetnym prawnikiem i bardzo kulturalnym człowiekiem, a zarazem całkowitym przeciwieństwem Bronisława Komorowskiego - tłumaczy Kaczyński.
Prezes PiS przyznaje, że na posiedzeniu kierownictwa partii padły dwie kandydatury na premiera. Ostatecznie zdecydowano się na Beatę Szydło. Kaczyński nie ujawnił nazwiska drugiego kandydata. Zdecydowanie większe poparcie miała zyskać Szydło. Były premier wskazał, że ogromny wpływ na ten wybór miał głos Joachima Brudzińskiego.
Autor: kło / Źródło: Do Rzeczy