Kto przekazał mediom protokoły wyjaśnień podejrzanych i zeznań świadków ze śledztwa ws. afery taśmowej? To chce ustalić prokuratura. W poniedziałek zapadła decyzja o wszczęciu śledztwa. - Skala przecieku może być bardzo duża - ocenia Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej".
- Uznaliśmy, że mamy do czynienia z uzasadnionym podejrzeniem popełnienia przestępstwa. Chodzi o bezprawne rozpowszechnianie materiałów ze śledztwa w sprawie nielegalnego nagrywania polityków i biznesmenów - tłumaczy powody decyzji o wszczęciu śledztwa Dariusz Korneluk, szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. - Śledztwo poprowadzi Prokuratura Okręgowa w Płocku - dodaje.
To efekt poniedziałkowych publikacji tygodników "Wprost" i "Do Rzeczy" oraz piątkowych i sobotnich tekstów "Gazety Wyborczej", ujawniających protokoły ze śledztwa w sprawie afery taśmowej.
Szeptem o więzieniach CIA
"Wprost" poinformował, że kelnerzy Łukasz N. i Konrad L. (podejrzani o nagrywanie na zlecenie biznesmena Marka Falenty) złożyli wyjaśnienia dotyczące podsłuchiwania najważniejszych osób w Polsce. Mówili o nagraniu byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i byłego premiera Leszka Millera. O sprawie informował także w grudniu portal tvn24.pl.
Według zeznań kelnerów, o których pisze "Wprost", ich rozmowę miał nagrać Konrad L., a potem przekazać Łukaszowi N. Ten ostatni, jak twierdzi, odsłuchał taśmę. I zapamiętał z niej szczególnie fragmenty dotyczące więzień CIA w Polsce.
"Politycy byli wystraszeni, mówili cicho i ustalili wspólną wersję, gdyby ktoś ich o więzienia pytał. Pytali się wzajemnie, czy któryś z nich podpisywał jakieś dokumenty i czy są one do odzyskania. Ustalili pomiędzy sobą, że w razie czego, to znaczy, gdyby ktoś ich pytał, czy jakieś fakty pamiętają z tamtego okresu, to oni nic nie wiedzą. Zastanawiali się, czy i kto mógł robić jakieś notatki w tamtym okresie i czy jest sposób na dotarcie do tych dokumentów. Próbowali sobie przypomnieć, z kim rozmawiali, z kim się spotykali, co się wtedy wydarzyło" - miał zeznać Łukasz N.
Najbogatszy Polak i były rzecznik rządu
Z kolei "Do Rzeczy" przytacza m.in. fragment notatki CBŚ z rozmowy z Konradem L. Kelner miał opowiadać o "ważnych spotkaniach, jakie nagrał". Chodzi o rozmowę Jana Kulczyka z politykami, m.in. z Pawłem Grasiem, ws. przejęcia przez Kulczyka firmy Ciech SA na warunkach stawianych przez Kulczyka, a także z Janem Krzysztofem Bieleckim na temat możliwości dotarcia przez jednego z najbogatszych Polaków do grona zaufanych ludzi ówczesnego premiera Donalda Tuska. W piątek i sobotę "Gazeta Wyborcza" ujawniła m.in., że Falenta (podejrzany o zlecenie nagrywania kelnerom) chciał obalić rząd Donalda Tuska, obiecywał pieniądze i "nagrodę" od PiS - jak mieli zeznać kelnerzy w śledztwie dotyczącym nielegalnego nagrywania osób publicznych w restauracjach.
"Jak najszybciej ujawnić materiał ze śledztwa"
Kelnerzy Łukasz N. i Konrad L. dzięki pomocy Marka Falenty i jego szwagra Krzysztofa Rybki (także podejrzany w śledztwie), mieli opracować system nagrywania ważnych osób, gości dwóch warszawskich restauracji. Od mężczyzn mieli dostać specjalistyczny sprzęt do rejestrowania dźwięku, szyfrowane pendrive'y i dyski zewnętrzne - ujawniła "GW".
- Działanie prokuratury jest oczywiste. Ujawnienie materiałów ze śledztwa bez zgody prokuratora jest złamaniem prawa, dlatego reakcja śledczych mnie nie dziwi. Jeżeli wierzyć wypowiedziom, niektórym dziennikarzom, którzy twierdzą, że mają całość akt, to skala tego przecieku jest bardzo duża - komentuje decyzję o wszczęciu śledztwa przez prokuraturę Wojciech Czuchnowski, autor publikacji w "GW".
- Sprawa jest na tyle istotna, że całość powinna być jak najszybciej jawna, by zapobiec manipulacjom tymi materiałami - dodaje dziennikarz "Wyborczej".
Autor: Maciej Duda / Źródło: tvn24.pl