Do protestu policjantów chcą dołączyć inspektorzy transportu drogowego. Policjanci niemal przestali wystawiać mandaty, a "krokodyle" - jak popularnie są nazywani inspektorzy ITD - nie wykluczają, że wszyscy w tym samym terminie pójdą na zwolnienia lekarskie.
Według naszych informacji związkowcy z Inspekcji Transportu Drogowego chcą wkrótce wejść w spór zbiorowy z pracodawcą i jak najszybciej przyłączyć się do policyjnego protestu.
- Myślimy nad konkretnymi formami protestu. To nie jest łatwe, ponieważ różne mamy zadania w centrali, inne w wojewódzkich inspektoratach, a jeszcze inne przy obsłudze sieci fotoradarów - tłumaczy nam jeden z inspektorów.
Masowa choroba
Z wewnętrznych dokumentów związków, które widział dziennikarz tvn24.pl wynika, że wśród propozycji są skrupulatne, długotrwałe kontrole wyłącznie polskich kierowców ciężarówek i autokarów oraz jednocześnie tygodniowe zwolnienia lekarskie, które wezmą wszyscy pracownicy.
"Krokodyle", jak popularnie są nazywani inspektorzy, domagają się wyższych pensji, bezpieczniejszych warunków pracy na drogach i jasnego określenia przyszłości ich formacji.
- PiS nam wiele obiecywał i niewiele dał. Dawno mieliśmy już być formacją mundurową z prawami i rozwiązaniami emerytalnymi jak policjanci. Wszystko obiecywał nam dzisiejszy szef Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego - mówi nam jeden ze związkowców.
Na czele Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego od ostatnich wyborów stoi Alvin Gajadhur, który bez sukcesu startował z list Prawa i Sprawiedliwości do parlamentu. Wcześniej przez wiele lat był rzecznikiem GITD.
Miliardowy problem
Po wyborach powstały projekty ustaw dotyczące ITD. Problem w tym, że konkurencyjne i wykluczające się rozwiązania złożyli minister infrastruktury oraz minister spraw wewnętrznych i administracji. W efekcie obydwa projekty przepadły.
- Za to późną jesienią ubiegłego roku posłowie przegłosowali, że przejmiemy od prywatnej firmy potężne zadanie kontroli systemu viaToll, czyli elektronicznego poboru opłat - mówi jeden z naszych rozmówców. ViaToll, którym do 2 listopada tego roku administruje austriacka firma Kapsch, dostarcza rocznie budżetowi ok. 2,5 miliarda złotych wpływów.
- Boimy się, że nie jesteśmy zupełnie przygotowani. Wewnątrz instytucji nie dzieje się nic, aby to skomplikowane zadanie przejąć już za trzy miesiące. Wina spadnie na nas, bo każdy dzień bez systemu to 5 milionów złotych strat dla budżetu - mówią związkowcy.
Mandaty i represje
Policyjny protest obejmuje już teren całego kraju. Według danych związków służb mundurowych w wielu jednostkach policji liczba wystawianych mandatów spadła o 85 procent. To bolesne dla budżetu państwa, do którego co roku z mandatów spływa około 500 milionów złotych.
O zakresie protestu świadczą decyzje szefów policji różnych szczebli. W ubiegłym tygodniu komendant policji z Konina podinspektor Paweł Kiliańczyk rozkazał swoim podwładnym, by za każdym razem, gdy nie wystawią mandatu, wyjaśniali to, pisząc notatki służbowe.
Komendant policji z Wysokiego Mazowieckiego Krzysztof Woźniewski miał straszyć policjantów postępowaniami dyscyplinarnymi. Represje - jak się dowiadujemy - spotkały także funkcjonariuszy ruchu drogowego z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, których skierowano do pracy w komendzie miejskiej.
- Protest napędzają młodzi policjanci, oni są najbardziej zdesperowani - mówi nam jeden ze związkowców.
Główne postulaty funkcjonariuszy dotyczą podwyżek płac, porównywalnych z tymi, które przez ostatnie dwa lata otrzymali funkcjonariusze służb specjalnych i Służby Ochrony Państwa.
- W CBA to nawet kilka tysięcy na głowę, w dawnym BOR - ponad tysiąc. Nasze żądania 650 złotych nie są wygórowane - tłumaczą czołowi policyjni związkowcy.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock