Dwie byłe betanki, które zostały wezwane na czwartek do lubelskiej prokuratury nie stawiły się na miejscu. - I nie wiadomo, czy się stawią - ocenia Robert Bednarczyk z lubelskiej prokuratury apelacyjnej. Prokuratura na razie nie zamierza wzywać zakonnic.
Siostry były wezwane na godz. 13, ale nie przyszły. Zdaniem Bednarczyka, wczorajsze przesłuchanie dwóch innych sióstr "nic nie wniosło do sprawy". - Widać, że nie miały w ogóle ochoty ani zamiaru rozmawiać - ocenił. Prokurator przyznał, że śledczym nie spieszy się z ponownym wzywaniem zakonnic. Nie oznacza to jednak, że nie będą w ogóle przesłuchane. Jak powiedział, wielu psychologów podkreśliło, że jak najszybsze przesłuchanie b. betanek nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.
Jego zdaniem, prokuratura będzie miała utrudnione zadanie w związku z faktem, że b. betanki opuściły domy rekolekcyjne i zniknęły. - Ale to są wolne osoby i mają prawo robić co chcą. A prokuratura ma środki by ustalić miejsce ich zameldowania. Choć gorzej będzie z ustaleniem miejsca rzeczywistego zamieszkania - dodał.
Prokurator podkreślił, że istnieją poważne podejrzenia, że siostry były poddane psychomanipulacji. Świadczyć o tym może m.in. utrudniony kontakt, niezrozumienie oraz zachowanie b. betanek. Jak podkreślił Bednarczyk, rolą prokuratury nie jest jednak "ratowanie przed sekciarskimi zapędami". - Nie jest rolą prokuratury (...) wyręczać rodzinę, czy Kościół - zaznaczył.
W lubelskiej prokuraturze miały być dziś przesłuchane dwie b. zakonnice, prokuratura prowadzi bowiem śledztwo w sprawie ewentualnego nakłaniania do popełnienia samobójstwa. Postępowanie to zostało wszczęte po publikacji w „Fakcie" rzekomego listu od jednej z byłych zakonnic sugerującego możliwość popełnienia zbiorowego samobójstwa. Mimo, że list okazał się fałszywy, prokuratura nie zamknęła tego wątku, bowiem na jaw wyszły inne okoliczności.
W środę policja przekazała do dyspozycji prokuratury byłego franciszkanina Romana K., w związku ze śledztwem dotyczącym naruszenia miru domowego - czyli przebywania b. sióstr na terenie klasztoru wbrew woli Zgromadzenia. Mężczyzna w środę był przesłuchiwany. Jak stwierdził Bednarczyk, kontakt z przesłuchiwanym byłym franciszkaninem jest utrudniony. Podczas przesłuchania trudno było się z nim porozumieć, "nie odniósł się logicznie do stawianych mu zarzutów", mówił o prowadzonej przez siebie misji. Natomiast była przełożona kazimierskiego zgromadzenia Jadwiga L. zażądała badań lekarskich i od ich wyniku zależy, kiedy będzie przesłuchiwana w tej sprawie.
Byłe zakonnice zostały przewiezione autokarami do domów rekolekcyjnych w Dąbrowicy, Nałęczowie i Lublinie. Nie chciały jednak tam pozostać. Jak powiedział rzecznik prasowy metropolity lubelskiego ks. Mieczysław Puzewicz, kilka z eksmitowanych kobiet przenocowało w jednym z domów i w czwartek rano opuściła go, część byłych zakonnic zabrali rodzice. - Nie skorzystały z oferowanych im miejsc pobytu. Są wolnymi ludźmi – zaznaczył Puzewicz.
Bronią swojego świata
W ocenie psycholog Anny Dzierżawskiej-Popiołek raczej nie należy mówić o kobietach jako sekcie. - One silnie bronią swego świata. Dlatego obawiały się wpuścić ludzi - stwierdziła. Przyznała, że rozdzielenie kobiet spowoduje, że kobiety mogą osłabnąć. - W grupie były zdecydowanie silniejsze, bo grupa wzmacnia - dodała. Zdaniem Dzierżawskiej-Popiołek, nie można powiedzieć kobietom: "mylicie się, mówicie głupoty - żadnego cudu nie było". - One wierzą i są wewnętrznie przekonane o tym, że doświadczyły czegoś ważnego. Takich wewnętrznych przekonań nie można po prostu wyciągnąć z głowy i mówić: mylicie się - powiedziała Dzierżawska-Popiołek na antenie TVN24.
Pytana, jak powinny zachować się osoby stykające się z byłymi zakonnicami, podkreśliła, że należy przy nich być i pozwolić im mówić. - Ostatnią rzeczą, którą można zrobić jest próba ich gwałtownego przestawienia - podkreśliła. - Dlatego potrzebują etapu przejściowego, przy rodzinie lub w domu rekolekcyjnym, by przekonały się, że ten świat nie jest zły - dodała.
Jednak - jak zaznaczyła - nie należy dopuszczać do kobiet zbyt wielu ludzi. - Może bowiem dojść do sytuacji, gdy zaczną do nich przychodzić i przyłączać inni, którzy uwierzyli w cud - ostrzega.
Policjantów przywitała cisza Rzecznik komendy głównej policji Mariusz Sokołowski mówi, że policjantów, którzy weszli na teren klasztoru przywitała cisza. Podkreśla, że w klasztorze wszystko mogło się zdarzyć i funkcjonariusze byli przygotowani na różne scenariusze (wcześniej policyjny negocjator przyznał, że brany był pod uwagę również wariant zbiorowego samobójstwa - red.).
- To duży budynek z małymi celami. Policjanci sprawdzali pokój za pokojem - opowiada Sokołowski. Jak dodaje, kobiety znajdowały się na samej górze budynku, w jednej sali. - Tam czekała nas najcięższa praca - mówi rzecznik. Według jego relacji część kobiet szybko dała się przekonać i wyprowadzić, część policjanci musieli wyprowadzać "pod rękę". W stronę funkcjonariuszy kierowane były różne określenia (np. diabły), część zakonnic próbowała wdawać się w dyskusje teologiczne, inne śpiewały pieśni religijne.
Rzecznik przyznaje, że dla policjantów, a zwłaszcza policjantek, było to zupełnie nowe doświadczenie. - To przecież kobiety, poza tym osoby religijne. A przed nimi siedziały kobiety w habitach. Jednak policjanci nie przyszli tam też, by wchodzić w dyskusje o Biblii - mówi.
Z relacji Sokołowskiego wynika, że kulminacyjnym momentem wzrostu napięcia było wyprowadzanie przebywającego w klasztorze zakonnika, b. franciszkanina Romana K. - W stronę funkcjonariuszy padały różne obraźliwe określenia z jego strony - przyznał rzecznik.
Gdy były zakonnik został wyprowadzony, przebywające w pomieszczeniu kobiety zaczęły rozmawiać o szyciu i zabawkach dla dzieci. - Można powiedzieć, że sytuacja została wówczas opanowana - ocenił.
Pytany, czy zakonnice były przygotowane na przyjście funkcjonariuszy i komornika, Sokołowski ocenił, że na pewno o tym wiedziały. Nie były jednak spakowane, dlatego cała procedura wyprowadzenia trwała ok. 6 godzin.
Eksmisja b. betanek zakończyła się w środę po południu. Kobiety przewieziono do domów rekolekcyjnych. Jeszcze po południu do budynku klasztoru wprowadziło się kilkanaście zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej, właściciela nieruchomości.
Przed eksmisją w klasztorze przebywało łącznie 67 osób. Z klasztoru wywieziono także pięć Rosjanek i Białorusinek, także b. sióstr. Zdaniem policji, przebywają one w Polsce nielegalnie i prawdopodobnie zostaną deportowane. Do szpitala przewieziono zaś kobietę wraz z niemowlęciem i mężczyznę, którzy według policji przebywali w klasztorze od dwóch tygodni.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 (fot. PAP/Materiały policji)