- To śledztwo nie było prywatnym folwarkiem, nadzorowali je politycy i armia prokuratorów. - Przestałem ich liczyć przy czterdziestym. Nikt nigdy nie miał uwag do aktu oskarżenia. Nikt nie żądał, by zmienić tok rozumowania - mówi w wywiadzie z portalem tvn24.pl prokurator od sprawy gen. Papały, Jerzy Mierzewski. Dodaje, że u prokuratora generalnego nie odbywały się narady łódzkich i warszawskich prokuratorów w sprawie dwóch, sprzecznych wersji zabójstwa generała.
Maciej Duda, dziennikarz śledczy portalu tvn24.pl: W trakcie ogłaszania wyroku uniewinniającego Ryszarda Boguckiego i Andrzeja Z. "Słowika", na sali sądowej panowały
wielkie emocje. Jak pan się czuł słysząc krytyczne słowa sędziego Pawła Dobosza?
Prokurator Jerzy Mierzewski (od 1998 do 2009 roku prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa generała Marka Papały, autor aktu oskarżenia przeciwko "Słowikowi" i Boguckiemu):
- Nie czułem się szczęśliwy. Nie miałem poczucia triumfu, a wręcz przeciwnie...
W 2009 roku, po skierowaniu aktu oskarżenia przeciwko obu gangsterom odebrano panu dalsze śledztwo przeciwko Mazurowi i w sprawie nieznanego zabójcy. Czy ktoś wcześniej panu wytknął, że źle prowadzi sprawę? Spodziewał się pan, że panu ją odbiorą?
- Nie. Pewnego dnia zostałem poinformowany, że sprawy nie prowadzę ja ani moja koleżanka Elżbieta Grześkiewicz i zostaje przekazana do Łodzi. I tyle.
Nie dociekał pan dlaczego tak się stało?
- Nie miałem takiej możliwości, by dociekać. Kogo miałem zapytać?
Przełożonych? Przecież mógł pan spytać szefów o powody
- (uśmiech i milczenie)
Nikt, nigdy panu nie powiedział dlaczego tak się stało?
- Nikt.
Nigdy?
- Nigdy.
Ile razy pana przełożeni mieli krytyczne uwagi do tego, że bada pan wersję przedstawioną przez Artura Zirajewskiego "Iwana” i innych świadków, wg której w zabójstwo generała Papały zamieszani byli Edward Mazur, Ryszard Bogucki i Andrzej Z. „Słowik”?
- Nigdy, nie dostałem niczego na piśmie. Nigdy nie było polecenia, by zrobić coś inaczej. Było omawianie sposobów prowadzenia sprawy. Natomiast nigdy nie dostałem oceny krytycznej. Nie było uwag, które mogłyby zmieniać tok mojego rozumowania.
Pana pracę nadzorowała armia prokuratorów. To oni także decydowali o pana decyzjach: Wniosku o ekstradycję Mazura, oskarżenia Boguckiego i "Słowika".
- To śledztwo nie było prywatnym folwarkiem. Od pierwszego dnia było pod nadzorem nieistniejącej już Prokuratury Krajowej, teraz jest pod nadzorem Prokuratury Generalnej. Nadzór sprowadza się do tego, że nadzorca zapoznaje się z całym materiałem, ma prawo wydać uwagi, wytyczne i polecenia. Ile osób było zaangażowanych w nadzór nad tą sprawą? Tak naprawdę nie wiem, bo przy czterdziestym prokuratorze przestałem liczyć.
Czterdziestym?!
- Tak. A był taki okres, gdy byłem jedynym prowadzącym to śledztwo, a nadzorowało mnie jedenastu prokuratorów. W tym specjalnie powołana czteroosobowa grupa w ówczesnej Prokuraturze Krajowej.
Czy ten sztab prokuratorów w czymś panu pomógł?
- Nikt mi w niczym nie pomógł. Do 2009 roku było tak, że Prokuratura Krajowa musiała być poinformowana o każdym ważniejszym zamiarze, np. zarzutach, czy wniesieniu aktu oskarżenia. I była.
Czyli były minister sprawiedliwości i ostatni prokurator generalny – polityk, czyli Krzysztof Kwiatkowski z PO wiedział o skierowaniu aktu oskarżenia przeciwko Boguckiemu i Andrzejowi Z. i się temu nie sprzeciwił?
- Nie wiem, jakie informacje miał minister Kwiatkowski. Projekt aktu oskarżenia został przedstawiony jego zastępcy – prokuratorowi krajowemu Edwardowi Zalewskiemu. Zastrzeżeń żadnych nie wyraził. Nikt z nadzorców nie miał uwag do aktu oskarżenia. Tak naprawdę ze wszystkich byłych ministrów sprawiedliwości tylko minister Zbigniew Ćwiąkalski wyraził prawdziwe zainteresowanie sprawą Papały zlecając kontrolę i przygotowanie opinii. Skierowany przez niego prokurator przez prawie siedem miesięcy zapoznawał się ze wszystkimi materiałami. Nie usłyszałem, by doszedł do wniosku iż należy porzucić wątki Mazura, Boguckiego i "Słowika".
Czy był pan informowany o ustaleniach Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi?
- Tak jak wszyscy dowiedziałem się o nich z konferencji prasowej, na której prokuratorzy i policjanci oznajmili o zatrzymaniu Igora M. „Patyka” i Mariusza M. jako podejrzanych o zabójstwa generała.
Czy ktoś z przełożonych polecił panu lub chociaż zasugerował by cofnął pan akt oskarżenia przeciwko Boguckiemu i "Słowikowi"?
- Nie, nikt. Łódzka prokuratura dokonała swoich czynności w momencie, kiedy sprawa obu moich oskarżonych była już przed sądem, a więc postępowanie dowodowe było już zakończone. Nie miałem żadnych podstaw, by oceniać działania Łodzi i ich wpływ na proces Boguckiego i „Słowika”. W efekcie sąd przerwał proces na półtora roku czekając na materiały z Łodzi.
W pewnym momencie procesu łódzka prokuratura lansowała świadka koronnego Piotra K. "Brodę". Jego wersja zabójstwa Papały okazał się bujdą na resorach. Mimo to, sąd czekał ponad pół roku, aż zostanie on przesłuchany.
- Tak, bo łódzka prokuratura nie wyrażała zgody "z ważnych dla śledztwa przyczyn".
Czy Prokuratur Generalny faktycznie nie mógł nic zrobić z tą schizofreniczną sytuacją, w której przed sądem prezentowana jest wersja, której totalnie zaprzecza druga wersja przedstawiana przez łódzką Prokuraturę Apelacyjną? Czy nikt panu nie powiedział wtedy, by cofnąć akt oskarżenia?
- Sytuacja była dziwna od samego początku, od momentu przekazania tej sprawy do prokuratury w Łodzi. Wytworzyło się nieprawdziwe wrażenie, jakby były prowadzone dwa, równoległe śledztwa. A to nieprawda. Nasza część, wyłączona z głównego śledztwa, przeciwko Boguckiemu i „Słowikowi” została skierowana do sądu, a prokuratura w Łodzi robiła tę samą, główną sprawę dalej. Czyli przeciwko Mazurowi, nieznanemu sprawcy... Nie sądzę, żeby to był Igor M. „Patyk”, ale to inna historia. Rozsądnym rozwiązaniem byłoby przekazanie oskarżenia obu gangsterów prokuraturze w Łodzi. Nie byłoby wtedy dualizmu postępowania. Oni by dysponowali całością materiałów. To byłoby jaśniejsze i dla nas i dla nich.
A czy taki pomysł nie padł w trakcie narad u prokuratora generalnego gdzie m.in. pan i prokuratorzy z Łodzi radziliście jak postąpić w tej niespotykanej sytuacji?
- Ja nie brałem udziału w żadnych naradach.
Jak to? Przecież prokurator generalny oficjalnie o nich informował. Mówił o naradach z udziałem prokuratorów z Łodzi i Warszawy.
- Z moim udziałem nie było żadnych narad. Byłem dwukrotnie na spotkaniu z prokuratorem generalnym. Nie nazwałbym tego naradami.
Dlaczego?
- Nie jestem uprawniony do ujawniania treści tych spotkań. Natomiast w mojej opinii narada polega na czymś innym.
Reasumując: Od momentu wysłania aktu oskarżenia nikt do pana nie wystąpił, by wycofał się pan ze sprawy?
- Nie, oczywiście, że nie. Kierowanie aktu oskarżenia bez dowodów materialnych, oparte na zeznaniach świadków to zawsze jest ryzyko. Na coś trzeba było się zdecydować. Ja takie ryzyko podjąłem. Miałem świadomość, że świadkowie mogą zeznawać w sądzie odmiennie niż w śledztwie. Tego się nie przewidzi. Bardzo liczyłem na to, że sąd przeprowadzi ostateczną weryfikację Artura Zirajewskiego. Istotne było to, co "Iwan" powie przed sądem z tych swoich rozlicznych zeznań i wersji. Niestety nie dożył. Wiele dowodów potwierdzało jego wersję. Między innymi wyjaśnienia „Słowika”. Sąd w ustnym uzasadnieniu się do nich nie odniósł.
Czy łódzka prokuratura może umorzyć wątek Mazura?
- Oczywiście.
Nawet bez jego przesłuchania jako podejrzanego?
- Tak. Nie ma przeszkód.
Sędzia Paweł Dobosz w ustnym uzasadnieniu wyroku powiedział niezwykłe zdania na temat roli polonijnego biznesmena Edwarda Mazura, który wciąż jest podejrzany o nakłanianie do zabójstwa Papały: "Należy postawić sobie pytanie, jaka była pozycja Mazura. Jak to się stało, że w postępowaniu ekstradycyjnym, jakie było prowadzone w USA przeciwko Polsce, składał zeznania świadek, który kiedyś był funkcjonariuszem UOP. Jak to się stało, że były urzędnik występuje przeciwko państwu polskiemu. Kim był Mazur dla UOP, że były jego urzędnik właśnie takiej czynności się podjął. Tu też nie ma odpowiedzi w zebranym materiale (...) ta wiedza nie została poszerzona, a istnieją sygnały w tym materiale dowodowym, że mogłaby ona w jakiś sposób naświetlić tę sprawę i ujawnienia przyczyn zabójstwa Papały". Nie zbadał pan tego wątku?
- Nie wiem dlaczego sąd tak stwierdził, to pytanie do sądu. Ryszard Bieszyński (oficer UOP, który bronił Mazura – przyp. red.) żadnego przestępstwa nie popełnił. Cały wątek Mazura jest teraz w łódzkiej prokuraturze. Ja na ten temat nie mogę mówić, bo to oni są gospodarzami sprawy.
Media ujawniły, że Mazur współpracował z polski specsłużbami. Opisały także, że Mazur przewinął się w słynnej akcji polskiego asa wywiadu Mariana Zacharskiego ws "Olina". Zacharski spotkał Mazura na Majorce dokąd przyleciał by wydobyć z rosyjskiego szpiega Władymira Ałganowa informacje, że Józef Oleksy to właśnie "Olin". Według mediów to Mazur miał wystawić Ałganowa Zacharskiemu.
- Mogę tylko powiedzieć, że wystąpiliśmy z wnioskiem o pomoc prawną do Federacji Rosyjskiej o przesłuchanie Ałganowa. Ten wniosek został wykonany przez Rosjan. Nie mogę jednak powiedzieć z jakim skutkiem
Według moich, nieoficjalnych informacji Ałganow złożył zeznania. Jednak zasłonił się rosyjskimi przepisami karnymi. Dzięki nim mógł odmówić odpowiedzi na pana pytania twierdząc, że mogło by go to narazić na odpowiedzialność karną.
- Nie mogę tego skomentować.
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl), dziennikarz śledczy tvn24.pl/ ola / Źródło: tvn24.pl