Donald Tusk nie pojechał na prywatną wycieczkę w Andy, tylko na wizytę kluczową dla relacji Polska-Ameryka Łacińska. Cały czas był przy tym w pracy, nawet na Machu Picchu - tak szef kancelarii premiera Tomasz Arabski odpierał zarzuty opozycji w RMF FM
Pytany, czy premiera nie stać na wydanie 7 tysięcy złotych na „prywatną wycieczkę w Andy”, odparł: - Oczywiście, że stać. To nie była prywatna wycieczka. Siedem dni: dwa dni podróż samolotem, dwa dni szczyt – nie jeden, oraz dwie wizyty oficjalne.
- Ale trzy dni z tego było na atrakcje. Winnice, andyjskie szczyty, Machu Picchu – wyliczała dziennikarka. - Premier był cały czas w pracy. Bez względu na to, czy pojechał tam z małżonką, czy nie – kontrował szef kancelarii premiera. - Tradycją w Ameryce Łacińskiej podczas wizyt oficjalnych jest, że zaprasza się szefa rządu razem z małżonką. To podkreśla rangę wizyty. Jak dodał, Machu Picchu, „nie było fanaberią, tylko była to radość Peruwiańczyków z tego, że mogą pokazać takie miejsce”.
Pytany, dlaczego premier nie zwiedzał andyjskiej szkoły czy chilijskich winnic za własne pieniądze, Arabski odparł: - Odwiedzał te dzieci dlatego, że też jest to częścią dyplomacji. Jeśli chodzi o Chile, to podczas jednej z wizyt, podczas spotkania z markizem de Concha, który rzeczywiście jest współwłaścicielem jednej z winnic, podczas krótkiego roboczego lunchu mieliśmy okazje rozmawiać na bardzo wiele tematów – dodał.
Arabski podkreślił, że pieniądze wydane na wizytę Donalda Tuska nie były zmarnowane, a zarzuty PiS, który wylicza, że za te pieniądze można by kupić 400 komputerów, bądź obiady dla 150 tysięcy niedożywionych dzieci, są bezpodstawne. - To była naprawdę jedna z kluczowych wizyt jeśli chodzi o relacje Unia Europejska - Ameryka Południowa. A Polskę stać zarówno na to i musi być na to stać, żeby dzieci nie chodziły głodne i to gwarantuje polski rząd – stwierdził.
Według szefa kancelarii „to były uczciwie i rzetelnie wydane pieniądze”. - Jeśli bierzemy pod uwagę rangę tej wizyty i jej koszty, obawiam się, że państwa oceny są mocno przesadzone - zaznaczył.
Pytany o spadek poparcia dla rządu, Arabski stwierdził: - Fakt, iż jest taki sondaż dowodzi tylko tego, że być może nasza komunikacja ze społeczeństwem nie jest najlepsza, zakładam, że mamy tutaj wiele do poprawienia. Jak dodał, premier nie koncentruje się na badaniach opinii.
- Jest faktem, że jest to rząd, który ma ponad 50-procentowe poparcie. Nie jest naszą winą, że opozycja nie może tego zaakceptować. Ciężko pracujemy i nie ma najmniejszego powodu, żeby denerwować się spadkami bądź wzrostami poparcia.
Źródło: RMF FM, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka