Jeszcze dwa miesiące temu premier zaciekle walczył z prezydentem o "krzesło" na szczycie UE w Brukseli. Teraz wygląda na to, że polityka miłości rzeczywiście bierze górę - Donald Tusk zapewnił, że jeśli Lech Kaczyński zdecyduje się wybrać na grudniowy szczyt UE do Brukseli, to zrobi wszystko, by "bez kłopotów dojechał tam gdzie trzeba, żeby były krzesła i wszystko po bożemu". Jak podkreśla, że nie chce "powtórki z rozrywki".
Pytany, czy będzie odradzał prezydentowi wyjazd na szczyt, premier odpowiedział: - Raz odradzałem i widzieliście z jakim skutkiem. W ten sposób nawiązał do ostrego sporu o skład polskiej delegacji na październikowy szczyt UE. Wtedy ostatecznie na posiedzeniu Rady Europejskiej był i prezydent, i premier. Natomiast na początku listopada w nieformalnym szczycie w sprawie kryzysu finansowego uczestniczył już tylko sam prezydent.
W grudniu odbędzie się kolejny unijny szczyt, na którym ma nastąpić ostateczne porozumienie w sprawie pakietu klimatyczno-energetycznego.
Jestem naprawdę ostatnią osobą w Polsce, która by chciała powtórki z rozrywki. Mnie tam do śmiechu nie było, powiem szczerze. Zdaje się, że mimo woli dostarczyliśmy z prezydentem tej niechcianej przez nas obu rozrywki. Donald Tusk
Premier podkreślił, że reprezentowanie polskiego rządu na szczytach UE, nie jest jego zachcianką, ale "konstytucyjnym obowiązkiem". Ponieważ na grudniowym szczycie będzie rozstrzygany pakiet klimatyczno-energetyczny i plan na kryzys finansowy, co zbiegnie się z końcem prezydencji francuskiej, to - jak mówił - chciałby "w zgodzie i harmonii z prezydentem uczestniczyć w tym przedsięwzięciu, jeśli on postanawia dalej (...) wyjeżdżać na szczyty europejskie".
Donald Tusk przypomniał, że skierował wniosek do TK o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między nim a prezydentem. Chce, żeby Trybunał rozstrzygnął, czy prezydent może samodzielnie decydować o udziale w posiedzeniach Rady Europejskiej, czy też ostateczna decyzja w tej sprawie należy do szefa rządu.
Wolałbym, żeby prezydent to jakoś zrozumiał i był bardziej gotowy do współpracy, a nie do pokazywania, czyje na wierzchu. Ale jeśli ma być tak jak do tej pory, to oczywiście zrobię wszystko, żeby prezydent bez szkody i bez kłopotów dojechał gdzie trzeba, żeby były krzesła i wszystko "po bożemu". Donald Tusk
Premier zapewnił, że ta sprawa nie jest kwestią jego ambicji. - Nie jestem też jakimś szczególnym pasjonatem wyjazdów i proszę mi wierzyć, praca na szczytach UE nie należy do jakichś szczególnych przyjemności. Tam to jest ciężka i odpowiedzialna harówa - podkreślił Donald Tusk.
Jak dodał, prezydent "nawet gdyby chciał, nie może (na szczytach UE) podjąć żadnej decyzji". - Jest tam, nawet jeśli mówi, de facto niemym świadkiem zdarzeń, ponieważ nie może podejmować decyzji, bo musi je podejmować polski rząd - stwierdził premier.
Dopytywany, czy poleci do Brukseli z prezydentem jednym samolotem, premier zapewnił, że nie ma nic przeciwko temu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański