"Nie wierzę, że prawdziwe dziennikarstwo to łapanie potencjalnych informatorów na propozycje pracy, straszenie kolegami z innej gazety i składanie propozycji nie do odrzucenia" - pisze na swoim blogu Kataryna. To komentarz do "listu otwartego" Roberta Krasowskiego, w którym zaatakował "anonimowych" obrońców blogerki. Sms, który według Kataryny był szantażem, dla redaktora naczelnego "Dziennika" jest przykładem "prawdziwego dziennikarstwa".
Gazeta ujawniła w zeszłym tygodniu informacje, które pozwoliły zdemaskować anonimową do tej pory blogerkę. W artykule "Wiemy, kim jest Kataryna" autorzy Sylwia Czubkowska i Robert Zieliński napisali, że Kataryna to "38-latka pochodząca z Rzeszowa" i "szanowana w środowisku organizacji pozarządowych prezes warszawskiej fundacji". Jednocześnie redaktorzy gazety podkreślali, że nie ujawniają przecież jej danych.
Według samej Kataryny akcja "Dziennika" była efektem tego, że nie zgodziła się na "propozycję nie do odrzucenia" zawartą w smsie Czubkowskiej. Krasowski wziął swoją redaktorkę w obronę: - Macie pretensje, że szantażowaliśmy Katarynę, ale prawda jest taka, że wysłaliśmy jej informację o tym, że wiemy kim jest i chcemy pogadać. (...) Tak właśnie wygląda prawdziwe dziennikarstwo. Tak się namawia ludzi do przekazywania informacji - napisał w liście skierowanym do - jak pisał - "hałaśliwej grupki" blogerów, którzy bronią popularnej Kataryny.
Nie wierzę, że prawdziwe dziennikarstwo to łapanie potencjalnych informatorów na propozycje pracy, straszenie kolegami z innej gazety i składanie propozycji nie do odrzucenia. Myślałam, że ten sms to rozpaczliwiec niedoświadczonej dziennikarki i jestem w lekkim szoku, że takie metody popiera redaktor naczelny poważnej gazety. Kataryna
Odpowiedź blogerki: Nie wierzę...
- Nie wierzę, że prawdziwe dziennikarstwo to łapanie potencjalnych informatorów na propozycje pracy, straszenie kolegami z innej gazety i składanie propozycji nie do odrzucenia. Myślałam, że ten sms to rozpaczliwiec niedoświadczonej dziennikarki i jestem w lekkim szoku, że takie metody popiera redaktor naczelny poważnej gazety - napisała w odpowiedzi Kataryna.
W swoim liście Krasowski wytyka też "hałaśliwej grupie" internautów, że kryją się za swoją "anonimowością". - Boicie się (że ktoś ujawni wasze dane - red.), bo po raz pierwszy w Waszym heroicznym życiu pod własnym nazwiskiem wypowiecie swoje poglądy. Drodzy bohaterowie, my dziennikarze codziennie to robimy - pisze Krasowski.
Jak to jest z tą anonimowością?
- Jest jednak kategoria anonimów, których anonimowość nikomu nie przeszkadza, a już najmniej samym dziennikarzom - zauważa Kataryna w swoim wpisie. I tłumaczy: - To oczywiście tzw. "anonimowi informatorzy", na których powołuje się każdy dziennikarz. Niezrozumiała dla mnie walka dziennikarzy o odarcie wszystkich opinii z anonimowości każe sobie zadać pytanie o sens instytucji "anonimowego informatora" - odgryza się blogerka.
Według niej "jeśli tak bardzo szkodliwe jest to, że ludzie sobie wyrabiają opinie na podstawie anonimowych komentarzy internautów, to tym bardziej szkodliwe jest jeśli tę opinię sobie wyrabiają na podstawie jakichś przywołanych przez dziennikarza anonimowych informatorów". - Być może istnieli tylko w dziennikarskim palcu, z którego zostali wyssani - zastanawia się "38-letnia pani prezes z Rzeszowa".
Źródło: kataryna.blox.pl, "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, katryna.blox.pl