- Powódź zniszczyła nasze pola i sady owocowe. O tym jeszcze głośno się nie mówi, ale najbliższe plony przyjdą za cztery lata - alarmują sadownicy z terenów zalanych. I dodają: - Za rok, dwa nie będziemy mieli z czego żyć. Lubelskie i Podkarpackie są najuboższymi regionami w Polsce.
Sadownik Andrzej Czajka z całego gospodarstwa uratował jedynie psa. Woda zalała dom, maszyny rolnicze i sady w miejscowości Brzozowo w Lubelskiem.
- Sadziłem jabłka-ligol, wiśnie i chmiel. Wszystko pogniło. Wszystko do wycinki - załamuje ręce. Po chwili dodaje: - Nie będę miał z czego żyć.
Sadziłem jabłka-ligol, wiśnie i chmiel. Wszystko pogniło. Wszystko do wycinki. Nie będę miał z czego żyć Andrzej Czajka
Tego roku uprawy miały mu dać zarobek około stu tysięcy złotych.
Marcin Kosik w czerwcu miał brać ślub w Wilkowie (woj. lubelskie). Odwołał, bo woda zalała kościół i salę weselną. I kilka hektarów pól chmielowych, z których żyją jego rodzice. - Ludzie potracili dobytki życia. Odbudowa sadów to pracochłonne zajęcie. Pierwsze plony pojawią się za cztery lata - mówi Kosik.
Jego rodzina została pozbawiona przychodu nawet stu tysięcy złotych rocznie.
Skalę problemu próbuje oszacować doradca ministra rolnictwa Dariusz Mamiński: - Wilków i okolice to polskie zagłębie chmielarskie. Pokrywa 40 proc. rynku - mówi. Szacunkowej kwoty strat nie odważył się podać.
"Jakby diabeł tańcował"
Sadownik z Wilkowa Henryk Kuś rozcina worki wypełnione zebranym chmielem. - Wszystko pogniło. Straciłem sześć ton zbiorów i wszystko na polu - mówi.
- Jak woda dotarła do spiżarni, to te stukilogramowe worki fruwały. Jakby sam diabeł tańcował - dopowiada żona Kusia, Joanna.
Kusiowie sprzedawali chmiel po 12 tys. zł za tonę. Stracili więc 72 tys. zł potencjalnego zarobku i drugie tyle na polu. Do tego muszą na nowo zasadzić osiem tysięcy drzew. - Za jedno drzewko zapłacę najmarniej 5 zł - mówi Joanna Kuś. Na odbudowę uprawy musi przygotować 40 tys. zł.
Co najmniej trzy lata na następne zbiory poczeka 80-letni Marian Woźniak z miejscowości Bożydar pod Sandomierzem. Woda zniszczyła wszystkie sześć tuneli foliowych z pomidorami i ogórkami. Warzywa miał zebrać z końcem czerwca. Sadownicy z sąsiedniej miejscowości Dwikozy potracili plantacje brokułów i kalafiorów.
- To było nasze główne źródło dochodów. Z falą poszły 24 tony warzyw - mówi Woźniak. I zaraz dopowiada: - We wsi wszyscy potracili plony. Woda jak poziomica, zalała po równo.
Na Sandomierskim Rynku Handlowym za kilogram pomidorów płaci się ok. 4 zł. Woźniak stracił 96 tys. zł.
Gdynia i 130 tys. boisk
Na Podkarpaciu woda zniszczyła 18,5 tys. gospodarstw wiejskich i 96 tys. ha gruntów rolnych. Na zalanym terenie zmieściłoby się ponad 130 tysięcy boisk piłkarskich.
Na Lubelszczyźnie powódź pochłonęła 137 kilometrów kwadratowych. Niemal identyczną powierzchnię zajmuje Gdynia.
- W całym kraju podtopieniu uległo 52 tys. gospodarstw i 475 tys. ha, to jest 4 proc. wszystkich pól uprawnych w Polsce - informuje doradca ministra rolnictwa Dariusz Mamiński.
Szacowanie strat trwa. Wojewodowie wysłali w teren komisje, które mają 30 dni na sporządzenie raportu.
Pierwsze wyliczenia: Na Podkarpaciu utylizują zwłoki potopionych krów, świń, kotów i psów. Utopiło się bądź śmiertelnie zatruło 6,7 tys. zwierząt.
Do tego trzeba doliczyć setki zatopionych pasiek w regionie. - Produkcja miodu jest wciąż głównym źródłem dochodu pszczelarzy. W tym sezonie pasiek nie odbudują - mówi dr Piotr Skubida, kierownik puławskiego Oddziału Pszczelnictwa Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach. - Przeciętna pasieka liczy kilkanaście uli. Ile pasiek zostało zatopionych jeszcze nie wiadomo - dodaje.
- Straty w infrastrukturze mogą wynieść nawet miliard złotych - informuje wojewoda podkarpacki Mirosław Karapyta.
Na precyzyjne szacunki strat rolników i sadowników trzeba jeszcze poczekać. - Odpompowanie wody z łąk i pól potrwa jeszcze 2-3 tygodnie - tłumaczy wojewoda lubelski Genowefa Tokarska.
"Starczy na cukierki"
- Rolnicy i sadownicy nie zostaną bez pomocy rządu - zapewnia Mamiński. - 15 czerwca ruszył program dodatkowej pomocy dla gospodarstw rolnych, poszkodowanych w wyniku powodzi. Przewidujemy zasiłki w wysokości 2 tys. zł dla gospodarstw do 5 ha i 4 tys. zł dla gospodarstwa pow. 5 ha. Rolnikom będą udzielane kredyty preferencyjne i odroczenia płatności składek na KRUS - wylicza doradca ministra rolnictwa.
- Izby rolnicze będą pomagały powodzianom aż do przyszłorocznych zbiorów - zapewnia Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych (KRIR).
To może nie wystarczyć. Tak jak zapewnienie ministra rolnictwa Marka Sawickiego, który mówił w piątek o konieczności ciągłej pomocy w okresie dwóch lat.
- Ale ja będę mógł sprzedawać chmiel dopiero za cztery lata - odpowiada Henryk Kuś z Wilkowa.
- Na razie dostaliśmy jałmużnę - mówi Marcin Kosik z Brzozowa. - Starczy na cukierki dla dzieci.
Maciej Wasielewski//mat/k
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl