O Polskim Ładzie mówił w TVN24 wicepremier, minister rolnictwa Henryk Kowalczyk. - Można było się do tego przygotować, ale tak to zwykle u nas bywa, że służby finansowe różnych zakładów pracy, budżetówki, odkładają różne elementy na koniec - stwierdził.
Od 1 stycznia obowiązują nowe przepisy podatkowe, nazywane Polskim Ładem. Narosło wokół nich wiele niejasności. Niektóre grupy zawodowe na początku roku informowały o niższych wypłatach.
Kowalczyk: można się było przygotować
O Polskim Ładzie mówił w piątek w "Jeden na jeden" w TVN24 Henryk Kowalczyk, wicepremier, minister rolnictwa i rozwoju wsi.
- Odpowiedzialność rozkłada się na wiele czynników. Począwszy od może niekompletnej informacji, która wypłynęła z Ministerstwa Finansów. Ale jest też tak, że służby finansowe różnych zakładów pracy, budżetówki, odkładają różne elementy na koniec. Tak to zwykle u nas bywa. Zamiast przygotować się 2-3 miesiące przed i precyzyjnie wszystko przygotować - powiedział wicepremier.
Stwierdził, że "ustawa była przyjęta w październiku, już od tego czasu można się było przygotować". Przyznał jednak, że Polski Ład został podpisany przez prezydenta dopiero w połowie listopada. - I już od tego czasu można było się przygotowywać, ale wtedy każdy myśli, że jakoś to będzie - dodał Kowalczyk.
- Przede wszystkim celem Polskiego Ładu było obniżenie podatków i ten cel został osiągnięty, nawet jeśli nie wszyscy go jeszcze namacalnie zobaczyli, bo nie dostali pierwszej wypłaty. Może się zdarzyć tak, że tę pierwszą wypłatę na koniec stycznia znów ktoś dostanie z błędami - mówił wicepremier.
Kowalczyk: komplikacja jest pewnym kosztem i trzeba się z tym pogodzić
Pytany, czy wstrzymanie reformy podatkowej do następnego roku, tak by każdy mógł się do niej przygotować, nie byłoby lepszym rozwiązaniem, odparł: - Polski Ład pozostawia w kieszeniach podatników ponad 17 miliardów złotych. To co, mieliśmy czekać kolejny rok, obiecywać, że zostawimy więcej w kieszeniach, że wdrożymy kwotę wolną od podatku 30 tysięcy?
Wicepremier stwierdził, że "komplikacja jest pewnym kosztem i trzeba się z tym pogodzić". - Ale na pewno - jeśli ocenią to wszyscy w skali roku - to wszyscy będą zadowoleni, usatysfakcjonowani, że mają kwotę wolną od podatku 30 tysięcy - zaznaczył.
- Jeśli ktoś świadomie sobie policzy, to widzi, co jest. Przyznaję, że system jest skomplikowany. Szczególnie ulga dla klasy średniej jest skomplikowana i wymaga czasu, by się z nią zapoznać. (...) Ten system wymaga wyjaśnień, dużo pracy na początku roku. Natomiast przekładanie tego o rok byłoby błędem, bo to byłoby tylko obiecywanie ludziom pieniędzy, a nie dawanie. My chcemy dawać pieniądze, a nie obiecywać, nawet kosztem pewnych komplikacji. Taki system wybraliśmy - powiedział Kowalczyk.
Kowalczyk: narzekanie przedsiębiorców jest tylko ze względu na cenę energii i gazu
- Jeśli przedsiębiorca, pracownik zarabia 20-30 tysięcy na miesiąc, to będzie płacił więcej podatku. Do tej pory był w Polsce degresywny system podatkowy. Im więcej ktoś zarabiał, tym procentowo płacił mniej podatku. Ja się zgadzam z tym, że ci, którzy zarabiają więcej, powinni solidarnie więcej zapłacić do budżetu. Ja osobiście też zapłacę więcej i nie mam o to pretensji - dodał minister.
Mówił, że "rozmawia z przedsiębiorcami i nie jest oderwany od rzeczywistości". - Narzekanie przedsiębiorców jest tylko i wyłącznie ze względu na cenę energii i dramatyczną cenę gazu. To jest fakt, że jak się pokazuje piekarnię, gdzie cena gazu, czyli jeden z głównych czynników kosztowych, jest kilkukrotnie wyższa niż poprzednio, to mają prawo narzekać. Jest stosowana każda możliwa pomoc - przekonywał.
Winą obarczył Unię Europejską, która "tak ukształtowała politykę gazową, do tego jeszcze politykę klimatyczną, która ma wpływ na cenę energii, że koszty przedsiębiorców tego typu rosną i to dramatycznie".
Źródło: TVN24