- Mniej więcej wiem gdzie jest, ale tego panu nie powiem - tak polityk SLD, Grzegorz Korytowski mówił o porwanym Krzysztofie Olewniku podczas rozmowy telefonicznej z jego ojcem. "Superwizjer" ujawnił nagrane przez Włodzimierza Olewnika rozmowy z politykiem SLD, który miał być gwarantem współpracy między rodziną Olewników a bandytami z Sierpca, którzy zaoferowali im "pomoc".
Jak relacjonują dziennikarze "Superwizjera", wkrótce po uprowadzeniu do rodziny Olewników z ofertą „pomocy” zgłosili się bandyci z Sierpca. Wielokrotnie karany Eugeniusz D., w okolicy bardziej znany jako Gienek, zaproponował Włodzimierzowi Olewnikowi zdobywanie informacji o losach porwanego.
"Gienek" miał postawić tylko jeden warunek: gwarantem dobrej współpracy między Gienkiem a Włodzimierzem Olewnikiem ma być Grzegorz Korytowski – powiatowy polityk SLD z Sierpca, były wicestarosta i jednocześnie bliski współpracownik mazowieckiego barona SLD Andrzeja Piłata, potem także jeden z dyrektorów w płockim Orlenie i doradca prezesa Zbigniewa Wróbla.
Korytowski natychmiast zgodził się na współpracę z Gienkiem. Dziś tłumaczy, że zrobił to, bo chciał pomóc rodzinie Olewników w odnalezieniu syna.
Korytowski brał pieniądze od Olewnika
Gienek spotkania z Włodzimierzem Olewnikiem rozpoczął od żądania 40 tysięcy złotych „na obiad” ze swoimi informatorami. Pieniądze otrzymał. To był jednak dopiero początek wyłudzeń. Dziś odpowiada przed sądem za wyłudzenie od Włodzimierza Olewnika 160 tys. zł.
Jak relacjonują dziennikarze "Superwizjera", Korytowski także często spotykał się z Włodzimierzem Olewnikiem. Ojciec porwanego nagrywał wszystkie rozmowy. Obszerne fragmenty udostępnił „Superwizjerowi” TVN. Ich treść jest szokująca. – Oni go pilnują i będą chcieli pieniądze – mówi Korytowski do ojca. – Mniej więcej wiem gdzie jest [Krzysztof], ale tego panu nie powiem, dla dobra sprawy. Jeśli pan chce, to panu powiem, ale po co to panu?
Ponadto z nagrań wynika, że Korytowski brał pieniądze od Włodzimierza Olewnika dla swoich informatorów. Podczas jednego ze spotkań wziął 25 tysięcy złotych w gotówce. Wśród informatorów miał być m.in. lokalny dziennikarz z Płocka.
Błahe zarzuty dla polityka SLD
W 2005 roku Korytowski został zatrzymany przez CBŚ. W sprawie o uprowadzenie Olewnika postawiono mu jednak dwa błahe zarzuty: nielegalnego posiadania kilkunastu sztuk amunicji i nielegalnego posiadania niemieckiego dokumentu tożsamości.
Nie usłyszał nawet zarzutu wyłudzenia pieniędzy. Od razu jednak zapewnił sobie obronę adwokatów z najwyższej półki. Początkowo bronił go mec. Wojciech Tomczyk – znany m.in. z obrony Rywina, Sobotki czy Oleksego. Obecnie obrońcą Korytowskiego jest prof. Piotr Kruszyński z Uniwersytetu Warszawskiego.
W śledztwie dotyczącym porwania Olewnika był podejrzanym do samego końca, po czym prokurator sporządził akt oskarżenia wobec wykonawców tej zbrodni, a wątek Korytowskiego wyłączył do odrębnego śledztwa, które wciąż trwa.
Wcześniej jednak Korytowski zdążył skopiować akta dotyczące porwania. Czy postawienie dwóch błahych zarzutów w sprawie o porwanie miało mu umożliwić kontrolę przebiegu śledztwa? Jako podejrzany musiał być informowany o wielu czynnościach prokuratora. Po co kopiował całe akta? Czego się boi człowiek, który o Ryszardzie Kaliszu mawia „Rysio”? - pytają dziennikarze "Superwizjera".
Korytowski odpiera zarzuty
Korytowski zgodził się na rozmowę z „Superwizjerem”, ale wyłącznie w obecności swojego prawnika. Twierdzi, że nie miał wiedzy porwaniu, a jedynie przekazywał informacje od swoich informatorów. I to dla nich brał pieniądze od Olewnika.
Twierdzi, że w całej sprawie wykazał się wyjątkową naiwnością, a może nawet głupotą. A obecne łączenie go z nią ma charakter medialnej nagonki, za którą stoi zemsta uwiedzionej i porzuconej przez niego kobiety. Zdecydowanie dementuje informacje, jakoby przekazywał ojcu treść mających dopiero nadejść listów od porywaczy.
Była kochanka Korytowskiego w 2005 roku powiadomiła wszystkich czołowych polityków lewicy, a także prokuraturę, że - jej zdaniem - Korytowski może dużo wiedzieć o porwaniu. Nikt jej nie wysłuchał. Została za to wyrzucona z partii, bo „zdradziła ideały lewicy”.
Dobre kontakty z lewicą
Włodzimierz Olewnik nie ukrywa, że zawsze miał dobre kontakty z lewicą, z mazowieckim baronem SLD Andrzejem Piłatem zna się bardzo dobrze. Gdy porwano mu syna zwracał się do polityków tej partii z prośbą o pomoc. Dlaczego wszyscy odprawiali go z kwitkiem?
Źródło: Superwizjer
Źródło zdjęcia głównego: tvn