Eksperymenty "eksplozyjne" i dotyczące skutków oddziaływania detonacji materiałów wybuchowych na ciało ludzkie, udział w sekcjach zwłok, a także badanie wpływu rosyjskich służb specjalnych na przebieg remontu TU-154M wśród efektów roku prac podkomisji smoleńskiej – wynika z jej komunikatu. - To kolejny zbiór pomysłów oderwanych od faktów – komentuje Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Rok temu powołana przy MON podkomisja smoleńska przedstawiła raport techniczny, w którym stwierdziła, że główną przyczyną katastrofy Tu-154M była "eksplozja, do której, doszło w chwili, gdy samolot znajdował się jeszcze w powietrzu, co spowodowało zniszczenie jego konstrukcji oraz śmierć wszystkich pasażerów".
W ostatnich miesiącach trudno było znaleźć informacje na temat efektów działań podkomisji. Dziennikarze mieli nawet problem, by ustalić jej skład. 9 kwietnia pojawił się jednak "komunikat o stanie prac (podkomisji smoleńskiej - red.) na dzień 9.04.2019 r.". Dokument jest dostępny na stronie internetowej biura poselskiego Antoniego Macierewicza, który jest obecnie jej szefem. Nie ma go natomiast na stronie internetowej ministerstwa obrony.
Służby prasowe resortu pytane przez nas, dlaczego nie zamieszczono tam komunikatu odpowiedziały, że "powodem niedostępności jest awaria techniczna. Pracujemy nad rozwiązaniem problemów".
Podobnie sprawę wyjaśniał Macierewicz, który napisał na Twitterze, że "zaistniały problemy z serwerami MON". "Komunikat o stanie prac Podkomisji na dzień 09.04.2019 r. można znaleźć na stronie mojego biura poselskiego: http://antonimacierewicz.org/aktualnosci" – poinformował były szef MON.
Pod liczącym 18 stron komunikatem nikt się nie podpisał. Nie jest w nim też podany aktualny skład podkomisji smoleńskiej.
Doniesienie do prokuratury
W raporcie poinformowano, że podkomisja 9 kwietnia skierowała do prokuratury wniosek o możliwości popełnienia przestępstwa przez byłego szefa MSWiA Jerzego Millera oraz członków Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. W zawiadomieniu wskazano m.in. na przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego.
We wtorek o zawiadomieniu w Polskim Radiu mówił Antoni Macierewicz. – Wniosek dotyczy zaniechań, dotyczy fałszerstw, jakich się dopuszczono, dotyczy niedopełnienia obowiązków oraz dotyczy samego pana Millera, który poświadczając w podpisanym z Rosjanami memorandum prawdziwość czarnych skrzynek i zgadzając się na danie Rosjanom gwarancji, że oni mogą je oddać, kiedy będą chcieli, popełnił przestępstwo z art. 129 (zdrada dyplomatyczna – przyp. red.) – zaznaczył szef podkomisji.
Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz jeden z byłych członów Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, ocenił w rozmowie z tvn24.pl, że cały dokument podkomisji "wygląda jakby powstał jako uzasadnienie do złożenia kolejnego zawiadomienia do prokuratury".
- To doniesienie skończy pewnie tam, gdzie poprzednie, czyli w śmietniku. Z przyjemnością się mogę spotkać z prokuratorami i wyjaśnić im, czego nie wiedzieli na temat katastrofy – powiedział Lasek.
Według niego, dokument podkomisji "to kolejny zbiór pomysłów oderwanych od faktów i niezgodnych z zapisami rejestratorów, śladami, czy z opiniami profesjonalnych zespołów".
Z komunikatu podkomisji można się dowiedzieć, że przez ostatni rok "pogłębiała (ona - red.) prace, które pozwolą na pełniejsze określenie przyczyn i okoliczności badanego zdarzenia oraz przedstawienie ich w raporcie końcowym".
"Obecność śladów materiałów wybuchowych"
"Podkomisja przeanalizowała zrealizowane w 2013 roku przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji (CLKP) badania i stwierdziła, że ujawniły one obecność śladów materiałów wybuchowych na 107 spośród 215 pobranych próbek" – czytamy w komunikacie.
Zgodnie z nim "obecność materiałów wybuchowych na wraku samolotu wykryto przy użyciu różnych metod zarówno w ośrodkach krajowych, jak i zagranicznych".
Zdaniem członków podkomisji, eksplozję tupolewa potwierdzają też "zeznania świadków, w tym Polaków, którzy wybuch widzieli".
Podkomisja przeprowadziła też analizy dokumentacji związanej z decyzją MON o remontowaniu samolotów Tu-154M przez rosyjskie konsorcjum. Według niej, we wrześniu 2009 r. jeden z wiceministrów informował ministra obrony, że "remont samolotów Tu-154M jest również nadzorowany przez II Departament Federalnej Służby ds. Współpracy Wojskowo-Technicznej z Zagranicą Federacji Rosyjskiej".
W dokumencie nie napisano o którego wiceministra chodzi.
"Federalną Służbą Wojskowo-Technicznej Współpracy (FSWTW) kierują funkcjonariusze rosyjskich służb specjalnych" – twierdzą członkowie podkomisji.
Ich zdaniem, ówczesne kierownictwo resortu "powinno wiedzieć, iż wybierając wskazane przez stronę rosyjską konsorcjum, oddaje remont samolotów przewożących najważniejsze osoby w państwie w ręce rosyjskich służb specjalnych".
Bogdan Klich, który był w 2010 r. ministrem obrony pytany przez tvn24.pl o komentarz przyznaje, że nie pamięta o którego z jego wiceministrów mogło chodzić.
- Trudno po 10 latach komentować taką sprawę bez wglądu do dokumentów – wyjaśnia.
Członkowie podkomisji uczestniczyli w sekcjach zwłok
Według reportu podkomisja zajmowała się też analizą pracy silników Tu-154M, które ma się zakończyć stworzeniem "całościowej ekspertyzy".
W 2017 i 2018 roku członkowie podkomisji - jak czytamy w dokumencie - uczestniczyli jako obserwatorzy w zarządzonych przez prokuraturę ponownych sekcjach zwłok.
"Podkomisja oczekuje na otrzymanie pozostającej w dyspozycji prokuratury kompletnej dokumentacji z przeprowadzonych sekcji zwłok i badań" – czytamy w raporcie.
Jego autorzy zaznaczyli jednak, że ich analizy wykluczają możliwość "niszczenia ciał pasażerów wyłącznie w wyniku przemieszczania się po powierzchni ziemi lub niszczącego oddziaływania przeszkód terenowych, w tym drzew".
"Położenie ciał i fragmentów ciał członków załogi samolotu wyklucza zgniecenie kokpitu w wyniku pierwszego kontaktu z ziemią, a potwierdza, że wcześniej kokpit został rozerwany, a ciała załogi wyrzucone poza kokpit" – podkreśla podkomisja.
Eksperymenty "eksplozyjne"
Podkomisja wykluczyła paliwo lotnicze jako czynnik "powodujący tak znaczne zniszczenia ciał" i "wraz z ekspertami medycyny sądowej przeprowadziła szereg badań eksperymentalnych, dotyczących skutków oddziaływania detonacji materiałów wybuchowych na ciało ludzkie". "Wyniki badań będą stanowić materiał porównawczy dla analizy obrażeń ciał ofiar katastrofy" – zaznaczono.
W sprawozdaniu jest też akapit zatytułowany "eksperymenty eksplozyjne", w którym czytamy, że podkomisja przeprowadziła w 2018 r. "eksperymenty na modelach fragmentu skrzydła w skali 1:4 i 1:1 z symulacją sił aerodynamicznych".
"Wyniki pokazują, że skrzydło z paliwem i oparami paliwa może być zniszczone przez ładunki wybuchowe (bez eksplozji paliwa) z podobnymi cechami zniszczenia konstrukcji jak zaobserwowane na przełomie końcówki skrzydła w Smoleńsku" – zaznaczono w komunikacie.
W podsumowaniu autorzy dokumentu podkreślili, że podkomisja "stanęła przed trudnym zadaniem przede wszystkim z racji ograniczonego dostępu do dowodów". "Stan ten został spowodowany działaniami strony rosyjskiej oraz działaniami i zaniechaniami rządu Donalda Tuska po katastrofie 10 kwietnia 2010 roku" – dodali.
Podkomisja do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego została powołana przez Antoniego Macierewicza, poprzedniego ministra obrony w 2016 roku. Od 2018 roku Macierewicz jest jej przewodniczącym.
Budżet podkomisji smoleńskiej w 2017 i 2018 roku zaplanowano w wysokości 6 mln zł, jak mówił w 2017 r. na posiedzeniu sejmowej komisji ówczesny wiceszef MON Michał Dworczyk. Szczegółowy budżet nie został jednak przez podkomisję ujawniony.
Raport komisji Millera
W lipcu 2011 roku – ponad 15 miesięcy po katastrofie smoleńskiej – swój raport przedstawiła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która prowadziła prace pod przewodnictwem ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera. Dokument ma 328 stron i pięć załączników. Został przetłumaczony na język angielski i rosyjski. W raporcie przeanalizowano szereg okoliczności i splot wydarzeń, który doprowadził do tragedii. Nie wskazano jednej konkretnej przyczyny. Nie padają w nim nazwiska winnych. Członkowie komisji podkreślali też, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
We wnioskach końcowych raportu eksperci wskazali, że przyczyną wypadku było "zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią".
Obecnie śledztwo w sprawie katastrofy prowadzi Zespół Śledczy Nr I Prokuratury Krajowej, którym kieruje prokurator Marek Pasionek.
Wcześniej prowadziła je Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. W marcu 2015 r. śledczy przedstawili opinię 20 biegłych, którą przygotowywano przez cztery lata.
10 listopada 2015 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa opublikowała z kolei komunikat podsumowujący ustalenia biegłych. Wykluczają one hipotezę o wybuchu. Czytamy m.in., że "zniszczenie samolotu nastąpiło w wyniku zderzeń z przeszkodami terenowymi (drzewami), a całkowite jego zniszczenie nastąpiło po końcowym zderzeniu z ziemią. Szczegółowe badanie szczątków nie wykazało śladów lokalnych ognisk destrukcji konstrukcji samolotu, mogących pochodzić z innych źródeł. Co więcej, szczegółowa analiza dowodowa odnalezionych fragmentów prawej burty samolotu w strefie tzw. 'salonki prezydenckiej' - zdaniem biegłego - wykazała, że nie występują na nich jakiekolwiek osmalenia, nadtopienia materiału wygłuszającego ani opalenia fragmentów konstrukcji".
Autor: Grzegorz Łakomski / Źródło: tvn24.pl