Smród, ciasnota, huk maszyn. Chińscy robotnicy w nieludzkich warunkach budują luksusowe apartamentowce na Mierzei Wiślanej - alarmuje "Gazeta Wyborcza".
Ekipy Chińczyków budują też w tej chwili m.in. w Łodzi (około 40 osób) i pod Toruniem (ponad setka). Najczęściej bloki. Murarze, zbrojarze, hydraulicy. Nie mówią po polsku, nie pokazują się na mieście. Kursują na linii budowa - kwatera.
"No!", "Dawaj!". "Rób tu!"
- Ich można wycisnąć jak cytryny. Wystarczy krzyknąć i już biegają - tak o chińskich robotnikach mówi ich polski pracodawca.
Budowlańcy pochodzą z kilku chińskich prowincji tak odległych, że często nie rozumieją wzajemnie swoich dialektów. Nie są też w stanie nawiązać kontaktów z Polakami. Polecenia wydaje im się przez wskazanie palcem i komentarze typu: "No!", "Dawaj!". "Rób tu!"
Wielki Brat patrzy
Przez cały czas znajdują się pod kontrolą bezpieki. Jedzą tylko na budowie, śpią w klitkach po dwa metry kwadratowe na głowę. Gdy reporterzy "Gazety" weszli tam z ukrytą kamerą, kierownik obozu kazał uciekać.
Okradani przez pośredników
Nadmorskie apartamenty będą kosztowały 12 tys. zł za metr. Z tych pieniędzy przyszli lokatorzy opłacą: inwestora, dewelopera, polską firmę leasingującą Chińczyków, chińską firmę eksportującą ludzi do pracy, agentów komunistycznej bezpieki i na końcu samych robotników. Ci ostatni miesięcznie dostają 300 dolarów na rękę.
Za noclegi Chińczyków zapłaciła olsztyńska firma Ogulewicz, która - jak wynika z ogłoszenia - prowadzi "leasing pracowników budowlanych o specjalnościach: zbrojarz-betoniarz, cieśla, murarz".
Łańcuszek wygląda tak:
1. Deweloper płaci firmie Ogulewicz 17 zł za godzinę pracy robotnika. Gdyby zatrudnił Polaka i dał tylko płacę minimalną, to z ZUS-em, urlopem i ubraniem roboczym wyszłoby co najmniej 25 zł. Te 17 zł pomnożone przez 250 godzin pracy w miesiącu daje 4250 zł.
2. Firma Ogulewicz płaci „pośredniakowi” w Chinach (lub Korei) 600 dolarów - 1320 zł - „od głowy” . Odliczając koszt polskiego ubezpieczenia, wody mineralnej i kombinezonu dla Azjaty, pozostaje zysk ok. 2000 zł.
3. Chiński „pośredniak” wypłaca pracownikowi 300-500 dol. (około 900 zł), zatrzymując jedną trzecią. Dla porównania - polski niewykwalifikowany robotnik budowlany zarabia na Wybrzeżu ponad 2 tys.
Wyzysk legalny
- To kliniczny przypadek wyzysku - komentuje Adam Kozieł, specjalista do spraw chińskich w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Tak handlują ludźmi wysyłanymi do USA chińskie triady, tak byli wykorzystywani Polacy na włoskich farmach. Tylko że tam bogaci się mafia, a tutaj wszystko się dzieje z błogosławieństwem prawa. Najsmutniejsze, że ci ludzie się nie zbuntują - wędrowny robotnik w Chinach zarabia 100 dol. miesięcznie.
- Mechanizm "eksportu usług", czyli siły roboczej, jest legalny - wyjaśnia Janusz Grzyb, dyr. departamentu migracji w Ministerstwie Pracy. - Wiemy, że w 2007 r. pracowało tak w Polsce 600 Chińczyków.
Reporterzy "Gazety" mówią z kolei o co najmniej 6 tys. robotników z Państwa Środka. Twierdzą też, że nie wszystko odbywa się legalnie. - W czwartek, dzień po wysłaniu przez nas prezesowi Ogulewiczowi e-maila z fragmentem artykułu do autoryzacji, do "Sewera" (jednego z ośrodków, gdzie mieszkają Chińczycy - przyp. red.) przyjechali z Olsztyna wysłannicy firmy. Pod ich okiem Chińczycy w pośpiechu opuścili ośrodek. Nie zdradzono nam, dokąd zostali zabrani - piszą dziennikarze.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24