Pod eskortą na obronę pracy inżynierskiej

Mongolską rodzinę wyrzucają z Polski
Mongolską rodzinę wyrzucają z Polski
Źródło: Fakty TVN/fot. PAP
Mongolska rodzina 11 lat spędziła w Polsce - znalazła tu mieszkanie, pracę i szkołę. Teraz przypomniała sobie o niej straż graniczna i zabrała do strzeżonego ośrodka dla uchodźców. Tam czekają na decyzję urzędnika, czy będą mogli zostać w Polsce.

Do Krakowa przyjechali jedenaście lat temu. Dzieci się uczyły, matka tłumaczyła mongolskie dokumenty dla policji, sądów. Teraz przypomniano sobie, że Batdavaa'owie nie dopełnili formalności, żyją tu nielegalnie i trzeba ich odesłać do Mongolii.

Obrona pod strażą

Najpierw do strzeżonego ośrodka dla uchodźców wywieziono ojca rodziny, potem z placu targowego zabrano matkę. Pozwolono jej odebrać ze szkoły najmłodszego, urodzonego w Polsce Karola. Starszego syna - Hashę - zabrano z przystanku autobusowego, tuż przed obroną pracy inżynierskiej na krakowskiej Akademii Górniczo Hutniczej.

Pracę obronił we wtorek na czwórkę z plusem - pod czujnym okiem pograniczników. Sukcesu nie świętował. Wrócił za kraty.

Przecież brakuje nam inżynierów

Hasha bardzo by chciał pracować w zawodzie - zajmuje się termodynamiką. Maciej Baran, student AGH, którą ukończył Hasha dziwi się, że w kraju, gdzie brakuje inżynierów, chce się ich wysyłać do Mongolii. Sąsiedzi rodziny zapewniają, że świetnie zaaklimatyzowała się ona w Polsce.

- W ogóle już zapomniałem o tym, że oni są kimś innym niż Polacy. Zżyliśmy się - opowiada w Faktach TVN sąsiad rodziny, Marek Basza.

Nie dopilnowali formalności

Rodzina przyznaje, że nie dopilnowała formalności. Wysyłali wnioski o legalizację pobytu w Polsce, ale zawsze coś było nie tak. Wojewoda małopolski Stanisław Kracik wyjaśnia: - Nigdy nie były to wnioski kompletne i nie można było zakończyć procedury.

Ewa Piechota z Urzędu ds. Cudzoziemców przekonuje, że presja społeczna nie może skłonić urzędu do łamania polskiego prawa. - Mamy nadzieję, że się uda - dodaje.

Czy na decyzję rodzina będzie czekać w ośrodku, zdecyduje w czwartek sąd.

W Mongolii czują się obco

Pani Batdavaa mówi, że w Mongolii czuje się jak turystka. Nie wyobraża sobie powrotu. - Bardzo się boimy, bardzo - dodaje.

A najmłodszy syn, Karol wyznaje - Tu się urodziłem, do Mongolii nie chcę jechać. Przyjaciele rodziny zbierają tysiące podpisów pod petycją o to, by pozwolono jej zostać w Polsce. Pomagają ostatniemu z braci, jeszcze na wolności.

W sprawie rodziny interweniuje Rzecznik Praw Obywatelskich.

Źródło: Fakty TVN

Czytaj także: