Usprawnienie odpraw na przejściach z Ukrainą przed Euro 2012 to urzędnicze hasło klucz. Jednak ktoś, kto chociaż raz próbował tę granicę przekroczyć, na słowo "usprawnienie" reaguje jedynie ironicznym uśmiechem. Tam, żeby przejechać w miarę szybko trzeba zapłacić. Przekonał się o tym reporter programu "Czarno na białym".
Ci, którzy mają doświadczenie w przechodzeniu polsko-ukraińskiej granicy przekonują: - Trzeba się ze wszystkimi dogadywać. Ten zgarnie stówkę, tam niżej będzie stał drugi za stówkę i na bramie wam powie ze dwie stówki. A jak nie to wracajcie, ale oni wam już nie oddadzą pieniędzy. Kto da, to pojedzie.
I podkreślają, że "trzeba wiedzieć komu dać", a jeśli "człowiek jedzie raz na rok, to skąd ma wiedzieć jak jest system".
"System"
Ten system działa, pomimo, że do Euro 2012 zostało kilka miesięcy. Na granicy liczy się tzw. dresscode i odpowiednia etykieta zachowań. Obowiązkowe wyposażenie to ciemna kurtka i eleganckie buty do garnituru oraz odrobina szczęścia, ponieważ przez większość dni w roku kolejka z Ukrainy do Polski zawsze ma kilka kilometrów.
Reporter TVN24 odwiedził pięć przejść pomiędzy krajami. Przekraczał je w obie strony. Czas oczekiwania wynosił na nich od 2 do 8 godzin. Łapówki za ominięcie kolejki wahały się od 50 do nawet 500 hrywien, czyli od 20 do 200 zł. Choć to wiedza powszechna, to ukraińskie straże graniczne udają, że nic nie wiedzą. - Nie mamy takich informacji, ale na pewno nikt niczego nie bierze - przekonuje zastępca kierownika przejścia granicznego Szegini-Medyka Mikoła Miszyn.
Eksperyment dowiódł jednak czegoś odwrotnego. Okazało się, że na przejściu w Medyce łapówka to 150 hrywien. Dostaje ją naczelnik. W Zosinie cena wzrasta już do 500 hrywien. Ominięcie kolejki proponuje sam celnik. Jeśli nie to, musimy spędzić sześć godzin w kolejce. Nie inaczej jest w Hrebennem. Tutaj pogranicznik dostaje 100 hrywien. Wszystko nagrywa ukryta kamera.
Sposób nr 1 - na bandytę
Przed Euro 2012 na jednym z największych przejść granicznych pomiędzy Ukrainą a Polską - w Medyce odbywają się polsko-ukraińskie ćwiczenia. Wszystko wydaje się zapięte na ostatni guzik. Jednak w tym samym czasie, ok. 400 metrów od miejsca, w którym odbywają się ćwiczenia, reporter TVN24 poznaje kolejne metody bezproblemowego przekraczania przejścia.
Pierwsza z nich - "na bandytę". Bandytów-naciągaczy jest kilku, mają czarne skóry i bez ogródek wsiadają do samochodów, którymi podjeżdżają turyści. Wszyscy ze sobą współpracują i przekazują sobie klientów. Tak dojeżdża się do szlabanu, płacąc każdemu z "bandytów" odpowiednią sumę.
Na końcu pieniądze dostaje strażnik, który pozwala ominąć kolejkę. W ten sposób można zaoszczędzić półtorej godziny.
Pod prąd lub po chodniku
Nie inaczej jest na przejściu w Hrebennem, do którego prowadzi wiecznie zakorkowana dwupasmówka. Funkcjonują tam dwa niezależne systemy omijania kolejki - tańsza metoda "po chodniku" i druga, polegająca na jeździe autostradą pod prąd. W przypadku sposobu "po chodniku" łapówki płaci się dwóm pogranicznikom - na końcu kolejki i przy bramie prowadzącej na przejście graniczne.
W metodzie "pod prąd" istnieje ryzyko spotkania patrolu policji, który też oczekuje łapówki. Nie płaci się w trakcie drogi, ale za to 200 hrywien musi dostać celnik już na samym przejściu. Dzięki temu zamiast czekać kilka godzin, można opuścić przejście graniczne pasem dla dyplomatów. I to w kilka minut.
W sumie, dzięki łapówkom reporterowi TVN24 udało się zaoszczędzić 20 godzin stania w kolejkach. Koszt - kilkaset zł.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24