- Jedno, co przez te dni od czasu śmierci sobie myślę, to to, że Paweł zrobił wszystko, żebyśmy byli przygotowani. Wbrew pozorom. Naprawdę inwestował w nas czas, dawał książki do czytania. Odpowiadał. Rzucał na głęboką wodę - mówi Piotr Grzelak, dotychczasowy wiceprezydent Gdańska do spraw polityki komunalnej.
Piotr Grzelak był najmłodszym wiceprezydentem w drużynie Pawła Adamowicza. Gdy w grudniu 2014 roku prezydent Gdańska powołał go na wiceprezydenta do spraw polityki komunalnej, Grzelak miał 32 lata.
- Wtedy, gdy prezydent powołał mnie na stanowisko wiceprezydenta, byłem chyba najmłodszym wiceprezydentem wśród miast Unii Metropolii Polskich. Ale wydaje mi się, że to pokazuje samego prezydenta - mówi Grzelak w rozmowie z Piotrem Jaconiem. - On też młodo zaczynał i co więcej, przez cały czas, kiedy współpracowaliśmy, był osobą, która rzucała na głęboką wodę - dodaje.
"Co go nie zabije, to go wzmocni"
Grzelak, który prywatnie jest synem innego znanego samorządowca i opozycjonisty z czasów PRL - Grzegorza, wspomina, że jego ojciec był zły na prezydenta Adamowicza za powołanie go na swojego zastępcę.
- Wtedy Paweł powiedział: Grzegorz, co go nie zabije, to go wzmocni. Przez całą tę ostatnią kadencję wydawało mi się, że cały czas pojawiały się coraz cięższe próby, bo to był bardzo trudny okres - opowiada dotychczasowy wiceprezydent, wskazując na czas zmiany władzy w Polsce. Zaznaczył, że po wyborach parlamentarnych nastąpiło też dużo ataków "nie do końca samorządowych".
- Rzeczywiście cały czas myślałem o tym, co powiedział mojemu tacie. Jednak nigdy nie myślałem, że te słowa będą tak ważne dzisiaj - zauważa Grzelak.
- Cieszę się, że Paweł, pan prezydent, nas wychował. Działaliśmy przez wiele lat. Znamy się jako drużyna od wielu lat, ale na pewno takim bardzo mocno cementującym czasem był zeszły rok. Wtedy, kiedy praktycznie zostaliśmy politycznie sami wokół pana prezydenta - wyznaje. Wskazuje, że był zaskoczony, że pomimo osamotnienia politycznego, wokół Adamowicza i jego najbliższych współpracowników zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi, którzy przychodzili bezinteresownie wesprzeć prezydenta Gdańska.
- Dopiero później zacząłem rozpoznawać, dlaczego tak się stało. W większości to byli ludzie, którym kiedyś prezydent jakoś w indywidualnej sprawie pomógł, a my o tym nie wiedzieliśmy - podkreśla Grzelak, dodając, ze w tym gronie był m.in. fryzjer, pochodzący z biednej rodziny, któremu Adamowicz kiedyś kupił profesjonalny zestaw nożyczek fryzjerskich.
- Paweł Adamowicz był prezydentem od 1998 roku, ale wcześniej przecież był bardzo aktywnym przewodniczącym Rady Miasta Gdańska. Zorganizował właściwie obchody tysiąclecia Gdańska w 1997 roku. Zaprosił głowy państw, rada miasta udzieliła honorowego patronatu. To był taki początek jego prezydentury - mówi Grzelak.
"Cały czas przechodziliśmy z prezydentem do coraz większej otwartości"
Współpracownik Pawła Adamowicza wyznaje, że cały czas próbuje sobie przypomnieć moment, w którym zaczęła się jego znajomość z Adamowiczem.
- Prezydenta na pewno znałem bardzo długo, bo otaczał się środowiskiem opozycyjnym, a moi rodzice też z opozycji demokratycznej pochodzą - Ruchu Młodej Polski. Kiedy będziemy prezydenta odprowadzać, będziemy go odprowadzać między innymi niedaleko Targu Drzewnego, gdzie były słynne wystąpienia liderów Ruchu Młodej Polski - opowiada.
- W sensie politycznym, autonomicznym, już nie przez rodziców, w 1999 roku przystąpiłem do Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści i od tego czasu były te nasze spotkania - dodaje. Przyznaje, że w dużej mierze stąpał po krokach politycznych Adamowicza. - Od tego konserwatyzmu liberalnego jednak cały czas przechodziliśmy z prezydentem do coraz większej otwartości - ocenia.
- To, czego zazdrościłem prezydentowi Adamowiczowi to to, że on bardzo dobrze pamiętał szczegóły rodzinne. Pytał o moją żonę, Emilię, o moje dzieci. Pamiętał mniej więcej, ile lat mają. Przede wszystkim cieszył się, że mam trójkę dzieci i gratulował mi również synów - opowiada.
Grzelak przyznaje, że nie miał jeszcze czasu, by porozmawiać ze swoimi dziećmi o tym, co się wydarzyło. - Dzisiaj odwożąc syna, zobaczyłem, że on po raz któryś dzień z rzędu ubiera koszulkę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nie mam czasu, nie miałem czasu, żeby z nim o tym porozmawiać czy to ma związek czy nie. W niedzielę razem (z synem - red.) kwestowaliśmy na ulicach - opowiada.
"Jako mentor, nie mógł zrobić więcej"
Współpracownik Adamowicza wyznaje, że chociaż ostatnie ich spotkanie miało charakter służbowy, to bardziej będzie wspominać inne, które odbyło się u prezydent Aleksandry Dulkiewicz w domu. - W trójkę piliśmy wino. Pierwszy raz od czasów trudnej kampanii. To było przed świętami - mieliśmy czas na takie bardziej filozoficzne rozmowy. Rozmowy też o przyszłości Gdańska, bo to zawsze do tego się sprowadzało, ale jednak bardziej zrelaksowane rozmowy - relacjonuje.
- Na pewno jedno, co przez te dni od czasu śmierci sobie myślę, to to, że Paweł zrobił wszystko, żebyśmy byli przygotowani. Wbrew pozorom. Naprawdę inwestował w nas czas, dawał książki do czytania. Odpowiadał. Rzucał na głęboką wodę. Zrobił wszystko jako mentor, nie mógł zrobić więcej, żebyśmy byli przygotowani. To teraz od nas zależy i ta odpowiedzialność jest na nas, czy sobie z tym teraz poradzimy - wyznaje Grzelak.
- Myślę, że każdy z nas zdaje w tej chwili bardzo trudny test, a przede wszystkim mam nadzieję, że my, jako Polacy, ten test w końcu zdamy. Chyba to jest płonna nadzieja - podsumował.
Autor: tmw//kg / Źródło: tvn24.pl