Łzy szczęścia towarzyszyły spotkaniu rannych i ich rodzin na lotnisku w podszczecińskim Goleniowie. W rozmowach przewijało się jedno słowo - cud. Oni dostali nowe życie - mówili bliscy ocalonych z katastrofy.
- Żona jest poobijana, ale psychicznie już jest prawie dobrze. Co ją uratowało, nie wiem. Może modlitwa, mówiła, że trzymała w ręce różaniec. Żona samego momentu wypadku nie pamięta, pamięta już jak wychodziła z autobusu i później, kiedy była na trawie, jak jej założyli gorset - opowiada Jan Gronek ze Stargardu Szczecińskiego,
Krystyna Leśnińska przyjechała z synem na lotnisko przywitać swoją siostrę. - Możemy tylko dziękować wszystkim, którzy nam pomagali - powiedziała.
Jej syn, który był na miejscu tragedii, mówił, że widok ten zrobił na nim straszne wrażenie.
- Nic nie pamiętam, jestem zmęczony - tylko tyle powiedział kierowca autokaru Edward Gawron.
W dobrym humorze, mimo ciężkich przeżyć, była Lidia Kropska, nauczycielka polskiego ze Świnoujścia. - Jestem szczęśliwa, że żyję, to jest dla mnie najważniejsze. Mogę myśleć o przyszłości. Jestem zmęczona, ale mimo wszystko z nadzieją patrzę w przyszłość. Zrobiono mi we Francji operację barku, wiem że czeka mnie długa rehabilitacja, wiem, że będę musiała dużo wysiłku włożyć, żeby tę rękę uruchomić - mówiła.
Pani Lidia nie pamięta, czy w trakcie jazdy była jakakolwiek dyskusja na temat trasy przejazdu. - Ja wtedy byłam zajęta rozmową z koleżanką, z którą siedziałam na sąsiednim fotelu. Ja sobie nie zdawałam sprawy z grozy sytuacji, nie widziałam tego manewru kierowcy, ani tego niebezpiecznego zakrętu. Dopiero potem zobaczyłam, że wszystko się przewraca do góry nogami, że się autobus odwraca. Ja sobie wtedy pomyślałam - to był taki mechanizm obronny - to jest tylko film, który się za chwilę skończy i za chwilę wyłączę telewizor. A potem już się znalazłam na trawie - opowiadała.
- Można powiedzieć, że 23 lipca to moje drugie narodziny. Widocznie coś jeszcze muszę w tym życiu zrobić - dodała.
W rozmowach z członkami rodzin przewijało się jedno słowo - cud. Oni dostali nowe życie - mówili ze łzami w oczach.
Do domu prosto z lotniska pojechał 13-letni Bartek ze Świnoujścia, pozwalał na to jego stan zdrowia. Chłopak nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.
Troje rannych pozostawiono w szpitalu. Według dyrektora szpitala dr Tomasza Grodzkiego ich stan jest stabilny.
- Ranni będą wymagali krótkiej rehabilitacji, a w jednym przypadku dłuższego leczenia - dodał.
Źródło: PAP/Radio Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Jerzy Undro