- To walka o podstawowe prawa człowieka, prawa obywatela - mówiła o Czarnym Poniedziałku aktorka Maja Ostaszewska w "Faktach po Faktach".
- Widać już, że determinacja w społeczeństwie jest ogromna i że nie ma takiego poczucia, że to są jakieś poboczne sprawy kobiet - mówiła o proteście kobiet przeciw zaostrzaniu prawa aborcyjnego Ostaszewska.
"Trudno nie mówić o fanatyzmie"
Zdaniem aktorki to "walka o podstawowe prawa człowieka, prawa obywatela". Przyznała, że zaskoczyło ją to, jak wiele osób pojawiło się na demonstracji. - To jest moim zdaniem dowód na to, jak bardzo została przekroczona granica. Ten strajk był spontaniczny, zostało rzucone przez Krystynę Jandę jakieś hasło, jakaś idea i spontanicznie w tydzień zmobilizowała tak wiele kobiet - powiedziała. - Ta determinacja, ale również rodzaj jakiejś - powiedziałabym - furii, jest oczywista - stwierdziła.
Według Mai Ostaszewskiej usprawiedliwione jest nazywanie tego, co się dzieje, wokół przepisów dotyczących aborcji "fanatyzmem". - Kiedy słyszymy, że kobieta z zagrożeniem życia, nawet jeśli ma już swoje dzieci, a więc decyzja o tym, czy kontynuować ciążę łączy się z ryzykiem, że osieroci te dzieci, które już ma, że będzie zmuszana do rodzenia, to trudno nie mówić o fanatyzmie - powiedziała.
Zdaniem Ostaszewskiej "agresywna retoryka" osób chcących zaostrzenia przepisów dotyczących aborcji doprowadziła do tego, iż niektóre kobiety czują, "że to jest moment, w którym musimy opowiadać nasze osobiste historie". - Zrobiła to Krystyna Janda (we wpisie na Facebooku opowiedziała historię swoich ciąż pozamacicznych - red.), ja też opowiedziałam swoją historię, gdzie tak naprawdę zdrowie i życie mojej córeczki i moje zawdzięczam szybkiej decyzji lekarzy o tym, żeby w 32. tygodniu ciąży zrobić cesarskie cięcie i nie doprowadzać do gorszego stanu zdrowia mojego i mojej córeczki. Gdyby ta ustawa przeszła, to nie byłoby możliwe - dodała. - To jest dla mnie żenująca sytuacja, upokarzająca. Przez 20 lat uprawiania tego zawodu robiłam wszystko, żeby nie otwierać drzwi do swojej prywatności - stwierdziła aktorka.
- Aborcja jest czymś ostatecznym, myślę, że jest potwornym dramatem taka decyzja dla każdej kobiety - powiedziała Ostaszewska. - Rozumiem i wierzę w to, że często jest to jedyne wyjście - dodała. Pytana, czy poniedziałkowy protest był "manifestacją dużych miast", Ostaszewska odpowiedziała, że "ogromna część kobiet w całej Polsce cieszy się z tego protestu".
- Część z nich pisała do mnie na forach społecznościowych, że nie mogą sobie na to pozwolić, ale bardzo dziękują tym, które protestują i w tym dniu. Jesteśmy wszystkie razem. One dziś ubrały się na czarno - wyjaśniła aktorka.
Czarny Poniedziałek
Czarne ubrania, tłumy demonstrujących na ulicach, a do tego zamknięta część biur, urzędów, sklepów i innych lokali - tak wyglądał Czarny Poniedziałek w Polsce. W wielu miastach kobiety - wraz z mężczyznami - protestowały w ten sposób przez cały dzień przeciwko planom zaostrzenia ustawy aborcyjnej.
Akcja - odbywająca się także pod hasłem "Strajk Kobiet" - miała swój początek w internecie. Jej uczestniczki miały nie przyjść do pracy lub nie wykonywać swoich codziennych obowiązków. Organizatorzy zachęcali, by poparcie dla akcji wyrazić czarnym strojem.
Autor: mart/tr / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24