Po doniesieniach, ile zarabiają współpracowniczki prezesa Narodowego Banku Polskiego, Adama Glapińskiego, Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało szybkie działania, przejrzystość i transparentność. Opozycja pyta zatem o efekty prac nad ustawą o jawności zarobków w NBP. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Platforma Obywatelska i PiS zgadzają się, że sprawę wynagrodzeń w NBP trzeba wyjaśnić. Jan Maria Jackowski z Prawa i Sprawiedliwości przyznał, że na ustawę "czeka". Czeka też opozycja, ale problem polega na tym, że - choć swój projekt złożyła, to zapowiadanej propozycji partii rządzącej w tej kwestii wciąż nie ma i z PiS-u nie płyną sygnały, by ktoś w ogóle nad ustawą pracował.
- Jest ustawa Platformy Obywatelskiej. Z zapowiedzi pani rzecznik Beaty Mazurek wynika, że trwają prace - tłumaczy kolegów z PiS poseł Jackowski.
Projekty Kukiz'15 i Platformy Obywatelskiej
Podobno powstająca ustawa autorstwa PiS miałaby nie tylko ujawnić zarobki w NBP, ale też określić ich górne granice. Wiadomo, że do Sejmu trafiły już dwa projekty ustaw o jawności zarobków, autorstwa Kukiz'15 i Platformy Obywatelskiej.
Kukiz'15 chce, by zarobki najważniejszych pracowników NBP ustalał Sejm. Z kolei propozycje PO zakładają m.in. obowiązek składania jawnych oświadczeń majątkowych przez prezesa NBP, członków zarządu czy osób zajmujących kierownicze stanowiska. Dlatego opozycja przekonuje, że jest już nad czym pracować.
- Chcemy nie tylko jawności, ale chcemy stworzyć możliwość obniżenia horrendalnie wysokich wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim - mówi Stanisław Tyszka z Kukiz’15.
- W sześć godzin da się, od pierwszego czytania do podpisu prezydenta, przeprowadzić ustawę. Gdyby PiS chciał przeprowadzić ustawę o jawności zarobków w NBP, to by to przeprowadził - twierdzi Adam Szłapka z Nowoczesnej.
Z kolei Bartłomiej Wróblewski z PiS przekonuje, że "szybkie działanie w Sejmie jest zwykle związane z tym, że jest naprawdę jakaś ważna sprawa". - Ta kwestia jest istotna, ale przez 30 lat ta sprawa nie została uregulowana. Trudno oczekiwać, że zostanie to zrobione w tydzień czy dwa - dodał.
Największe kontrowersje wzbudziły doniesienia o zarobkach współpracowniczki prezesa Glapińskiego, Martyny Wojciechowskiej. Według "Gazety Wyborczej", miałaby ona zarabiać nawet 65 tysięcy złotych miesięcznie. I choć tę informację NBP zdementował, to konkretnych informacji o jej zarobkach nie podał.
- Te ustawy nie są potrzebne. Prezes Narodowego Banku Polskiego gdyby chciał, ogłosiłby informacje o tym, ile te osoby zarabiają i sytuacja byłaby czysta - ocenił Ryszard Petru z partii Teraz.
Kontrowersje wokół zarobków współpracownic Glapińskiego
Narodowy Bank Polski informuje natomiast, że prezes Adam Glapiński w ubiegłym roku zarabiał nieco ponad 63 tysiące złotych miesięcznie. Podano też przeciętne wynagrodzenie wszystkich dyrektorów w NBP, które miało wynosić około 36 tysięcy złotych miesięcznie.
Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej uważa, że zarobki w NBP powinny być proporcjonalne do kompetencji. - Problemem jest to, że mam spore wątpliwości co do kompetencji pań zatrudnionych przez pana Glapińskiego - dodała.
Prezydent już zapowiedział, że ustawę o jawności zarobków w NBP podpisze. Najpierw jednak prace nad takim projektem musi rozpocząć Sejm. Najbliższe, zaplanowane posiedzenie Sejmu - dopiero za miesiąc.
Autor: asty/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24