- Nie wiedziałem, że w domu Barbary Blidy jest broń. Wysłano mnie razem z kolegami na tzw. akcję z narażeniem własnego życia. Takie zeznania miał złożyć w prokuraturze oficer ABW, który kierował feralną operacją w domu byłej posłanki. Fragmenty publikuje "Gazeta Wyborcza".
14 stycznia Grzegorz S. złożył w łódzkiej prokuraturze obszerne wyjaśnienia. Oficer miał zeznać, że nie był na odprawie, na której omawiano zatrzymanie Blidy, bo wyjechał służbowo. Kiedy wrócił, dostał kopertę z informacją, że następnego dnia jedzie na akcję - pisze "Gazeta Wyborcza".
- Z tych danych wynikało, że mamy zatrzymać Barbarę Blidę, przeszukać dom i zabezpieczyć dokumentację - zeznał funkcjonariusz. - Poza tym poinstruowano mnie, że będzie chodziło również o tymczasowe zajęcie mienia. Nie przekazano mi żadnej informacji, że pani Blida oraz jej mąż posiadają lub mogą posiadać broń palną. (...) Gdybym o tym wiedział, to w pierwszej kolejności zabezpieczyłbym broń - cytuje zeznania oficera "Wyborcza".
Funkcjonariusz twierdzi, że w kopercie były jedynie wydruki z bazy PESEL, zdjęcie Blidy, zarządzenie prokuratury o zatrzymaniu, postanowienie o przeszukaniu i numery telefonów Blidów.
Zadanie dla brygady antyterrorystycznej - Z tego co wiem, w domu Blidy znaleziono dwie sztuki broni. Wynika z tego dla mnie, że ktoś źle rozpoznał sprawę i przekazał mi nierzetelne informacje - twierdzi oficer i dodaje: - Poza tym, zgodnie z wewnętrzną instrukcją ABW, zatrzymania osób mogących posiadać broń palną dokonuje brygada antyterrorystyczna.
Grzegorz S. przyznał jednak, że na odprawie poprzedzającej akcję poinformowano go, że "jedna z zatrzymywanych osób jest myśliwym". - Ale broń myśliwska jest duża i tym samym trudniejsza w ukryciu - zeznał funkcjonariusz. Dowódca akcji w domu Blidów podkreślił, że to oficer prowadzący śledztwo powinien przed zatrzymaniem podejrzanych sprawdzić w policyjnej bazie danych, czy mają broń.
Jak czytamy w "Gazecie Wyborczej", Grzegorz S. stwierdził, że zarządzenie o filmowaniu zatrzymań niektórych podejrzanych wydała centrala służb specjalnych.
Jak było w domu Blidów Grzegorz S. szczegółowo opisał też przebieg zdarzeń w domu Blidów. Na pytanie prokuratora, dlaczego Blidy nie przeszukano przed wejściem do łazienki, odparł: - Pani Blida była w ciasno opiętym szlafroku i uważam, że zgodnie z przepisami i adekwatnie do zaistniałej sytuacji i jej zachowania nie miałem prawa jej przeszukiwać. Z jego relacji wynika też, że Blida zachowywała się spokojne i była opanowana - relacjonuje "Gazeta Wyborcza".
36-letni porucznik Grzegorz S. z katowickiej delegatury ABW kierował feralną akcją w domu Barbary Blidy. Zdaniem prokuratury porucznik popełnił błąd, bo nie polecił funkcjonariuszom, by przeszukali kobietę i odebrali jej broń. Jest pierwszym podejrzanym w tej sprawie.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl