Sąd w Bielsko-Białej zwrócił się do administratora strony internetowej Lecha Kaczyńskiego o przedstawienie liczby wejść na nią w okresie, gdy Marek Witoszek złośliwie ją spozycjonował oraz, dla porównania, o analogiczne dane z 2008 roku. Informacje mają odpowiedzieć na pytanie, czy pozycjonowanie wpłynęło w znaczący sposób na odwiedziny witryny Prezydenta RP.
25-letni Witoszek jest oskarżony o obrazę prezydenta. Spozycjonował stronę jego Kancelarii tak, że po wpisaniu w wyszukiwarce jednego z obraźliwych słów na pierwszym miejscu pojawiała się oficjalna strona Lecha Kaczyńskiego. Działo się tak przez kilka miesięcy, do marca 2007 roku.
Pewności nie ma
Podczas dzisiejszej rozprawy w Sądzie Okręgowym zeznawał biegły z dziedziny informatyki - Piotr Kamiński. Stwierdził on, że podczas badania komputera oskarżonego odnalazł na dysku dwa programy służące do pozycjonowania stron, ale na podstawie zapisów w plikach nie był w stanie stwierdzić, czy 25-latek użył ich do popełnienia zarzucanego mu czynu.
"To trudna rzecz. Trzeba posiadać sporą wiedzę."
Biegły dodał, że na dysku znalazł pliki z instrukcją pozycjonowania stron oraz z listą słów kluczowych, używanych przy wyszukiwaniu za pomocą wyszukiwarki internetowej. Wśród nich znajdowało się wiele obraźliwych, w tym to, po którym otwierała się strona prezydenta. Kamiński podkreślił, że programy były dobrej jakości i że: "(...) to trudna rzecz. Trzeba posiadać sporą wiedzę informatyczną, żeby je napisać."
Za prezydentem nie przepada, ale obrazić go nie chciał
Obrońca wyjaśniał, że sam Witoszek przyznał, że to był głupi żart, a zarazem eksperyment, czy program przez niego napisany zadziała. Podkreślił także, że oskarżony mówił publicznie, iż nie przepada za obecnym prezydentem, ale nie oznacza to jednak, że chciałby go obrażać. Dodał, że oskarżony spozycjonował także inne strony internetowe, które dotyczyły m.in. ojca Tadeusza Rydzyka.
Źródło: RMF FM, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24