Co pcha nas do pomagania innym, a co odstręcza, kiedy chcemy pomagać, a kiedy nie - o tym w "Faktach po Faktach" psycholożka i terapeutka doktor Ewa Woydyłło-Osiatyńska, przełożona Wspólnoty "Chleb Życia" siostra Małgorzata Chmielewska i Ewa Błaszczyk, prezeska Fundacji "A kogo?".
Goście wigilijnego wydania "Faktów po Faktach" w TVN24 rozmawiali o tym, czy to świąteczny okres sprzyja ludzkiej dobroci i otwartości na innych, czy wynika to z ludzkiej natury.
"Pamiętam łzy w oczach człowieka, który pierwszy raz od lat jadł przy białym obrusie"
Przełożona Wspólnoty "Chleb Życia" siostra Małgorzata Chmielewska oceniła, że "jedno i drugie". - Święta na pewno przypominają o tym, że tak naprawdę jedziemy na tym samym wózku. Ci, którzy są słabsi, potrzebują naszej pomocy, naszego wsparcia, życzliwości - mówiła siostra. Jak dodała, "patrząc na to, co się dzieje w Polsce, ja jestem optymistką".
Przywołała przy tym historię z przeszłości. - 30 lat temu dokładnie, 24 grudnia, zrobiłam z moją przyjaciółką Tamarą i Maciejem Rayzacherem, aktorem, pierwszą w Polsce wigilię dla ludzi bezdomnych (…) na Dworcu Centralnym w Warszawie - opowiadała siostra Chmielewska.
- Pamiętam łzy w oczach człowieka, który pierwszy raz od lat jadł przy białym obrusie (…) Liczyliśmy, że będzie 100 osób, a przyszło 250. Do tej pory nie wiem, jak starczyło - wspominała wigilię dla bezdomnych w 1989 roku.
Jak mówiła, wtedy "do głowy nam nie przyszło, że po 30 latach, tych spotkań, wigilii, najrozmaitszych akcji, tysiąca różnych akcji, że to będzie". - To po prostu jest wspaniałe, choć oczywiście ciągle za mało - dodała.
"Jakąś rolę, dosyć potężną, odgrywa czas"
- Jakąś rolę, dosyć potężną, odgrywa czas, bo jednak w sezonie wakacyjnym myślimy o sobie, o swoich wyjazdach, o swoich nowych wyspach, żaglówkach, rozmaitych sprawach - mówiła Ewa Błaszczyk, aktorka i współzałożycielka fundacji "Akogo?".
Jak tłumaczyła, "jest coś takiego, że kiedy się zbliża 1 listopada (...) wchodzimy psychicznie w jesień, w zimę i wtedy się zaczyna czas takiej pogłębionej refleksji" - Odwiedzamy groby, zastanawiamy się, ile jeszcze nam zostało, rodzi się empatia pewnego rodzaju - mówiła.
- Potem Boże Narodzenie znowu jest powrotem od spraw, od rzeczy do załatwienia, jednak w stronę rodziny. Czyli znowu, czym się zajmujemy? Człowiekiem drugim - przekonywała aktorka.
Oceniła, że "jesteśmy skłonni bardzo do pomagania, tylko ludzie są bardzo zapędzeni i trzeba im pokazać konkret, jak również wynik tego konkretu". - To znaczy, że trzeba zbudować tor saneczkowy. I oni wsiądą na sanki i tam pojadą, tylko trzeba napisać, na co to jest i na koniec tej drogi pokazać, co to jest.
"Poczucie wspólnoty niestety wcale nie jest naszą mocną stroną"
Doktor Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka i terapeutka, przyznała, że te melancholijne miesiące, "na pewno są to okoliczności bardzo pobudzające wrażliwość na potrzeby w ogóle - czy to człowieka, którego znam, czy człowieka, którego nie znam".
- Ale ten rodzaj ofiarności czy takiej gotowości niesienia pomocy, czy dzielenia się, on nie wypływa z natury człowieka, nie wypływa z człowieczeństwa takiego dojrzałego, tylko raczej jest to pod wpływem pewnego nastroju. Nastrój mija i zapominamy - mówiła.
Dodała, że "w tym nastroju pomagania występuje jeszcze pewien czynnik". - To jest poczucie wspólnoty - wyjaśniała. - Poczucie wspólnoty niestety wcale nie jest naszą mocną stroną. Odwrotnie. Jakieś odcinanie się - zwróciła uwagę terapeutka. Jak tłumaczyła, występują w nas "czynniki, które tłumią wrodzoną empatię".
Jak powiedziała, ludziom potrzebny jest nawyk pomagania. - Nawyk to jest więcej niż moda, bo nie idę za czyimś głosem, ale za swoim głosem. I ten swój głos nie towarzyszy nam zawsze, a przecież ludzie potrzebują zawsze, nie tylko na wigilię - mówiła.
- Takich rzeczy jak zainteresowanie potrzebującymi, jak otwarcie się na drugiego człowieka trzeba uczyć - powiedziała doktor. Jak dodała, "uczymy się przez dobre doświadczenia (…) tak się buduje poczucie wartości".
"Do dzisiaj ludzie toną, do dzisiaj żyją w koszmarnych warunkach"
- Narracja budowana na lęku (…) przez ludzi, którzy chcieli utrzymać lub zdobyć władzę, to jest dosyć klasyczny w historii przykład. Dziel i rządź. Trzeba znaleźć wspólnego wroga i tym wrogiem był uchodźca. Jako społeczeństwo jesteśmy podatni na propagandę - mówiła siostra Małgorzata Chmielewska, zapytana o kwestie pomocy uchodźcom.
Jak dodała, "niektórzy ludzie, oczywiście nie wszyscy, którzy twierdzą, że są ludźmi wierzącymi, więc powinni być otwarci na podanie ręki bliźniemu, ten lęk wspierali argumentując to swoją wiarą - co w naszym społeczeństwie niejako dawało im glejt".
- Do dzisiaj ludzie toną, do dzisiaj żyją w koszmarnych warunkach w obozach dla uchodźców. Temat został schowany pod dywan, ale on nadal istnieje - powiedziała siostra.
- Jak coś wchodzi w rejon polityki, to się robi groch z kapustą i ludzie nierzadko reagują, nie tylko na tę sprawę, tylko dlatego, że to pochodzi nie z tego obozu albo nie od tego człowieka, od którego on by chciał. Czyli nie o sprawie rozmawiamy, tylko o tym, kto silniej tę sprawę reprezentuje - mówiła z kolei Ewa Błaszczyk.
- Jest strasznie dużo ludzi (...), którzy przychodzą i mówią, że nie mają poczucia wartości. Mowię im: "to zrób coś dobrego". Dla wielu osób było to zaskoczeniem, bo im się wydawało, że muszą iść na terapię, żeby mieć poczucie wartości. A tak naprawdę trzeba zacząć być człowiekiem, z którego będziesz dumna - powiedziała doktor Ewa Woydyłło-Osiatyńska, zapytana o to, co motywuje do pomagania innym.
Autor: akr,ft/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24