Kilkuset sędziów i prokuratorów dostało wiadomości z pogróżkami - w środku żądanie pieniędzy i groźby śmierci. Prawnicy mówią, że to efekt wycieku danych z Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Śledztwo w tej sprawie trwa od roku i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie doprowadziło do ukarania sprawców. Materiał magazynu "Polska i świat".
Sędzia Anna Głowacka z Krakowa w poniedziałek w nocy dostała pełne wulgaryzmów wiadomości z pogróżkami. Jak ustalili dziennikarze "Polski i świata", podobne groźby otrzymały setki innych osób – sędziowie, prokuratorzy, asesorzy i pracownicy sądów i prokuratur. Mówi się o blisko 400 osobach, ale pokrzywdzonych może być znacznie więcej. Wiadomości trafiły na służbowe i prywatne skrzynki e-mail prawników w całej Polsce.
- Kiedy dotyczy to bezpieczeństwa dzieci, to żarty się kończą – podkreśla prokurator z Zielnej Góry Robert Kmieciak. Dlatego część prawników już zawiadomiła policję i prokuraturę. - Sędziowie karni, którzy wydają wyroki skazujące mogą mieć poważne obawy, czy to jednak nie pochodzi od osób, które były skazane wczoraj czy pół roku temu – zwraca uwagę Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
To nie pierwszy raz, kiedy sędziowie na masową skalę dostają wiadomości z pogróżkami - wiążą to z jednym konkretnym wydarzeniem. - To jest wszystko efekt kradzieży danych osobowych z Krajowej Szkoły Sędziów i Prokuratury – uważa sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa Nowej Huty Michał Wójcik.
"Prokuratura bezradna, zachowuje się w sposób karykaturalny"
Do gigantycznego wycieku danych z Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury doszło niemal równo rok temu. Mówi się, że wyciekły wtedy dane blisko 50 tysięcy osób. Głównie imiona, nazwiska, adresy domowe i e-mail. Prokuratura prowadzi śledztwo od kwietnia 2020 roku. - Trwa to dosyć długo, nic się nie dzieje, a co jakiś czas przychodzą kolejne maile – mówi Marzena Stoces ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
Prokuratura informuje, że w sprawie łącznie jest już ponad 600 pokrzywdzonych osób. "Trwa gromadzenie materiału dowodowego - przesłuchiwanie pokrzywdzonych (...) zażądano danych teleinformatycznych, obecnie są opracowywane kolejne" – informuje Prokuratura Okręgowa w Lublinie.
Rok temu śledczy zatrzymali jednego z pracowników zewnętrznej firmy informatycznej, która pracowała dla szkoły, ale nie informuje, jaki jest jego obecny status. - Prokuratura jak we wszystkich śledztwach, które mogą prowadzić do osób znajdujących się w kręgu władzy jest bezradna i zachowuje się w sposób karykaturalny – uważa Bartłomiej Przymusiński.
Brak kar personalnych
W momencie wycieku danych szkołą kierowała Małgorzata Manowska. Niedługo później została wybrana pierwszą prezes Sądu Najwyższego. Tłumaczyła się wówczas, że "nie takim gigantom to się zdarzało". - To się zdarzyło w Pentagonie, to się zdarzyło w Światowej Organizacji Zdrowia – wyliczała. Ale to w Polsce nie widać końca śledztwa, które trwa od roku.
- Poza tym, że wiemy, że od roku trwa postępowanie, to nie wiemy, czy obejmuje odpowiedzialnością ówczesnych pracowników Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury – mówi Paweł Pik ze Stowarzyszenia Prokuratorów "Lex Super Omnia".
Urząd Ochrony Danych Osobowych uznał, że winę za wyciek danych ponosi szkoła i nałożył na nią 100 tysięcy złotych kary. Nikt w szkole nie poniósł jednak za to konsekwencji. Nie namierzono też osób, które dane wykradły, ani autorów wulgarnych pogróżek.
Michał Tracz
Źródło: TVN24