Kilkanaście dni temu widmo wścieklizny zawisło nad białostocką dzielnicą Dziesięciny. Teraz alarm ogłoszono w kolejnej części Białegostoku, na osiedlu Dojlidy Górne. Od piątku nie można tam wyprowadzać psów i kotów bez smyczy.
Powiatowy lekarz weterynarii Dariusz Filianowicz zapewniał, że nie ma powodów do paniki. Ostrzegał jednocześnie, by w razie znalezienia martwego nietoperza nie brać go w ręce bez zabezpieczenia, a najlepiej wezwać straż miejską.
Osoba, która została ugryziona, powinna natychmiast zgłosić się na przykład do sanepidu, gdzie otrzyma konieczne szczepienia.
- Jeśli zachowamy środki ostrożności, nic nam nie grozi. To nie jest nawet grypa, którą można się zarazić przez kichnięcie - mówił Filipowicz.
Atak latających ssaków
Pierwszy przypadek wścieklizny u nietoperza wykryto na początku sierpnia na osiedlu Dziesięciny. Zwierzę ugryzło kobietę, która obecnie jest poddawana serii szczepień.
Martwy nietoperz znaleziony na Dojlidach Górnych nie miał kontaktu z człowiekiem.
Straż Miejska w Białymstoku była w ostatnich dniach kilkanaście razy wzywana przez mieszkańców, którym do pokojów wpadały nietoperze. Służby radzą, by w takich sytuacjach otworzyć szeroko okno, zgasić światło i wyjść z pomieszczenia a zwierzę wyfrunie samo.
Mydło na wściekliznę
Filianowicz przypomniał, że wścieklizna to choroba, która może się przenieść na człowieka ze zwierzęcia, na przykład przez ugryzienie. Objawem choroby u człowieka jest wodowstręt, czyli mimowolne skurcze mięśni na widok lub dźwięk wody.
- Jeśli dojdzie do ugryzienia, dobrze jest kilkakrotnie umyć zranione miejsce mydłem - radził weterynarz. Obowiązkowo jednak trzeba się zgłosić do lekarza.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24