- Nie czuję się winna, czuję się zaszczuta przez media - powiedziała reporterowi "Faktów" TVN pielęgniarka, która z powodu braku skierowania odmówiła przyjęcia do szpitala 6-miesięcznego Dawida. Dziecko zmarło, bo nie udzielono mu na czas pomocy.
- Czuję się skazana przez media. Dziennikarze wydali na mnie wyrok przed zakończeniem procesu, a nawet przed postawieniem mi jakichkolwiek ewentualnych zarzutów - mówi kobieta Janowi Błaszkowskiemu z "Faktów" TVN.
Dlaczego odmówiła przyjęcia chłopca na oddział? Pielęgniarka tłumaczy, że wykonywała polecenie przełożonych. - Ordynator wydal ustne zarządzenie, że nie przyjmujemy osób bez skierowania w czasie pracy przychodni, jeśli one tego oczywiście nie wymagają. Szczególnie dotyczy to dzieci, ponieważ te do drugiego roku życia muszą badać pediatrzy - mówiła kobieta.
Jednak Piotr Kołodziej, ordynator oddziału ratunkowego szpitala w Kartuzach zaprzecza, że wydał takie zarządzenie. - Była taka praktyka, że w oddziale ratunkowym musieliśmy sami dokonywać selekcji pacjentów - tłumaczy.
Pielęgniarka: nie wiedziałam o tułaczce dziecka
Pielęgniarka argumentuje, że nie miała pojęcia, iż kobieta z dzieckiem tułała się po kilku przychodniach poszukując pomocy. Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawia matka zmarłego chłopca. Podobno mówiła personelowi medycznemu, że szpitalny oddział ratunkowy jest dla jej dziecka ostatnią deską ratunku. - Mówiłam, że z przychodni odesłano mnie do szpitala. Nie wyssałam sobie tego z palca - przekonuje "Faktach" Michalina Szuta, matka Dawida.
Matka chłopca opowiadała, że feralnego dnia jej synek odmawiał przyjmowania posiłków i miał podwyższoną temperaturę. Zaniepokojona jego stanem zdrowia, udała się do kilku ośrodków zdrowia po pomoc. Za każdym razem lekarze kierowali ją do szpitala w Kartuzach. Z kolei w szpitalu z izby przyjęć lekarze skierowali małego pacjenta na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Jednak na SOR-ze matka usłyszała, że chłopiec zostanie przyjęty, jeśli dostarczy ona skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. - Pięć osób stało i jedna czy dwie osoby się wykłócały, że muszę mieć skierowanie - relacjonuje matka chłopca.
Kobieta wraz z synem udała się po skierowanie do Sierakowic. Widząc stan dziecka, lekarz pierwszego kontaktu natychmiast wezwał karetkę. Jednak zanim pomoc przyjechała, dziecko zmarło. - No chyba powinno być inaczej. Tyle się mówi o ratowaniu życia, o pacjentach, że oni są najważniejsi, a tutaj dziecko umiera - skarży się matka.
Źródło: "Fakty" TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn