- Żądamy odwołania demonstracji, której przewodniczy ten człowiek o pseudonimie "Rambo" - mówią obrońcy krzyża spod Pałacu Prezydenckiego. Na poniedziałkowy wieczór przeciwnicy krzyża organizują "wielkie modły". Skrzykują się przez Facebooka. Przewodniczy im Dominik "Rambo" Taras. Pokojowa manifestacja ma zgodę Urzędu Miasta.
Obrońcy krzyża spod Pałacu przygotowali oświadczenie, w którym żądają odwołania poniedziałkowej manifestacji Tarasa. Uważają, że zapowiedziana jako pokojowa manifestacja przerodzi się w atak na nich. - Jesteśmy zaniepokojeni eskalacją przemocy wobec obrońców - mówią. Nie zgadzają się na ośmieszanie poglądów "patriotyczno-prawicowych". - Do tej pory pogarda dla tej grupy wyrażała się w agresji słownej. Ale teraz grupy pijanych młodych ludzi obrażają nas, głównie kobiety i osoby starsze. To bojówki takie jak w latach 30., kiedy rodziły się systemy totalitarne - twierdzą.
A poszło o pokojową demonstrację, którą szykuje Dominik Taras. Na Facebooku zwołuje ludzi do "Akcji Krzyż".
Namawia warszawiaków, żeby w poniedziałek o godz. 23 przyszli pod krzyż pośmiać się z sytuacji i rozpocząć "wielkie modły". Chęć uczestnictwa zadeklarowało już ponad 3,5 tysiąca osób.
Taras poprosił o zgodę na pokojową manifestację w Urzędzie Miasta. Zgodę dostał. Manifestacja odbędzie się więc legalnie. Ma potrwać od 23 do 1 w nocy.
Z uśmiechem, bez prowokacji
Po internecie krążą zdjęcia Tarasa trzymającego karabin i pistolety. - Czy ludzie wiedzą, kim on jest? - pytają zaniepokojeni internauci. Sam Taras odżegnuje się od fotografii tłumacząc, że są one jedynie przejawem jego "działalności artystycznej" sprzed dwóch lat. I zapowiada, że żadnej broni pod Pałac przynosić nie zamierza. Tłumaczy, że od wielu lat interesuje się historią i militariami, a broń, z którą pozuje do zdjęcia, jest tylko atrapą. - Jedyną rzecz, jaką może zrobić ten karabinek snajperski, to zetrzeć naskórek - mówi w TVN24 Taras.
Zastrzega, że zdjęcia były opublikowane bez jego wiedzy i zgody. - To ASG (repliki broni palnej strzelające najczęściej plastikowymi kulkami - red.). Wielu harcerzy się w to bawi, bo to świetna zabawa na świeżym powietrzu - dodaje Taras. Inne niepokojące zdjęcie przedstawiające rozłożone mapy, a na nich broń i łuski nie są, jak tłumaczy, dokumentacją ataku na szkoły - jak się to sugeruje. - Układałem to wszystko 20 min. Chciałem mieć ładną tapetę - tłumaczy mężczyzna.
To, co się tu dzieje, to kult, fanatyzm, zbiorowa hipnoza. Wybraliśmy swoich politycznych reprezentantów. Dlaczego jest więc ciche przyzwolenie na tę gehennę? 3 sierpnia krzyż powinien był spocząć w kościele, a od czasu, kiedy to się nie udało, wszyscy milczą: politycy, harcerze, kościół. Nam się to nie podoba Dominik Taras, organizator demonstracji
Protest ma być pokojowy. A nawet, czego trudno nie zauważyć - prześmiewczy. W programie zgromadzenia znajdują się bowiem dla przykładu takie punkty: "24:00 - Księżyc wchodzi w fazę nowiu, napełniając nas energią". "24:05 - Każdy uprawia swój rytuał religijny do dowolnej postaci duchowej lub materialnej jednocześnie wzywając swoje prawa do tego".
- Pójdziemy tam z pokojem i miłością - deklaruje Taras tłumacząc, że uczestnicy demonstracji chcą tylko wyrazić sprzeciw wobec tego, co dzieje się pod Pałacem Prezydenckim. - To, co się tu dzieje, to kult, fanatyzm, zbiorowa hipnoza. Wybraliśmy swoich politycznych reprezentantów. Dlaczego jest więc ciche przyzwolenie na tę gehennę? 3 sierpnia krzyż powinien był spocząć w kościele, a od czasu, kiedy to się nie udało, wszyscy milczą: politycy, harcerze, kościół. Nam się to nie podoba - mówi organizator.
- Podziwiam tych ludzi pod krzyżem. Oni to wszystko robią z takim zaangażowaniem, z sercem, tyle, że robią to źle. To, co tam się dzieje, to terror tego budynku i miejsca - stwierdza Taras.
"Nie sponsoruje mnie poseł Palikot"
Uprzedzając wszelkie pytania o powiązania polityczne Dominik Taras zapewnia, że nie działa na niczyje zlecenie. - Nie sponsoruje mnie poseł Palikot - śmieje się. - Pomysł narodził się dzień po nieudanej próbie przeniesienia krzyża. Pomyśleliśmy ze znajomymi, że pójdziemy pod Pałac. Porozmawiamy z ludźmi, którzy tam się zebrali. Może wystraszymy ich, że chcemy zabrać krzyż - opowiada organizator.
Potem okazało się, że osób niezadowolonych z tego, że symbol religijny tkwi pod miejscem zamieszkania i urzędowania prezydenta, jest więcej. - Dzwonili do mnie znajomi, pisali na gadu-gadu. Potem rozpoczęły się telefony od różnych osób z poradami prawnymi, bo organizacja takiej pikiety nie jest wcale łatwa - mówi.
Potem wydarzenia potoczyły się lawinowo. - Założyłem wydarzenie na Facebooku. Wieczorem było 9 osób chętnych do wzięcia udziału w demonstracji, rano już ponad 40 - opowiada Taras. Około godziny 14. zdeklarowanych do wzięcia udziału w wydarzeniu było ponad 4 tys.
Namawiali żeby zrezygnował
W poniedziałek rano Dominik Taras spotkał się ze stołecznymi urzędnikami - informuje TVN Warszawa. Organizator porozmawia z nimi jeszcze raz około godz. 16. Jak mówił stacji szef gabinetu prezydent miasta, wtedy ma się wyjaśnić, ilu mundurowych będzie ochraniać zgromadzenie. Jarosław Jóźwiak zapewnił, że takie spotkania to standardowa procedura.
Z nieoficjalnych informacji TVN Warszawa wynika jednak co innego. Urzędnicy mieli namawiać Tarasa, by zrezygnował z organizacji pikiety. Zarzucono mu, że nie jest przygotowany. Nie wiedział na przykład, że musi zapewnić ochronę i opiekę medyczną - pisze tvnwarszawa.pl.
- Ludzie są tak zdeterminowani, że i tak przyjdą, nawet bez zezwoleń - skomentował Taras jeszcze przed spotkaniem z urzędnikami.
Na zakaz za późno
Już wiadomo, że została podjęta decyzja o zastosowaniu środków bezpieczeństwa. - Zdecydowaliśmy o odgrodzeniu krzyża mocnymi barierkami - powiedział TVN Warszawa Tadeusz Grzybowski, wicedyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.
Barierki i obstawa to jedyne, co może teraz zrobić urząd miasta. Zakazać pikiety już nie można. - Moglibyśmy zakazać, gdyby organizatorzy w zapowiedzi mówili o użyciu siły, albo zaczęli gromadzić przed pałacem np. ciężki sprzęt - mówi Jóźwiak i dodaje, że "polskie przepisy w tym zakresie są jednymi z najbardziej liberalnych w Europie".
"Chcieli cyrk, to go zobaczą"
Podczas demonstracji ma nastąpić próba przeniesienia krzyża do Kościoła św. Anny. Wszystko jednak ma pozostać w bezpiecznych granicach. - Apeluję do naszych uczestników, by wstrzymali się z jakąkolwiek prowokacją. Nie my tu plujemy jadem i nie my jesteśmy ofiarami zbiorowej hipnozy. Nie dawajcie się również sami sprowokować, musimy być mili i uśmiechnięci - nawołuje na Facebooku Taras.
Zachęca również do przyniesienia gadżetów i przebrania się w kostiumy. - Chcieli cyrk, to go zobaczą! - pisze.
Macierewicz angażuje prokuraturę
Antoni Macierewicz - szef zespołu ds. katastrofy smoleńskiej - zawiadomił w poniedziałek prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Dominika Tarasa - organizatora manifestacji i prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz, która wydała zgodę na demonstrację.
Poseł PiS w piśmie do prokuratora generalnego podkreśla m.in., że Taras mógł dopuścić się przestępstwa polegającego na zorganizowaniu zgromadzenia publicznego, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób.
Z kolei Hannie Gronkiewicz-Waltz Macierewicz zarzuca, że jako prezydent Warszawy, nie dopełniła ciążących na niej obowiązków i nie wydała zakazu zgromadzenia publicznego zorganizowanego przez Tarasa, którego odbycie może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi, co - jak napisał - "sprowadza powszechne zagrożenie bezpieczeństwa publicznego".
Bo nie ma gwarancji
W uzasadnieniu Macierewicz napisał m.in., że organizator manifestacji nie gwarantuje spokojnego przebiegu zgromadzenia. - A tym samym ma świadomość istniejącego zagrożenia dla porządku i bezpieczeństwa publicznego - argumentuje Macierewicz.
Ponadto według Macierewicza, zapowiedź próby przeniesienia krzyża jest prowokacją, która "godzi w powszechnie zaakceptowany fakt obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim" i w zobowiązanie Kancelarii Prezydenta.
Dominik Taras, jak powiedział w rozmowie z TVN24, nie rozumie powodów złożenia zawiadomienia na niego do prokuratury. - Nie jestem socjopatą, czy chorym człowiekiem. Nie można mnie oceniać na podstawie zdjęć - powiedział.
Tusk: Gorąco jest, bo słońce parzy
Do planowanej wieczorem demonstracji odniósł się premier Donald Tusk. PYtany przez dziennikarzy, czy sądzi, że przed Pałacem Prezydenckim "będzie gorąco", odparł: - Nie sądzę, gorąco to jest, bo słońce parzy. Jesteśmy odpowiedzialni za to, żeby tam był jakiś względny porządek, bo oczywiście przy takim bardzo momentami fanatycznym podejściu do sprawy to trudno, żeby to miejsce wyglądało godnie, tak jak powinno wyglądać - tłumaczył. Zapewnił, że służby zadbają o porządek.
Posłowie PiS złożą wieniec
Tymczasem posłowie PiS zapowiadają, że we wtorek rano, czyli równo cztery miesiące po katastrofie prezydenckiego samolotu złożą przed krzyżem wieniec. Najprawdopodobniej będzie wśród nich prezes partii Jarosław Kaczyński.
Uroczystość poprzedzi msza święta w intencji ofiar katastrofy, która odbędzie się w pobliskim kościele seminaryjnym. PiS zaprosił na uroczystość przedstawicieli wszystkich klubów parlamentarnych. Rzecznik klubu PO Andrzej Halicki zapowiada, że posłowie PO nie pojawią się przed Pałacem na zaproszenie PiS. Rzecznik SLD Tomasz Kalita również powiedział, że posłowie Sojuszu nie wybierają się pod krzyż.
Źródło: tvn24.pl, PAP, tvnwarszawa.pl