Nie będzie śledztwa w sprawie podejrzenia przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych i ujawnienia tajemnicy, dotyczącej kodu DNA dziecka Anety Krawczyk, poinformowała w piątek Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Jak wyjaśnił rzecznik prasowy warszawskiej prokuratury Dariusz Ślepokura, powodem odmowy wszczęcia śledztwa było przedawnienie karalności ewentualnego naruszenia prawa.
Postępowanie sprawdzające w tej sprawie prokuratura wszczęła w drugiej połowie marca po artykule "Gazety Wyborczej" pt. "DNA dla Leppera". "GW" napisała, że na przełomie 2006 i 2007 r. ówczesny premier Jarosław Kaczyński miał przekazać Lepperowi kod DNA dziecka Anety Krawczyk, bohaterki seksafery w Samoobronie, zanim prokuratura zbadała, czy szef Samoobrony jest jego ojcem. "Mając DNA dziecka, Lepper mógł sam sprawdzić, zanim zrobiła to prokuratura, czy rzeczywiście jest ojcem, jak domniemywała Aneta Krawczyk. A gdy się upewnił, że ojcem nie jest, mógł triumfalnie odpierać zarzuty" - napisała "GW".
Jak poinformowała wówczas rzeczniczka prokuratury Monika Lewandowska, "w związku z tym artykułem Prokuratura Okręgowa w Warszawie wdrożyła postępowanie sprawdzające w kierunku podejrzenia popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych oraz ujawnienia osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę postępowania". Wyjaśniła, że chodzi o to postępowanie, w którym zlecono opinię genetyczną w celu ustalenia kodu DNA dziecka Krawczyk. Dodała, że w postępowaniu sprawdzającym - wszczętym z urzędu - prokurator wystąpi o akta sprawy, bo na razie prokuratura opiera się tylko na artykule gazety.
Zaprzeczenia PiS. "To kłamstwo"
Rzecznik prasowy PiS Adam Hofman informacje "Gazety Wyborczej" nazwał wtedy kłamstwem. "Jarosław Kaczyński nigdy nie posiadał żadnych materiałów pozwalających na identyfikację kodu genetycznego dziecka Anety Krawczyk. Nie przekazywał również Andrzejowi Lepperowi żadnych informacji pozwalających na potwierdzenie tożsamości ojca tego dziecka" - oświadczał Hofman.
"GW" podawała, że sprawa wyszła na jaw podczas procesu wytoczonego przez Kaczyńskiego swemu byłemu wicepremierowi Romanowi Giertychowi za jego zarzut, że jako szef rządu prezes PiS miał zbierać haki na opozycję i własnych koalicjantów. Zdaniem gazety w styczniu w warszawskim sądzie kolega Giertycha z LPR Wojciech Wierzejski zeznał: - Pan Lepper poinformował mnie, że Jarosław Kaczyński dał mu wyniki testów DNA [dziecka Anety Krawczyk-red.], aby sprawdził, czy jest ojcem dziecka.
Zeznanie Kaczmarka "niewiarygodne"
Ponadto "GW" pisała, że w lutym miał też zeznać w sprawie DNA - w trybie niejawnym - Janusz Kaczmarek, były prokurator krajowy. Gazeta przytoczyła jego zeznanie: - Toczyło się postępowanie dotyczące seksafery w Samoobronie, zaszła konieczność przebadania, kto był ojcem dziecka Anety Krawczyk celem sprawdzenia wiarygodności świadka, a z drugiej strony, gdyby się okazało, że ojcem jest Lepper, to również uprawdopodobnienia, że dochodziło do wykorzystania seksualnego Krawczyk. W sprawie została wydana opinia medyczna i pan Ziobro poprosił mnie o jej kopię, bo będzie chciał z nią zapoznać powoda (Kaczyńskiego). Taką kopię otrzymał ode mnie pan Ziobro, ale nie wiem, czy ją przekazał powodowi.
Ziobro zaprzeczył, że dostał od Kaczmarka test DNA dziecka Krawczyk; jego zdaniem Kaczmarek jest niewiarygodny.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24