Nerki, jak towar, wystawione na sprzedaż. Cena? Od 10 tys. złotych w górę. W internecie pełno jest ogłoszeń potencjalnych dawców. Choć jest to nielegalne i karalne, reporterowi TVN24 bez problemu udało się dotrzeć do ludzi gotowych sprzedać swoje organy. Lekarze i policja twierdzą, że w Polsce nie ma podziemia przeszczepów, ale jest całkiem prawdopodobne, że organy trafiają zagranicę.
Kilkadziesiat komend w całym kraju i kilkuset policjantow. Tak kilka tygodni temu wyglądalła duża akcja CBŚ wymierzona w ludzi probujacych sprzedać swoje organy w internecie. Wśrod zatrzymywanych policjanci szukali miedzy innymi tych, którzy mogą być powiązani z międzynarodowymi grupami przestępczymi, zajmujacymi się handlem żywym towarem.
- Handel ludźmi jest bardzo intratnym przedsięwzięciem przestępczym, a handel organami jest częścią handlu ludźmi. To może być zatem element zainteresowania świta przestępczego - mówi Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji.
Tym bardziej, że już samo zamieszczenie ogłoszenia jest przestępstwem. Grozi za to rok wiezienia. Reporter "Czarno na białym" sprawdził, kto kryje się za takimi ogłoszeniami.
Konieczność?
Jaka jest cena pana nerki? - pyta przez telefon. - Nie wiem. Powiem Panu, że to nie jest rozmowa na telefon. Są takie czasy, że jeszcze można mieć problemy - odpowiada mężczyzna, który zamieścił ogłoszenie. I proponuje spotkanie. Dochodzi do niego w jednym z małych mazowieckich miasteczek.
Mężczyzna na początku jest ostrożny. - Wczoraj nie mogłem zasnąć, bo stresowałem się, czy to nie jest jakaś prowokacja. Jestem jedynym żywicielem rodziny i też się martwię. Nigdy nie miałem problemów z prawem - przekonuje reportera TVN24.
Boi się, że w każdej chwili ktoś może go aresztować. Cały czas bacznie obserwuje przejeżdżające samochody. I jasno powtarza, że "musiał zaryzykować". Mężczyzna niedawno stracił pracę. Zostały długi. Za swoją nerkę chce 10 tys. zł. - Mam dwójkę małych dzieci. Żona też nie pracuje. Pozapożyczałem się u rodziny i tak to wygląda. Robię to dla rodziny - mówi.
"Nie mam wyboru"
Ten mężczyzna to nie jedyny przypadek. W jednym z miast na Śląsku reporter "Czarno na białym" spotkał się z kobietą, która za swoją nerkę chce 40 tys. zł. Jednak już na początku rozmowy jest skłonna zejść z ceny do 30 tys. zł.
Kobieta ma ogromne długi, postępowanie komornicze w toku i 3,5-letnie dziecko chore na astmę. Pracuje w sklepie - na pół etatu. - Praktycznie pieniędzy nie mam. Na utrzymanie, na jedzienie zostaje mi 200 zł. Nie mam żadnego innego wyboru. Gdyby był inny wybór, to jeszcze był przemyślała, choć boję się, że może być tak, że nie przeżyję - przyznaje.
Tylko bliskim
Policjanci twierdzą, że na takie ogłoszenia mogą odpowiedzieć ludzie, którzy wcale za pobrane organy nie zamierzają płacić.
W Polsce oficjalnie podziemia transplantacyjnego nie ma. Nigdy nie zatrzymano osoby, która sprzedała lub kupiła nerkę czy inny narząd. Nie zanotowano też nielegalnego przeszczepu.
Według prawa nerkę możemy oddać tylko bliskiej osobie i tylko bezpłatnie. Zdaniem lekarzy, nerka od żywego dawcy jest nieporównywalnie lepsza niż ta pobrana od zmarłego. Z prawdziwej wartości organów czesto nie zdają sobie sprawy ludzie, którzy chcą je sprzedać.
Autor: mn//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24