Nie fotoradary, nie mandaty i nie widok policjanta z lizakiem, ale bioenergoterapeuta z różdżką i ekrany ściągające złą energię - to nowe pomysły drogowców na walkę z piratami drogowymi. Trzy warszawskie skrzyżowania już zostały uzbrojone w pochłaniacze złych emocji. Są ponoć pierwsze efekty pracy "naturalnych policjantów"...
W maju ubiegłego roku warszawscy drogowcy wezwali bioenergoterapeutę na trzy bemowskie skrzyżowania: Powstańców Śląskich z Wrocławską, Powstańców Śląskich z Radiową, Radiową przy Wojskowej Akademii Technicznej. Różdżkarz ściągnął z tych miejsc całą złą energię, a drogowcy dodatkowo zainstalowali za ponad dwa tysiące złotych tzw. odgromniki, które miały neutralizować negatywne fale pod nieobecność bioenergoterapeuty. Absurd?
Przestrzegają "po dobroci"
Okazuje się, że niekoniecznie, przynajmniej jeśli wierzyć policyjnym statystykom. W ubiegłym roku na wspomnianych wyżej skrzyżowaniach praktycznie codziennie dochodziło do jakichś kolizji. - W tym roku miejsca te nie pojawiają się na mapie wypadkowej stolicy - pisze "Życie Warszawy".
– Wcześniej próbowaliśmy ograniczyć liczbę wypadków metodami inżynierskimi, ale wszystkie zawiodły – twierdzi rzeczniczka Zarządu Dróg Miejskich Urszula Nelken. – Sięgnęliśmy po metodę niekonwencjonalną, bo ginęli ludzie - dodaje.
Policjanci wolą mandaty...
Ale eksperymenty z różdżką to nie zabawa dla prawdziwych mężczyzn i dlatego policjanci nie kryją zdziwienia i nieufności wobec nowego pomysłu.
– Pierwszy raz słyszę o zainstalowaniu na Bemowie ekranów pochłaniających złą energię. Wiem jedno: na to skrzyżowanie wysyłaliśmy policjantów. Karali mandatami kierowców łamiących przepisy – mówi Wojciech Pasieczny, zastępca naczelnika stołecznej drogówki. Jego zdaniem to właśnie tradycyjne metody, czyli "policyjne rachunki" za nieprzepisową jazdę zwiększyły cierpliwość i ostrożność kierowców na warszawskich skrzyżowaniach.
Okazuje się, że racjonalne sposoby walki z piratami drogowymi czasami też działają bez zarzutu. Przez lata fatalną sławą cieszyło się na przykład warszawskie skrzyżowanie ul. Andersa z Anielewicza. Od dwóch lat skrzyżowanie zniknęło z policyjnych statystyk. Powód? Miejski inżynier Janusz Galas zgodził się wyłączyć je z programu tzw. "zielonej fali", skracając tym samym czas, gdy paliło się dla pieszych czerwone światło. dzięki temu przechodnie przestali przebiegać przez tory i jezdnię.
Źródło: "Życie Warszawy"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24