Od miesięcy stoi na płycie postojowej, LOT za to płaci a amerykański właściciel toczy z ubezpieczycielem spór o miliony dolarów. Nikt do niego nie zagląda, bo nie może. To szara prawda o losach boeinga, którym kpt. Wrona wylądował spektakularnie na Okęciu. Ostatni realny pomysł dotyczący jego przyszłości: przerobić go na samolot cargo. - Z perspektywy działalności spółki "Papa Charlie" staje się coraz bardziej zbędny - przyznaje rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski.
Już kilka dni po awaryjnym lądowaniu lecącego z Newark boeinga 767 prezes PLL LOT Marcin Piróg zapowiadał, że ”za około trzy miesiące samolot powinien wrócić do eksploatacji”. Od tamtego momentu minęło pięć miesięcy a maszyna nie tylko nie lata, ale nie zdecydowano nawet, czy w ogóle warto ją remontować.
Stanowisko w tej sprawie od wielu tygodni próbują wypracować amerykański właściciel samolotu – firma Air Castle – i niemiecki ubezpieczyciel Lufthansa Group. – Ten proces trwa dłużej niż oczekiwaliśmy, ale na początku marca decyzja powinna być już znana – mówił w połowie lutego Piróg. Nic z tego.
I bez ”Papy” jest czym latać
Ale dzisiaj w PLL LOT na decyzję w sprawie losów boeinga, najmłodszego z floty samolotów szerokokadłubowych, nikt nie czeka już z niecierpliwością. – Oczywiście patrzymy na rozwój wypadków, ale nie zmienia to faktu, że mamy czym latać i siatka połączeń na braku decyzji ws. ”Papy Charliego” (od ostatnich liter znaków rejestracyjnych maszyny: SP-LPC) nie cierpi – zaznacza rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski. Cierpią za to, choć – jak zapewniają przedstawiciele spółki – w marginalnym stopniu, jej finanse.
- Płyta postojowa kosztuje. A samolot stoi na niej od pięciu miesięcy – przypomina Chorzewski. O jakich pieniądzach mowa? Tajemnica handlowa. – Bez porozumienia z Zarządem Spółki nie mogę niestety udzielić odpowiedzi na tak postawione pytanie. Jeśli uzyskam w tym zakresie właściwą informację odzwierciedlającą stanowisko Zarządu, przekażę ją w formie oficjalnego komunikatu – ucina w rozmowie z tvn24.pl Monika Siwek z niezależnej od PLL LOT spółki LOT AMS, zapewniającej obsługę techniczną samolotów na Okęciu.
Szanse na lot? ”Niewielkie”
Równie tajemniczy są przedstawiciele właściciela maszyny z Air Castle i ubezpieczyciela. Pierwsi w ogóle nie odpowiedzieli na nasze pytania dotyczące postępu w rozmowach i przyszłości maszyny. – A nam nie wolno powiedzieć absolutnie nic na ten temat. Jesteśmy zobowiązani do zachowania tajemnicy ubezpieczeniowej – stwierdził z kolei Marcin Jaworski, rzecznik Towarzystwa Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta S.A., przedstawiciela Lufthansa Group w Polsce.
Według naszych informacji do osiągnięcia porozumienia między właścicielem a ubezpieczycielem ciągle jest bardzo daleko i nikt nie oczekuje finału w najbliższych tygodniach. Firmy spierają się przede wszystkim o to, ile warta jest dzisiaj maszyna. Powód? W przypadku, gdy koszty remontu przekroczą 70 procent jej wartości, strony mogą zdecydować o jej ”skasowaniu”.
- Szanse na to, że ten samolot wzbije się jeszcze w powietrze z pasażerami PLL LOT są dzisiaj bardzo niewielkie. Ale faktem jest, że żadna ostateczna decyzja ciągle nie zapadła – przyznaje Chorzewski.
Idzie nowe. Boeing Wrony zbędny
W ostatnich miesiącach władze spółki z każdym tygodniem coraz bardziej dystansowały się od decyzji i losów dotyczących ”Papy Charliego”. Powodów jest kilka. Pierwszy: niedawno przedłużono czas obowiązywania umowy na wynajem zastępczego boeinga od ukraińskiego przewoźnika Aerosvit. Drugi: pod koniec roku w Warszawie mają pojawić się pierwsze boeingi 787 ”Dreamliner”. Jeśli w ich dostarczaniu nie będzie żadnych poślizgów to w marcu przyszłego roku flota LOT-u – z pięcioma nowymi ”Dreamlinerami” – będzie najmłodszą wśród europejskich przewoźników.
– Nawet jeśli decyzja w sprawie naprawy uszkodzonego 1 listopada boeinga zapadłaby na dniach to szansa na to, by wrócił on do służby wcześniej niż pod koniec roku, jest minimalna. Naprawy strukturalne, silniki, przeglądy – lista rzeczy, które trzeba wykonać jest bardzo długa. A na części też się czeka w kolejce, jeśli nie nada im się ”wysokiego priorytetu dostarczenia” i odpowiednio więcej za to nie dopłaci – mówi w rozmowie z nami jeden z mechaników LOT AMS, który dobrze zna tę maszynę. – Nie ma się co oszukiwać: taki samolot dla każdego jest problemem. Ale szkoda go, bo był to najlepszy LOT-owski boeing – dodaje.
– Prawda jest taka, że z perspektywy działalności spółki ten samolot rzeczywiście staje się coraz bardziej zbędny – mówi wprost Chorzewski.
A może cargo?
Większość scenariuszy dotyczących przyszłości maszyny już dzisiaj można jednak włożyć między bajki. Jednym z takich scenariuszy jest możliwość przekazania boeinga do Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.
– Nikt, kto ma świadomość wartości samolotu, nawet w takim stanie, nie odda go za darmo – usłyszeliśmy w PLL LOT.
A jaki scenariusz, oprócz skasowania samolotu, jest dziś najpoważniej brany pod uwagę? – Cały czas realny jest pomysł przerobienia tego samolotu na maszynę typu cargo – zdradza rzecznik PLL LOT.
Łukasz Orłowski / ola
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: jackowlew / Kontakt24