- To nie była zemsta, wyrok, samosąd, to nie było pastwienie się. Broniłem siebie i rodziny - tłumaczył w "Kropce nad i" motywy głośnego podwójnego morderstwa Artur Bryliński, pierwowzór bohatera filmu "Dług" Krzysztofa Krauzego. - Nie byłem jednak tak szlachetnym człowiekiem, jak bohater filmu - zaznaczył jednocześnie.
Skazany na 25 lat więzienia za podwójne morderstwo i korzystający z okresowego przerwania kary Bryliński przyznał, że jego życie różniło się od tego, które wiódł Adam z filmu Krauzego. - Nie miałem wtedy żony, nie planowałem zbudować domu. Mieliśmy pomysł na życie, chcieliśmy zrobić interes na kosmetykach. Nie dostaliśmy kredytu i wtedy pojawił się Grzegorz... - opowiadał Bryliński - Powiedział, że ułatwi nam otrzymanie kredytu. Potem już mówił, że jesteśmy winni mu pieniądze za jego czas i zaagażowanie - dodał.
"Straszył, że porwie mi siostrzeńca"
Bryliński mówił o motywach zbrodni z 1994 roku. - Czasem człowiek napotyka na mur i nie może go przebić. Grzegorz straszył, że porwie mojego 6-letniego siostrzeńca - opowiadał Bryliński. - Zastanawiałem się, co powiem rodzicom, siostrze. Przepraszam, że mam tak groźnego znajomego? - tłumaczył.
Człowiek w trudnej sytuacji, z klapkami na oczach, często dokonuje złych wyborów. Być może Grzegorz i Mariusz nie musieliby zginąć Człowiek w trudnej sytuacji, z klapkami na oczach, często dokonuje złych wyborów. Być może Grzegorz i Mariusz nie musieliby zginąć
Bryliński przekonywał, że działał pod wpływem emocji i długookresowego permanentnego stresu. - To są trudne sprawy. Człowiek w trudnej sytuacji, z klapkami na oczach, często dokonuje złych wyborów. Być może Grzegorz i Mariusz nie musieliby zginąć - mówił gość Moniki Olejnik. Pytany, czy dziś zachowałby się inaczej odparł: Mam nadzieję, że tak, ale gdybym dziś znów miał 28 lat i przez 2 lata byłbym pod tak silną presją...
"Rodzina była smyczą"
Pierwowzór bohatera "Długu" tłumaczył, że dokonał zbrodni w poczuciu bezradności. - Niektórzy się wieszają, inni uciekają za granicę, szczęśliwi, że są sami. Ja miałem tu rodzinę. Wtedy myślałem, że rodzina to smycz, która trzyma mnie na uwięzi, krępuje ruchy - mówił Bryliński. Wyznał też, że nie mógł liczyć na pomoc policji. - Pamiętam jak Grzegorz wiózł mnie związanego z tyłu. Podjechaliśmy pod komendę policji. Grzegorz zadzwonił. Wyszedł do nas policjant... - relacjonował Bryliński. - Grzegorz nie musiał mnie torturować. Wystarczy, że wiedziałem, że może to zrobić - dodał.
"Oprawcy nie byli dręczeni"
Gość "Kropki nad i" powiedział, że podwójne zabójstwo z 1994 roku miało być zbrodnią doskonałą. - To nie była jednak zemsta, wyrok, samosąd. To nie było pastwienie się, mimo zbeszczeszczenia zwłok. Oprawcy nie byli przez nas dręczeni - zarzekał się Bryliński.
Mówił też o 12 latach spędzonych w więzieniu. - Starałem się tam być człowiekiem. Starałem się nikogo nie skrzywdzić. Był czas, że zacząłem grypsować, ale nie chcę o tym mówić - wyznał.
Opowiadał również o dwóch ostatnich latach spędzonych na wolności. - To były dobre lata, mogłem pomagać rodzinie - powiedział. Zapytany, czy ma dziś kontakt z biorącym udział w zabójstwie Sławkiem (Sławomirem Sikorą, ułaskawionym w 2005 r.), odparł, że nie. - Nasze drogi się rozeszły. Cieszę się jednak, że Sławek jest na wolności - powiedział.
Nie można przypisać mi niskich pobudek. Zabiłem z obawy o własną rodzinę Nie można przypisać mi niskich pobudek. Zabiłem z obawy o własną rodzin
Na koniec Bryliński wyznał: - Nie można przypisać mi niskich pobudek. Zabiłem z obawy o własną rodzinę. Dodał też, że wierzy w Boga i, że ma nadzieję, iż mu wybaczy. - Myślę, że Bóg mi wybaczy prędzej niż ludzie - podsumował.
Prześladowany przez gangsterów
Artur Bryliński, skazany w 1997 roku na 25 lat więzienia za zabójstwo i obcięcie głów dwóm prześladującym go wcześniej gangsterom jest ostatnim z trzech sprawców tej głośnej zbrodni, na którym ciąży wyrok sądowy. Jego wspólnik Sławomir Sikora został ułaskawiony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w ostatnich dniach jego urzędowania, a trzeci z oskarżonych Tomasz K., którego rolę sąd uznał za pomniejszą, odsiedział już swój wyrok.
Na początku lat 90. młodzi biznesmeni Bryliński, Sikora i Tomasz K. wplątali się w układy z pochodzącym ze Śląska Grzegorzem G., zajmującym się m.in. handlem kradzionym towarem i wymuszaniem zwrotu fikcyjnych długów. Pewnego dnia G. zażądał od nich zwrotu nieistniejącej pożyczki. Szantażował ich, groził śmiercią, zmuszał do popełniania przestępstw (m.in. fałszowania czeków).
Przyznał się do winy
Brylińskiemu zabrał dokumenty i odcisnął na nożu jego odciski palców, strasząc, że podrzuci ten nóż w miejscu jakiejś zbrodni. W marcu 1994 r. Bryliński z kolegami zwabił Grzegorza G., który przyjechał ze swym "ochroniarzem", Mariuszem K. W mieszkaniu Sikory skrępowali ich i wywieźli za miasto. W lesie pod Maciejowicami obaj prześladowcy zostali zabici - nożem i tasakiem.
Odcięte piłką do metalu głowy obu ofiar zostały zmasakrowane, by utrudnić ich identyfikację. Sprawcy pozbyli się bezgłowych ciał, wrzucając je w foliowych workach do Wisły. Głowy i narzędzia zbrodni wrzucili do Pilicy. Zbrodnia wyszła na jaw po kilku dniach, gdy ciała wypłynęły na brzeg. Sprawcy przyznali się do winy i szczegółowo o niej opowiedzieli.
Te zdarzenia stały się kanwą głośnego filmu Krzysztofa Krauzego pt. "Dług". Reżyser nie ukrywał, że film to jego głos za ułaskawieniem sprawców zbrodni, którzy byli jednocześnie ofiarami.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24